Test Faceta: Citroen DS3 Racing

Spośród wszystkich męskich zabawek szybkie samochody od dziesięcioleci znajdują się w ścisłej czołówce tych ulubionych. Dlatego, jeśli nadarza się okazja powożenia bryczką nieco szybszą niż auto typowego Kowalskiego, nie waham się ani minuty. Tym razem w moje łapska wpadł mały diabeł - Citroen DS3 Racing!


Zacznę od formułki, którą przez tydzień za kierownicą DS3 R recytowałem dziesiątki razy. Mały francuski hot hatch ma pod maską silnik 1.6 Turbo o mocy 207 koni, przyspieszanie do setki trwa 6,1 sekundy, a prędkość maksymalna to ponad 230 km/h. Ile pali? Powiem tak: nie testowałem go pod kątem "rajdu o kropelce", ale średnia z 1300 kilometrów, wynosząca 7,9 litra, nie jest złym wynikiem.

Skoro podstawowe kwestie mamy już za sobą, możemy przejść do konkretów. Dlaczego DS3 Racing? Przecież ten model jest na rynku już od 2011 roku. Odpowiedzi jest kilka. Po pierwsze, od dawna chciałem sprawdzić, jak radzi sobie w cywilnej wersji wóz, którym Sebastian Loeb królował na trasach WRC. Po drugie, lubię francuski przepis na hot hatche. I po trzecie, po lifcie DS3 Racing jest piękniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Reklama

Przygotowany przez ekipę Citroen Racing malec jest moim zdaniem kompozycją niezwykle udaną. Zwarta, sportowa sylwetka, obniżone zawieszenie, duże aluminiowe felgi, kubełkowe fotele (i co z tego, że identyczne były w Peugeocie 207 RC?) i mnóstwo detali podkreślających charakter i przeznaczenie samochodu. To nie jest niepozorny seryjny wóz, do którego wsadzono podrasowany silnik. Tutaj wszystko wręcz krzyczy: "Lubię zapier...dzielać!". I nie są to słowa rzucane na wiatr.


Już pierwszy rzut oka na nowego DS3 Racing z łatwością pozwala dostrzec mnogość rajdowych akcentów. Duża naklejka "R" na każdym boku, czerwone zaciski hamulcowe, szachownica na dachu oraz nad progami, a także specjalność zakładu - czarny matowy lakier i złote akcenty (felgi, dach, lusterka).

Zwłaszcza połączenie kolorów jest doprawdy genialne. Mat to ostatni krzyk mody wśród producentów szybkich samochodów i... domorosłych tunerów. W przypadku DS3 R otrzymujemy auto stuningowane fabrycznie. Matowy odcień auta to nie zasługa folii, lecz specjalny lakier. Również carbonowe dodatki nie są tylko okleiną. To autentyczne włókno węglowe, za co Citroenowi należy się duży plus.

Citroen stwierdził także, że warto pochwalić się rajdowym dorobkiem. Na dachu oraz desce rozdzielczej znajdziemy podsumowanie istnienia marki na trasach rajdów WRC. "Citroen Racing. Od 2001 roku 140 rajdów, 80 zwycięstw". Na podsufitce producent umieścił także tabliczkę "Citroen Racing", podobnie jak we wcześniejszych edycjach modelu.

Wnętrze auta nie należy do przestronnych, jeśli nastawiacie się na auto czteroosobowe. Tak naprawdę wygodnie podróżują tam tylko dwie osoby. Na tylnych fotelach na ciasnotę nie będą narzekać jedynie dzieci. Ale to nie kombi i zupełnie nie o to chodzi. Wręcz wypada, by w usportowionym samochodzie było nieco przyciasno.

"Oho, czuć Sebastiana Loeba" - zażartował mój kolega, gdy pokazałem mu DS3 Racing od środka. I nie mówił wyłącznie o uderzającej w nozdrza zapachowej miksturze nowych plastików z alkantarą. Tutaj faktycznie jest bardzo sportowo i charakter samochodu chłoniemy wieloma zmysłami.

Wsiadam do samochodu i rozglądam się po kokpicie. Całe szczęście, że wnętrze nie jest przeładowane elektronicznymi bajerami. Wszystko jest tu zrobione zgodnie z francuską ergonomią. Jeśli ktoś jeździł wcześniej samochodami z koncernu PSA, zapewne wie, o czym mówię. Kierownica dobrze leży w rękach i nie ma na niej niepotrzebnych przycisków, fotel przyjemnie obejmuje swoimi "mackami", a zegary nadal są tradycyjne - bez cyfrowego wyświetlacza prędkości.

Z drobnych zastrzeżeń: w 2015 roku irytuje nieco "niedotykowa" nawigacja sterowana małym pokrętełkiem. Zanim się do niej przyzwyczaimy, mija trochę czasu. Ja nie próbowałem - korzystałem z tej w smartfonie.

W końcu odpalam silnik. To 1.6 THP, które znam już dość dobrze. Jeździłem wcześniej samochodami z tą jednostką napędową. Czterocylindrowy motor sympatycznie mruczy, a gdy go przegazować, pozwala sobie nawet na  delikatne strzały z wydechu.

Pierwsze kilometry to miłe... miłego początki. Co prawda po kilku hamowaniach ręce zacierają okoliczni protetycy, ale koniec końców nie wybijam sobie zębów o kierownicę. Gdy w zatłoczonej Warszawie udaje się znaleźć kawałek wolnego pasa, szybko uwalniam drzemiące pod maską konie mechaniczne i sprawdzam charakterystykę 207-konnego silnika.

Turbodoładowany DS3 Racing przyspiesza bardzo żwawo. Choć lubi wysokie obroty, to z dołu idzie naprawdę dobrze. Później następuje chwila zadyszki, aby po 4 tysiącach na obrotomierzu znów wystrzelić jak z katapulty. Ruszanie spod sygnalizacji dawno nie sprawiało mi takiej frajdy!

Pierwsze światła - nie daję szans starszej pani w Yarisie. Drugie - zawstydzam Wietnamczyka w terenowym VW. Na trzecich podjeżdża czarne BMW z wołomińskimi blachami. Nie nawiązuję kontaktu wzrokowego i również oddalam się szybko. Na szczęście nie próbują mnie gonić.

Tak bardziej na poważnie - DS3 Racing faktycznie jest szybki. Szybszy od większości samochodów poruszających się po polskich drogach. Prawo jazdy stracić możemy już na drugim biegu. Na trzecim możemy pędzić 150 km/h. Trzeba się mieć na baczności!

W dniu, w którym rozpocząłem przygodę z małym citroenem, pokonuję łącznie 300 kilometrów. Nie czuję się zmęczony. Jest fajnie, choć czuję, że długie proste i miejskie ulice pełne dziur to niekoniecznie to, co czarne, matowe "cytrynki" lubią najbardziej. Wieczorem opracowuję szlak z większą ilością wyzwań.

Wybór pada na Beskid Niski. Mówią, że to najdziksze polskie pasmo górskie. Ja tłumaczę to sobie tak, że jest tam dziesięć razy mniej turystów niż w Bieszczadach czy na Podhalu, a co za tym idzie - mniej samochodów. Tak, to odpowiednie miejsce na połączenie weekendowego wyjazdu z przejażdżką testową.

Moja malownicza trasa wiedzie przez Bobową, Stróże, Grybów, Ropę aż nad Jezioro Klimkowskie. Stamtąd przez Uście Gorlickie i Hańczową do Wysowej Zdrój, aż na sam koniec Polski - do Blechnarki. Jest pięknie i jak na sezon wakacyjny - cisza i spokój.

Oczywiście do momentu, aż nie zjawiam się tam ja i moje niespełnione rajdowe alter ego. Cel jest przecież jeden - przetestować DS-a na krętych serpentynach. Znajduję bardzo sympatyczny fragment drogi na uboczu i przelatuję kilka razy tam i z powrotem. ESP jest domyślnie wyłączony, więc nie przeszkadza w zabawie. Układ kierowniczy jest bardzo czuły, świetnie reaguje na ruchy kierownicą. Hamulce również dają radę nawet za dobrze. Przy pierwszym dohamowaniu przed zakrętem zatrzymuję się... 20 metrów przed nim.

Wrażenia z jazdy? Fantastyczne! Do takich właśnie pojeżdżawek stworzono ten samochód. Trzeba jedynie pamiętać, że mówię o drogach asfaltowych, bo na szutry nadaje się już średnio. 18-calowe felgi z oponami 215/45 na kamienistych drogach wymuszają dostojną jazdę na pierwszym biegu. No, ale to przecież nie prawdziwy zawodnik WRC, a usportowiona namiastka. Tylko i aż...

Kolejne chwile za kierownicą citroena mijają bardzo przyjemnie. Błogosławię zwłaszcza wydajną klimatyzację, która szybko schładza nagrzanego czarnego diabła i jego ciemne wnętrze do temperatury piwniczki na wino. Tak to sobie przynajmniej wyobrażam. Codzienne dojazdy do pracy również przebiegają lekko, łatwo i przyjemnie. Parkuje się bajecznie łatwo (jest kamera cofania plus czujniki), trzeba jedynie uważać, by nie zawadzić o krawężnik przednim spojlerem.

Kierowca DS3 Racing w pakiecie otrzymuje też pewien bonus - samochód wzbudza naprawdę spore zainteresowanie. Oglądają go z zaciekawieniem nawet ci, którzy nie wyglądają na pasjonatów motoryzacji. Komplementują zwolennicy motoryzacji japońskiej i niemieckiej, którzy do takich komplementów zwykle skorzy nie są. Ciepłe słowo usłyszałem również od pasjonatów oldtimerów. "Chociaż to nowe i plastikowe, to ma coś w sobie" - rzucił mój znajomy, który nie uznaje samochodów wyprodukowanych po roku 1990.

120 tysięcy złotych - tyle musimy mieć w kieszeni, by wyjechać z salonu wcale nie lśniącym, bo matowym DS3 Racing. Czy warto? Ocenicie zapewne sami. Citroen nie pomieści zbyt wielu zakupów, nie zawiezie dzieci na kolonię ani nie pociągnie lawety, za to sprawia, że każda przejażdżka jest zastrzykiem adrenaliny. I to 98-oktanowej. Francuzi po raz kolejny udowadniają, że potrafią robić małe, sportowe auta. I kto wie - być może kiedyś wnuki będą mi zazdrościć, że dziadek w młodości jeździł nowiutką DS3 R...

Rafał Walerowski

Za współpracę przy sesji zdjęciowej dziękujemy firmie RacingKart.pl z Sulechowa pod Krakowem.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy