Kurorty nowej ery

A wydawało się, że pływające po całym świecie wycieczkowce nie mogą być jeszcze większe i bardziej luksusowe...

Dzisiaj wycieczkowce to nie środek transportu, lecz luksusowo wyposażone i perfekcyjnie zarządzane miasteczka. Trudno znaleźć coś, czego te wielkie statki nie mają na pokładzie. Kino, ściana wspinaczkowa, kilkanaście restauracji, kompleks basenów - to już standard. Wybrane jednostki mają nawet planetarium, lodowisko czy pole golfowe...

Luksusowe zyski

Ale armatorzy nie spoczywają na laurach - co roku zaskakują coraz bardziej wymyślnymi atrakcjami. Hitem tego sezonu jest "Freedom of The Seas". Ten superluksusowy wycieczkowiec jest trzy razy większy od "Titanica" i dwukrotnie wyższy niż Statua Wolności. Na jego 15 pokładach znalazło się miejsce dla ponad tysiąca członków załogi oraz 4,5 tys. pasażerów. Do dyspozycji mają oni między innymi liczącą 135 metrów aleję pełną sklepów, kasyn i barów, sztuczne lodowisko, a nawet ring bokserski z widownią.

Reklama

Jest też pierwszy zbudowany na statku tor do nauki surfingu z szeroką na 10 metrów falą. Wypoczynek w takich warunkach oczywiście słono kosztuje: 8-dniowy rejs "Freedom of The Seas" w kajucie dla dwóch osób z widokiem na morze to minimum 3 tys. złotych za osobę. Uchodzący za najbardziej luksusowy "Queen Mary II" ma do dyspozycji 350-metrowe apartamenty z wielkimi tarasami, łazienkami z sauną i marmurowymi wannami, minisiłownią oraz... prywatnymi kamerdynerami. Cena za takie wygody jest równie oszałamiająca jak lista wyposażenia kabiny: prawie 40 tys. euro za dwutygodniowy rejs przez Atlantyk. Część takich apartamentów została wykupiona na własność, gros klientów stanowią Rosjanie.

Rejsy wycieczkowcami dużym powodzeniem cieszą się również wśród Niemców i Amerykanów. Kilka lat temu mieszkańcy USA co roku kupowali ponad 8 milionów morskich wycieczek (to 12 razy więcej niż jeszcze 30 lat temu!). Szacuje się, że turystyka morska generuje na świecie 2 miliardy dolarów zysków rocznie.

Większe, coraz większe...

Może być jeszcze lepiej, bo armatorzy coraz chętniej zerkają na rynki azjatyckie. Nie ma w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że w samych Chinach liczbę milionerów, których byłoby stać na wykupienie luksusowych wakacji, szacuje się na 10-13 milionów! Z tego względu MSC Cruises, który do niedawna zajmował się wyłącznie transportem kontenerów, już zamówił dwa wycieczkowce, które miałyby obsługiwać klientów z Dalekiego Wschodu.

Ich budowa, która zakończy się w przyszłym roku, ma kosztować ponad miliard euro. Statki będą miały po 333 metry długości. A więc rekord należący do "Queen Mary II" (345 metrów) na razie nie zostanie pobity. Na razie, bo w tej branży kolejne szczytowe osiągnięcia bite są z dużą częstotliwością...

W ciągu przeszło 10 lat ponaddwukrotnie zwiększyła się wyporność największych wycieczkowców (z 73 ton GRT w 1987 roku do 158 tys. ton GRT w 2005 roku). Teraz kolejny rekord planuje pobić gdański projektant Zygmunt Choreń, któremu mieszkający na Syberii miliarder zlecił skonstruowanie największego żaglowca świata. Wstępny projekt zaprezentowano tuż przed wakacjami. Choreń, który wcześniej opracował plany m.in. "Daru Młodzieży" i "Miru", teraz ma zbudować 200-metrowe monstrum z basenami, ogrodem zimowym i lądowiskiem dla helikopterów. Koszt budowy "Małego Księcia" oszacowano na 80 milionów dolarów. Żaglowiec to ponoć nie kaprys bogatego Rosjanina z Krasnojarska, lecz realizacja jego ekologicznej pasji. Luksusowa jednostka ma być bowiem siedzibą światowej organizacji Neo, która miałaby dbać o środowisko na Ziemi.

Tłuste lata

Oszałamiająca kariera wycieczkowców zaczęła się 20 lat temu. Przemysł stoczniowy i większość armatorów pogrążona była wtedy w kryzysie. Liczba chętnych do podróżowania statkami, która zmniejszała się od końca lat 50. XX wieku, sięgnęła dna. Wszyscy wybierali dużo szybsze i wtedy jeszcze wygodniejsze samoloty. Dopiero w połowie lat 80. pewien amerykański armator doszedł do wniosku, że ludzie chętnie zapłacą duże sumy nie za podróż statkiem, lecz możliwość spędzenia na morzu wakacji. Pierwszy pływający minikurort wypoczynkowy z prawdziwego zdarzenia powstał w 1987 roku (wcześniej używano przerobionych zwykłych jednostek pasażerskich).

W jednej z francuskich stoczni zbudowano "Sovereign of The Seas", przy którego projektowaniu uczestniczyli nie tylko inżynierowie, ale przede wszystkim specjaliści od budowy hoteli, ośrodków wypoczynkowych, restauracji i sal widowiskowych oraz dekoratorzy wnętrz. Skład tej grupy pokazuje, co na wycieczkowcach jest najważniejsze. Pokonywanie mórz jest tylko dodatkiem do luksusowych wnętrz i bogatej oferty wypoczynku na pokładzie.

Atak na Nowy Jork z 2001 roku zapoczątkował nową erę. Dla wielu turystów podróże samolotami stały się zbyt ryzykowne, coraz chętniej więc decydowali się na wycieczkowce. W sukurs przyszedł im Cunard, jeden z największych armatorów luksusowych statków na świecie, który w 2004 roku zwodował "Queen Mary II". Jego śladem poszli inni, którzy także zaczęli zamawiać kolejne nowoczesne i wygodne jednostki pasażerskie. Specjaliści są zdania, że dla turystyki morskiej nadchodzą tłuste lata. Teo Hirisaki, analityk z branży turystycznej, uważa, że część najbogatszych klientów coraz chętniej będzie wybierała wakacje na morzu, które, choć droższe od tradycyjnych, zapewniają więcej atrakcji i do minimum ograniczają zagrożenie zamachami terrorystycznymi.

Obok zapewnienia wygody to bowiem bezpieczeństwo jest oczkiem w głowie konstruktorów luksusowych liniowców. Aż 35 proc. kosztu produkcji "Queen Mary II" poszło właśnie na zabezpieczenie statku i pasażerów przez ewentualnymi zagrożeniami.

Maciek Cnota

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: Queen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy