Gentleman pełną gębą

Co można powiedzieć o człowieku, który pokazał, że w świecie mody liczą się nie tylko Włosi, Francuzi i Amerykanie? Odpowiedź na to pytanie znalazł magazyn "GQ" przyznając Christopherowi Baileyowi tytuł projektanta roku. I nie mógł wybrać lepiej!

Mimo 35 lat na karku wygląda jak świeżo upieczony absolwent college'u. Ten szczupły i niezwykle sympatyczny mieszkaniec Yorkshire postawił na nogi jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek w świecie mody. Rozpoznawalnych teraz, bo jeszcze pięć lat temu przyszłość Burberry nie wyglądała tak różowo. Ale kiedy w 2001 roku zjawił się w jej siedzibie Bailey wszystko się zmieniło.

Odkąd został dyrektorem kreatywnym Burberry nie tylko zyskała świeżość w swoich kolekcjach, ale znacząco zyskała na wartości. Wystarczy wspomnieć, że w 1997 roku firma była warta 353 mln dolarów. Obecnie jest to - jak podaje "Time" - prawie 3,5 mld.

Reklama

Nagroda "GQ" to nie byle co. Jeśli ktoś przez ponad 70 lat doradza mężczyznom nie tylko w kwestiach mody, ale też stylu życia, czy sztuki, jego opinia nie może być chybiona. A przykład Christophera Baileya jest tego najlepszym potwierdzeniem. Powiedzieć o nim, że to cudowne dziecko świata mody to przesada. Lepiej brzmi niezwykle utalentowany młodzieniec.

Mając 18 lat wygrał dwuletni kurs w Royal College of Art w Londynie. Tak zaczęła się jego kariera, którą rozwijał u boku największych. Zaczęło się od współpracy z Donną Karan w 1990 roku. Bailey przeniósł się do Nowego Jorku i przez dwa i pół roku był prawą ręką ówczesnego projektanta DKNY Petera Speliopoulosa. Pięć lat później przyjął ofertę pracy u Toma Forda, u którego został do 2001 roku. Pytany o czas spędzony w Stanach Zjednoczonych zawsze podkreśla, jak wiele się nauczył i jak wielkie wrażenie wywarła na nim współpraca z tą wielką dwójką. Unika jednak porównań. - To takie aroganckie - mówi.

Bailey nie należy do typu projektantów, którzy w swoim artystycznym żywiole zapominają o zwykłych śmiertelnikach. Szczupły blondyn zawsze urzeka dziennikarzy, z którymi rozmawia swoim ujmującym sposobem bycia. "To typ faceta, o którym wasza matka powiedziałaby, że to taki miły młody człowiek" - pisał o nim "Time".

Nie oznacza to jednak, że jest nudziarzem. W swoich kolekcjach nieraz udowodnił, że stać go na elementy szaleństwa. Ale jako Brytyjczyk i człowiek związany z tak klasyczną marką jak Burberry, wie co to tradycja i w genialny sposób potrafi połączyć ją z ekstrawagancją. Na swoich pokazach nie unika też uzewnętrzniania swojego nastroju. Na wybiegu zawsze słychać brytyjską muzykę.

W rozmowie z "GQ" powiedział: Show odnosi się zarówno do charakteru marki jak i do mojego. Nie można pozwolić, by był on bezosobowy. Z drugiej strony wszystko zależy od tego jak dużo siebie wkładasz w to, co robisz".

Poza świetnym wyczuciem stylu Bailey potrafi też prowadzić interesy. Już w 2005 roku magazyn "Forbes" umieścił go na pierwszym miejscu wśród najbardziej wpływowych projektantów (sprzedaż na poziomie 170 mln funtów). Wyprzedził Manolo Blahnika i duet Dolce & Gabbana. Mimo że na co dzień wygląda jakby miał mnóstwo czasu, stale uczestniczy w życiu firmy nadzorując nie tylko sam proces projektowania, ale też wizerunek firmy i kampanie reklamowe.

Christopher Bailey nie stał się jeszcze legendą za życia, ale nie da się uniknąć wrażenia, że szybko ku temu zmierza.

Jakub Kwiatkowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: magazyn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy