Słodkie tylko z nazwy! Ukraińskie "cukierkowe bomby" spadają na Rosjan
Ukraina nieustannie boryka się z niedoborami amunicji, w związku z czym musi improwizować. Jednym z rozwiązań są tzw. cukierkowe bomby z drukarek 3D, których produkcja kosztuje grosze, szczególnie z pomocą ochotników z różnych krajów, w tym Polski.
CNN już w maju informował, że Ukraińskie Siły Zbrojne nauczyły się ostatnio nowej sztuczki, a mówiąc precyzyjniej zostały przez zachodnich ekspertów od materiałów wybuchowych wyszkolone w zakresie ręcznej produkcji małych, ale niezwykle potężnych ładunków. Co więcej, Brytyjczycy, bo o nich właśnie mowa, nie tylko podzielili się z Ukraińcami swoją wiedzą, ale i dostarczają na miejsce kluczowe komponenty niezbędne do ich budowania, w tym przełączniki, mikroczipy i drukarki 3D. I wygląda na to, że szkolenie było niezwykle skuteczne, bo jak dowiadujemy się z nowego raportu The Economist, obrońcy Kijowa drukują tysiące podobnych konstrukcji tygodniowo.
To alternatywa dla niewystarczającej liczby konwencjonalnej broni i pocisków do walki z rosyjskim agresorem, w której produkcję zaangażowane są nie tylko siły zbrojne, ale i ochotnicy z różnych krajów. Bo chociaż zapasy wielu fabrycznych amunicji się skurczyły, Ukraińcy wciąż mają pod dostatkiem surowych materiałów wybuchowych, co pomogło stworzyć amatorski przemysł zbrojeniowy, zajmujący się dostarczaniem żołnierzom na froncie improwizowanej broni - dziennikarzom The Economist udało się dotrzeć do kilku grup zaangażowanych w taką działalność, m.in. tej odpowiedzialnej za "Królika".