NASA: Sonda Voyager-2 żyje i przesyła pozdrowienia z tajemniczego końca świata

Pandemia CoVID-19 dała się we znaki również sondzie, która przemierza bezkresne rubieże Układu Słonecznego, niewyobrażalne blisko 19 miliardów kilometrów od naszej pięknej planety.

Naukowcy z NASA nie mogli nawiązać połączenia z sondą Voyager-2 od stycznia bieżącego roku. Wówczas wystąpiły problemy z łącznością, urządzenie przeszło w tryb bezpieczeństwa i nie wykonało zaplanowanego manewru. Sonda miała wykonać obrót o 360 stopni w celu kalibracji instrumentu do pomiaru pola magnetycznego. Oznacza to, że dwa prądożerne systemy pracowały w tym samym czasie, co wyczerpało dostępne zasoby energii. Najpewniej właśnie to przyczyniło się do wystąpienia problemów.

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo nie pierwszy raz urządzenia kosmiczne tracą łączność z Ziemi, gdyby nie fakt, że sonda Voyager-2 znajduje się obecnie aż 18,5 miliarda kilometrów od Ziemi. Jeśli naukowcy wyślą komendę do sondy, to sygnał dochodzi do niej dopiero po 17 godzinach. Oczywiście, nie wchodzi też w grę wysłanie tam astronautów, którzy szybko i sprawnie załatwią sprawę.

Reklama

Pod koniec stycznia udało się na szybko połączyć z sondą i wyłączyć jeden ze wspomnianych prądożernych systemów, pozwalając na włączenie części naukowych instrumentów. Później wyłączono też drugi system. Ostateczne urządzenie wykonało poprawnie zaplanowany manewr. Jednak naukowcy w kolejnych miesiącach nie mieli powodów do zachwytu. Z powodu pandemii nie wykonywano połączeń z sondą, zatem nikt nie wiedział, w jakim jest stanie.

Problemem była modernizacja systemu komunikacyjnego Deep Space Station 43 (DSS43), który znajduje się w Australii. Jest to obecnie jedyna antena zdolna do połączeń z sondą. Pandemia opóźniła prace przy systemie i przez to brak kontaktu z sondą trwał aż 8 miesięcy. Na szczęście astronomom właśnie udało się połączyć z Voyagerem-2. Urządzenie wysłało pozdrowienia z tajemniczej przestrzeni międzygwiezdnej.

W listopadzie NASA poinformowała, że Voyager-2 wysłał pierwszą ważną wiadomość z tej przestrzeni. Naukowcy otrzymali pakiet danych, który nieco zburzył im wyobrażenia o tej części Układu Słonecznego. Okazuje się bowiem, że instrumenty pomiarowe wciąż rejestrują cząstki wiatru słonecznego, pomimo pokonania już heliopauzy. Naukowców bardzo to dziwi, ponieważ nic takiego nie wystąpiło w przypadku sondy Voyager-1.

Obecnie obie sondy pokonały już Pas Kuipera i kierują się w stronę Obłoku Oorta. Dotarcie do jego zewnętrznej przestrzeni zajmie im kolejne przynajmniej 80 lat, a przebycie go 13 tysięcy lat. Gdy do tego dojdzie, będziemy mogli powiedzieć, że na dobre opuściły Układ Słoneczny.

Sondom Voyager zawdzięczamy nie tylko poznanie tajemniczej i nieznanej nam granicy przestrzeni heliosfery, ale też spektakularne zdjęcia największych planet Układu Słonecznego. NASA postanowiła więc nie spisywać na straty tych urządzeń. Agencja zamierza utrzymywać z nimi kontakt przez jeszcze przynajmniej 5 lat. W 2025 roku zaczną się problemy z poprawnym funkcjonowaniem zainstalowanych na ich pokładach instrumentów.

Jest to związane ze nieubłaganym spadkiem wydajności małych elektrowni jądrowych, a właściwie radioizotopowych generatorów termoelektrycznych, które dostarczają im cenną energię. Agencja zamierza w kolejnych latach sukcesywnie wyłączać poszczególne instrumenty, by zachować cenną energię na przeprowadzenie najważniejszych celów misji.

Źródło: GeekWeek.pl/ / Fot. NASA

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy