Rosjanie zobaczyli, że sami nie podbiją kosmosu i jednak chcą wrócić na ISS

Po hucznych zapowiedziach o porzuceniu międzynarodowej współpracy w podboju kosmosu Rosjanie zostali sprowadzeni na Ziemię. Rosyjska agencja kosmiczna Roskosmos, która w lipcu ogłosiła, że nie przedłuży umowy z Międzynarodową Stacją Kosmiczną, stwierdziła, iż jednak chce na niej zostać. Jest w tym jednak pewien haczyk.

Rosjanie od początku wojny w Ukrainie zaczęli krzywo patrzeć na współpracę z Amerykanami w kwestii ISS. W lipcu ogłosili więc całemu światu, że nie potrzebują współpracy z NASA i wycofują się z projektu ISS po 2024 roku. Zapowiadali przy tym wielkie plany stworzenia w pełni rosyjskiego programu kosmicznego, który zadziwi świat. Wygląda jednak na to, że plany te dość szybko potrzebowały modyfikacji, bo Roskosmos jednak rozpoczął rozmowy z rządem na temat wycofania się z lipcowych zapowiedzi. Jednak tylko po części.

Rosjanie chcą wrócić na ISS

O zmianie postawy Roskosmosu poinformował jego szef działu ludzkich programów kosmicznych, Siergiej Krikalow. Wystąpił on 3 października podczas briefiengu medialnego przed misją SpaceX na ISS. Był on gościem ze względu na fakt, że jedną z członkiń załogi jest Rosjanka. Podczas wystąpienia zakomunikował, że Roskosmos rozpoczął rozmowy z rządem w sprawie kontynuowania współpracy w programie ISS.

Reklama

Tym samym przyznał przed całym światem, że oficjalnie astronauci w Rosji szybko zweryfikowali plany pokazaniu światu, że Rosjanie sami są w stanie nie tylko stworzyć obiecujący program kosmiczny, ale i stworzyć konkurencję dla ISS.

Podbój kosmosu po rosyjsku

Pierwsze zapowiedzi Roskosmosu o zerwaniu współpracy w ramach programu ISS pojawiały się już w kwietniu. Ze względu na wojnę w Ukrainie strona rosyjska zaczęła przerzucać rywalizację z USA na pole badań kosmicznych, nawet mimo chęci dalszej kooperacji ze strony Amerykanów. W lipcu prezydent agencji, Jurij Borisow, oficjalnie stwierdził, że Rosjanie odejdą z programu ISS już po 2024. Bardziej spektakularna była jednak zapowiedź planów stworzenia przez Rosjan nowej orbitalnej stacji kosmicznej, która miałaby być kontrą do ISS.

O całym przedsięwzięciu poinformował Władimira Putina, który miał być szczególnie zadowolony z tej decyzji. Jednak dość szybko Rosjanie zdali sobie sprawę, że łatwiej zapowiedzieć zbudowanie takiej stacji, niż faktycznie to zrobić.

Skrucha przykrywająca rosyjską pychę

Szybko więc pojawiały się tłumaczenia, że źle zrozumiano to stanowisko i po 2024 to dopiero rozpocznie się proces odejścia, który nie wiadomo, ile potrwa. Były to jednak zwykłe lawirowania od odpowiedzialności. Teraz dzięki słowom Krikalowa Roskosmos oficjalnie przyznali, że ogłoszenie tak szybkiego terminu wystąpienia z ISS było błędem.

Jednak Rosjanie wcale nie wyrażają skruchy wobec swojej decyzji. Co więcej, w ich chęci powrotu na ISS wychodzi ogromna pycha. Bo jak uznają tak szybki termin odejścia za błąd, to nie twierdzą, że samo odejście od programu ISS jest błędem.

W ten sposób Rosjanie stwierdzają, że jak nie chcą już współpracować w programie ISS, to ze względu na brak możliwości budowy własnej stacji, ugoszczą się miło na ISS, aż nie wykombinują jak faktycznie jej opuścić. Znając jednak możliwości Rosjan i ich umiejętność do skłócania ze sobą wszystkich, może się okazać, że nawet program ISS już ich nie będzie chciał. A wtedy plany o rosyjskim podboju kosmosu, pozostaną na Ziemi.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Międzynarodowa Stacja Kosmiczna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy