Słuchawki FiiO F3, Xiaomi Mi Pro HD i RHA MA650 Wireless. Czy tanie może być dobre?

Chętnie biorę się za recenzje słuchawek dokanałowych przeznaczonych głównie do słuchania muzyki, co wynika z mojego osobistego zainteresowania tematem - korzystam z tego typu słuchawek na co dzień i lubię próbować nowych rzeczy.

Tym razem przyszło mi sprawdzić 3 naprawdę ciekawe produkty, a mianowicie F3 FiiO, Xiaomi Mi Pro HD oraz RHA MA650. Wszystkie trzy pary łączy relatywnie niska cena, ale czy połączy je też wysoka jakość? Przekonajmy się...

FiiO F3

Zaczynamy od „chińczyków”, czyli F3. FiiO to wciąż relatywnie młoda marka na rynku (istnieje 11 lat), ale już cieszy się sporym uznaniem w swoim segmencie, oferując wysokiej klasy sprzęt audio za relatywnie małe pieniądze (lub przynajmniej mniejsze niż bardziej renomowani konkurenci). Jakiś czas temu miałem okazję testować wzmacniacz słuchawkowy tego producenta, który spisał się świetnie, więc miałem duże oczekiwania względem słuchawek.

Reklama

Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre - sprzęt zapakowano w średnich rozmiarów bardzo elegancki sztywny karton, w środku którego umieszczono same słuchawki oraz dodatkowe pudełeczko kryjące sztywny futerał z miłym dla oka wzorem, dwie dodatkowe pary tipsów w rozmiarze S i L (M założone są domyślnie), dwie gumowe prowadnice na kabel (element zakładany na ucho) oraz dwie dodatkowe pary plastikowych nakładek w niebieskim i czerwonym kolorze - domyślnie czarne - wykonane z błyszczącego plastiku). Co istotne, wszystkie dodatkowe akcesoria są naprawdę dobrej jakości (szczególnie futerał zasuwany na zamek, z kieszonką w środku oraz solidne tipsy z półprzezroczystego białego tworzywa z czerwonym trzpieniem) i mają praktyczne zastosowanie. Do pełni szczęścia zabrakło mi jedynie spinki służącej do przypięcia kabla do ubrania, ale mimo tego drobnego przeoczenia zestaw jest naprawdę bogaty i zasługuje na duży plus.

F3 to konstrukcja typu Over The Ear (OTE), czyli zawijana wokół ucha i wpuszczana z góry do naszego kanału. Słuchawki utrzymano w czarnej kolorystyce, ale żeby nie było zbyt nudno, kabel otrzymał ciemnobordowy wzór, a na kopułki założyć możemy wspomniane czarne, niebieskie lub czerwone nakładki, które stabilnie trzymają się na swoich miejscach. Co prawda, wybór wysokiego połysku plastikowych obudów był dość ryzykowny, ale w tym wypadku pomysł ten broni się udaną realizacją. Same kopułki mają dość nietypowy kwadratowy kształt, zaoblony do wewnątrz, z tulejkami ustawionymi pod kątem 45°, co poprawia im ergonomię i aplikację w kanale (te są stosownej długości i zabezpieczono jest metalową siateczką), a nie zabrakło także otworów wyrównujących ciśnienie akustyczne. Producent umieścił oznaczenia prawej i lewej słuchawki na elementach wyprowadzających kabel i te mogłyby być nieco wyraźniejsze. 

Kabel o długości 1,2 m prezentuje się zaś bardzo solidnie, ponieważ otrzymał dodatkową warstwę przezroczystej matowej izolacji z gumowanego tworzywa. Ta dodatkowo usztywnia przewód, przez co ten nie plącze się tak chętnie jak w przypadku standardowych cienkich kabli. W górnych odcinkach doprowadzających przewód do słuchawek zakładamy gumowe prowadnice, które ułatwiają zwijanie przewodu za ucho i wyprowadzenie go w górnej części małżowiny - warto zaznaczyć, że nie są obowiązkowe, ale zalecam korzystanie z nich, szczególnie podczas bardziej dynamicznych aktywności. Konstrukcja typu OTE ma sporo zalet, jak niwelowanie efektu mikrofonowego powodowanego ocieraniem kabla o ciuchy czy wypadania słuchawek z kanału, ponieważ nie występuje tu prężenie wynikające z grawitacji. Z drugiej strony ich zakładanie trwa nieco dłużej, ale to mała cena za korzyści jakie niesie ze sobą to rozwiązanie (choć część osób uznaje je po prostu za mniej wygodne). Na przewodzie (odcinek prawej słuchawki) umieszczono także aluminiowy pilot z trzema dużymi plastikowymi przyciskami (ich obsługa jest bardzo wygodna), nieco niżej splitter wykonany z tego samego materiału, a całość zakończono solidnym kątowym pozłacanym złączem minijack (ze stylowym wzorem). Warto też wspomnieć o gumowej opasce ułatwiającej spięcie kabla w razie potrzeby, ale zabrakło ściągacza do jego regulacji. 

Generalnie wykonanie słuchawek FiiO F3 wypada bez zarzutu i widać tu przywiązanie do szczegółów (brak widocznych linii łączeń czy źle spasowanych elementów). W swoim segmencie cenowym produkt ten wyróżnia się także dobrą jakością materiałów i nietuzinkowym designem, a całości dopełnia bardzo dobry komfort użytkowania (kątowe złącze, miękkie, ale grube tipsy, nachylenie tulejek odpowiedniej długości, wygodny pilot, prowadnice na kabel, itd.).

Przyszła więc pora sprawdzić jak to gra, chociaż ogólna charakterystyka brzmienia FiiO F3 nie była dla mnie jakimś zaskoczeniem, ponieważ otrzymujemy popularne rozrywkowe granie na planie litery V z podkreślonymi basami i sopranami oraz lekko wycofaną średnicą o minimalnie ocieplonym charakterze. Jest to chyba najczęstszy schemat w słuchawkach z tej półki cenowej, ale co najistotniejsze FiiO należą się pochwały za jego realizację i nadanie brzmieniu własnego charakteru (choć ten nie wszystkim musi przypaść do gustu), które angażuje słuchacza.

Niskie tony są sprężyste, dynamiczne i starają się nieco łagodzić całość brzmienia, choć trzeba uczciwie przyznać, że odrobinę brakuje im zejścia. Poza tym, basy mają tendencję to większego akcentowania swojej obecności przy wyższych głośnościach, ale generalnie są dobrze kontrolowane i nie przykrywają pozostałych pasm. Słuchawki całkiem nieźle radzą sobie też ze średnicą, pomimo że ta została lekko zepchnięta na dalszy plan. Uniknięto to radiowego efektu, wokale brzmią bardzo naturalnie i są klarowne, a ilość detali potrafi tu zaskoczyć. Soprany mogą być najbardziej kontrowersyjną częścią F3, ponieważ są rozjaśnione i wyostrzone, dostarczając nam dużo szczegółów, ale mają przez to tendencję do sykliwości i metaliczności w brzmieniu (wygrzanie słuchawek zdecydowanie poprawia sytuację i odbiór po pierwszym kontakcie). Poza tym, tego typu „góra” nadaje całości energii, której często brakuje przyciemnionemu graniu. Scena jest zaś dość szeroka (szersza niż np. w słuchawkach Xiaomi), ale słuchawki grają raczej bezpośrednio i osobiście preferowałbym nieco więcej powietrza między instrumentami. Generalnie jednak brzmienie FiiO F3 jako całość oceniam bardzo pozytywnie.

Na koniec pozostała jeszcze kwestia izolacji, które może nie jest rewelacyjna, ale na pewno bardzo przyzwoita oraz mikrofonu, który bez problemu pozwala na rozmowy telefoniczne z wykorzystaniem słuchawek i moi rozmówcy nie skarżyli się na jakość zbieranego przez niego głosu.

Podsumowując, FiiO F3 to kolejny naprawdę udany produkt w dorobku chińskiego producenta, który wyróżnia się ciekawym designem z wymiennymi nakładkami, bardzo solidnym wykonaniem, które powinno zapewnić, że słuchawki posłużą nam lata (a nie miesiące) oraz rozrywkowym angażującym brzmieniem wysokiej jakości, szczególnie jak na tę półkę cenową, choć warto zaznaczyć, że to nie jest najbardziej uniwersalne i nie każdemu przypadnie do gustu ze względu na wyostrzoną górę. Nie można też zapomnieć o wysokim komforcie użytkowania i bogatym wyposażeniu, a czy można chcieć czegoś więcej od słuchawek za ok. 100 PLN?

orientacyjna cena: 109 PLN    

+ design
+ personalizacja za pomocą wymiennych nakładek
+ solidne wykonanie
+ rozrywkowe i angażujące brzmienie
+ ergonomia
+ bogate wyposażenie
+ cena

 

- brzmienie nie jest najbardziej uniwersalne (wyostrzone soprany)

 

Sprzęt do testów dostarczył:

Xiaomi Mi In-Ear Headphones Pro HD

Dokanałowe słuchawki Xiaomi w momencie swojego debiutu na rynku wzbudziły sporą sensację, bo oferowały jakość wykonania i dźwięku, które kojarzone były raczej z kilkukrotnie droższymi modelami konkurentów. Z czasem jednak przywykliśmy do tego, że chiński producent dostarcza wysokiej klasy produkty w bardzo atrakcyjnej cenie i praktycznie zaczęliśmy już nawet tego od niego wymagać, a do tego konkurencja się zaostrzyła i słuchawki Xiaomi mają już sporo alternatyw, które także kuszą niską ceną. Kiedy więc nadarzyła się okazja, by sprawdzić jak wypada ostatni model dokanałówek tego producenta, nazwany Mi In-Ear Headphones Pro HD (choć spotkać można się z przeróżnymi nazwami - od V5, przez Piston V, aż po Hybrid Pro HD i Xiaomi powinno chyba jakoś usystematyzować nazewnictwo swoich słuchawek), byłem ciekaw, czy utrzymają wysoki poziom i dobrą passę firmy w tym segmencie rynku. Warto podkreślić, że wcześniej miałem dość długo do czynienia z modelami Piston V2.1, Piston V3 i Mi In-Ear Headphones Pro (Hybrid Iron), więc interesowało mnie także jak wypadną na tle poprzedników.

Xiaomi nie bez przyczyny nazywane było „chińskim Apple”, co wiąże się z wysoką jakością ich produktów, ale także z dbałością o szczegóły. Co prawda producent przyzwyczaił nas już do bardzo estetycznego pakowania swoich słuchawek, co nie zmienia faktu, że i tak element ten zasługuje na pochwały. Całość umieszczono w sztywnym eleganckim kartonie, w środku którego znajdziemy słuchawki w gustownym plastikowym pudełku z gumową szpulką, na którą możemy nawijać przewód Hybrid Pro HD (rozwiązanie dobrze znane praktycznie od pierwszych „Pistonków”) oraz trzema dodatkowymi parami silikonowych tipsów w trzech różnych rozmiarach - XS, S i L („emki” założone są domyślnie na słuchawki). Końcówki może nie są najgrubsze, ale mimo tego solidnie wykonane i testy rozciągania potwierdziły, że powinny naprawdę długo nam posłużyć. Szkoda jedynie, że Xiaomi nie zdecydowało się wciąż na dorzucenie do kompletu przynajmniej jednej pary piankowych tipsów i podwójnych typu Bi-Flange oraz spinki pozwalającej przypiąć kabel do ubrania. To jednak nie koniec atrakcji, ponieważ tym razem otrzymujemy dodatkowo materiałowe (welurowe) etui, które moim zdaniem jest praktyczniejsze od szpulki (nawijanie trwa zbyt długo). Zawartość zestawu jak na tę półką cenową jest więc naprawdę bogata, a jakość opakowania rzeczywiście nasuwa skojarzenia z produktami klasy premium.

Design w stosunku do modelu Hybrid Iron uległ drobnemu liftingowi i same kopułki posiadają teraz bardziej zaoblone kształty. Wciąż jednak otrzymujemy eleganckie wzornictwo i jakość, które potrafią zawstydzić wielokrotnie droższe produkty. Kopułki wykonane zostały z matowego stopu aluminium w srebrnym kolorze, a na ich zewnętrznych częściach zastosowano wzór „płyty CD” ze szlifowaną krawędzią dookoła. Metalowe są także pilot (tym razem tyczy się to także jego przycisków) oraz obudowa złącza minijack (to jest pozłacane i 4-polowe). Xiaomi nie zapomniało też o dwóch otworach odpowiedzialnych za wyrównanie ciśnienia akustycznego i metalowej siatce na tulejkach - warto dodać, że te są w standardowym rozmiarze, więc nie powinniśmy mieć problemu z wykorzystaniem innych tipsów niż te z kompletu.

Przewód to zaś element, który przeszedł sporą zmianę. Tym razem nie otrzymujemy bowiem kabla wykonanego z włókien Kevlaru i zamiast tego Xiaomi zdecydowało się na elastyczne gumopodobne tworzywo TPE, który jest przyjazne środowisku, odporne na temperatury i nietoksyczne (a przynajmniej tak przekonuje producent). Nie wiem jak wpłynie to na jego wytrzymałość (w czasie testów sprawiał wrażenie dość solidnego), ale na pewno przełożyło się to na zmniejszenie efektu mikrofonowego (ten praktycznie nie istnieje) oraz nieplątanie się przewodu, więc generalnie zmianę można uznać na plus.

Świetnie sprawuje się też metalowy pilot, który otrzymał 3 spore, dobrze wyczuwalne i przyjemnie klikające przyciski, ale nie rozumiem czemu pozbawiono je wszelkich oznaczeń - zdaję sobie sprawę, że z czasem korzystamy z nich intuicyjnie, ale początkowo stanowić to może pewien problem. Pochwalić muszę również dodatkowe gumowe zabezpieczenie kabla przy złączu minijack (zapobiega to jego przecieraniu) oraz wyprowadzenie przewodów z kopułek w długich plastikowych osłonkach i jeśli czegokolwiek mi tu zabrakło, to najpewniej może ściągacza do kabla.

Wzornictwo to już kwestia gustu i osobiście wolę bardziej kanciaste kształty Mi In-Ear Headphones Pro (bez HD), co nie zmienia faktu, że słuchawki prezentują się bardzo dobrze, a jakość wykonania, zarówno jeśli chodzi o zastosowane materiały, jak i spasowanie, stoi na najwyższym poziomie. Chińczycy zadbali także o ergonomię i zastosowali tu bardzo podobny system jak w poprzednich modelach, z ustawionymi pod kątem tulejkami, przez co wygodniej leżą w uszach. Słuchawki są nie tylko bardzo komfortowe w trakcie długiego użytkowania (nie odczuwałem zmęczenia nawet w trakcie 2-godzinnych sesji, ale trzeba pamiętać o dobrym doborze tipsów), ale i dobrze izolują nas od otoczenia.

Zanim przejdę do oceny brzmienia tych słuchawek, wypadałoby także napisać kilka słów o zastosowanych przez producenta technologiach i rozwiązaniach. Mi In-Ear Headphones Pro HD wyposażone zostały w dwa rodzaje przetworników - większy podwójny dynamiczny z grafenową membraną, który odpowiada za niskie i średnie tony oraz armaturowy generujący soprany. Takie rozwiązanie zdaniem producenta pozwala uzyskać spójne gładkie i bogate w szczegóły naturalne brzmienie. Czy tak jest w rzeczywistości?

Mi In-Ear Headphones Pro HD dostarczają naturalny dźwięk ze szczegółową i klarowną górą oraz wygładzonymi niższymi tonami, a całość przekłada się na muzykalne i spójnie brzmienie. Zacznijmy od dołu, ponieważ w stosunku do poprzednika basów jest tu zdecydowanie mniej, przez co nie zalewają one już tak bardzo pozostałych pasm i lepiej trzymane są w ryzach. Basowe granie ma wprawdzie sporą grupę zwolenników, ale te osoby z góry odsyłam po model Mi In-Ear Headphones Pro, który wciąż znajduje się w ofercie Xiaomi. Niskie tony w Pro HD wciąż jednak wypadają bardzo dobrze, oferując solidne kopnięcie w mid-basie i głębię w sub-basie. Tym razem pasmo to jest jednak nieco sztywniejsze, bardziej zwarte, nic się nie rozlewa i nie dudni, a jednocześnie ociepla całość brzmienia.

Średnica dostarcza czyste ciepłe wokale, pozbawione nieprzyjemnej szorstkości i kartonowego brzmienia. Jest bardziej wyostrzona niż w Hybrid Iron i dostarcza więcej detali, choć wydaje się być lekko wycofana. Soprany z kolei są jasne, szczegółowe i o naprawdę wysokiej rozdzielczości, ale ich ostry charakter sprawia, że przy najwyższych tonach mogą generować kłujące dźwięki i lekkie sybilanty.

Scena wypada lepiej niż przyzwoicie i zapewnia dobrą przestrzenność, wychodząc wyraźnie poza obszar naszej głowy (co przekłada się też na zniwelowanie efektu bólu głowy podczas długich sesji). Separacja pomiędzy instrumentami jest zaś wystarczająca, przez co nawet gęste utwory nie tworzą ściany dźwięku (choć sporo zależy tu też o realizacji samych kawałków).

W ostatecznym rozrachunku otrzymujemy więc świetne uniwersalne i lekkie brzmienie, które sprawdza się niemal we wszystkich gatunkach muzycznych, choć fani „elektroniki” mogą trochę kręcić nosem na zbyt mało basu. Co jednak istotne, Xiaomi po raz kolejny dostarczyło słuchawki, które grają wyraźnie odmiennie od poprzedników i ponownie nie zawiodło w tym aspekcie. Nie będę rozpisywał się na temat mikrofonu, ponieważ ten dobrze wywiązuje się z powierzonej roli umożliwiając bezproblemową komunikację z rozmówcami.

Podsumowując, słuchawki Xiaomi Mi In-Ear Headphones Pro HD to kolejny bardzo dobry model „dokanałówek” w ofercie chińskiego producenta. Sam się dziwię, że po raz kolejny dałem się tak pozytywnie zaskoczyć, zarówno w kwestii wykonania, dodatków, jak i oczywiście samego brzmienia. Wydaje się więc, że model Pro HD jest w stanie trafić w gusta szerszego grona odbiorców niż poprzednik (choć może się mylę, ponieważ fanów rozrywkowego basowego grania jest naprawdę sporo). Ja obecnie korzystam z obu modeli (w zależności od tego, czego słucham) i generalnie wbrew temu, co sugerować może nazwa, Mi In-Ear Headphones Pro HD nie należy traktować jako lepszej wersji Mi In-Ear Headphones Pro, a raczej jako dopełnienie oferty Xiaomi (na co wskazuje sam producent, posiadając w ofercie oba modele).

orientacyjna cena: ok. 83 PLN (słuchawki w tej naprawdę atrakcyjnej cenie kupić można w sklepie GearBest, zamawiając je z polskiego magazynu, G-W-4, w  miejscu)

+ jakość wykonania

+ jakość dźwięku

+ wysokiej klasy materiały

+ ergonomia

+ dodatki w zestawie

+ elegancki design

+ cena

 

- brak spinki i piankowych tipsów w zestawie

 

Sprzęt do testów dostarczył:

RHA MA650 Wireless

Podukty RHA miałem okazję testować już kilkukrotnie i praktycznie ani razu nie zawiodłem się na produktach tej brytyjskiej firmy. Tym bardziej ciekaw byłem jak wypadnie bezprzewodowy model MA650 (słuchawki te dostępne są także w tańszej przewodowej wersji).

Tradycyjnie już dla tego producenta, słuchawki zapakowano w bardzo eleganckie białe pudełko z uchylnym wieczkiem, gdzie eksponowany jest sam produkt. Tego typu szczegóły sprawiają, że od razu czujemy, że mamy do czynienia ze sprzętem klasy premium, a nie tanim budżetowym i widać, że RHA uczy się tu od najlepszych (patrz Apple). W środku także czeka na nas szereg atrakcji, czyli kabel USB typu C do ładowania słuchawek, woreczek do przechowywania MA650, element spinający przewody czy wypraska (z gustownego szczotkowanego metalu) z aż 7 dodatkowymi parami tipsów. Wliczając w to domyślnie nałożoną parę i umieszczoną w pudełku osobno otrzymujemy więc 9 kompletów tipsów, po dwie pary standardowych z półprzezroczystego silikonu w rozmiarach S, M i L (wliczając te domyślnie założone), dwie pary tipsów bi-flange (po jednej w rozmiarze S i M) i piankowe końcówki Comply. Szkoda, że producent nie zdecydował się na twarde etui, które znalazło się choćby w modelu MA600, a zabrakło mi także spinki do mocowania kabla do odzieży. Zestaw robi jednak bardzo pozytywne wrażenie, tym bardziej, że dodatki są naprawdę wysokiej jakości (zarówno tipsy, jak i etui).

RHA MA650 Wireless nie są w pełni bezprzewodowe, jak np. Gear IconX od Samsunga czy Apple AirPods, ponieważ mamy do czynienia z konstrukcją, gdzie obie słuchawki połączone są ze sobą przewodem. W tym wypadku producent zdecydował się zastosować elastyczny pałąk z silikonu (SecureFlex ), który wygodnie opiera się na naszym karku. Rozwiązanie to ma wiele plusów, ponieważ w przypadku zwykłego przewodu prowadzonego z tyłu naszej szyi ten ma tendencję do haczenia, a często daje też o sobie znać nierównomierne rozłożenie wagi, ponieważ przeważnie moduł z akumulatorem umieszczony jest po jednej ze stron, która jest wyraźnie cięższa i ma tendencję do ciągnięcia słuchawki. Tutaj nie mamy tego typu problemów, ale z drugiej strony pałąk zwiększa ciężar całości i w czasie biegania może obijać się o nasze ciało, co może irytować - z dwojga złego wolę jednak rozwiązanie zastosowane przez RHA.

Brytyjczycy przyzwyczaili nas już do bardzo stylowych słuchawek i nie inaczej jest tym razem. Otrzymujemy więc typową dla tego producenta aerofoniczną konstrukcję kopułek wykonanych z wysokoprocentowego aluminium 6063, na ich zewnętrznej części umieszczono dyskretne logo, a u góry i na dole niewielkie otworki wyrównujące ciśnienie akustyczne. Tulejki są dość krótkie, ale specyficzna budowa korpusów sprawia, że aplikacja w uchu nie stanowi żadnego problemu, a komfort jest naprawdę wysoki - nie zabrakło też siateczek chroniących przed dostawaniem się woskowiny do środka. U dołu wyprowadzono zaś gumowe prowadnice zabezpieczające kabel w newralgicznym miejscu połączenia z obudową. Te krótkie odcinki kabla umieszczono w gumowej osłonce i przyznam szczerze, że sprawiają wrażenie dość wątłych, więc lepiej uważać jak się z nimi obchodzimy. Na przewodzie wyprowadzonym z prawej słuchawki umieszczono także pilot wykonany z aluminium z 3 przyciskami z miękkiego gumowanego tworzywa oraz mikrofonem. Kabel łączy się z walcowatymi elementami stanowiącymi zwieńczenie pałąka z obu stron, a te otrzymały wykończenie z aluminium i oznaczenia producenta. Prawy walec zawiera ponadto port USB typu C, przycisk Power i niewielką diodę informującą nas o pracy sprzętu (ta różnymi kolorami sygnalizuje nam odmienne tryby, np. ładowania czy standardowego użytkowania).

Jakość wykonania stoi zatem na naprawdę wysokim poziomie, ale to już praktycznie norma w przypadku produktów tej firmy. Na pochwałę zasługują zastosowane materiały czy przywiązanie do szczegółów, tj. spasowania elementów (jedyny mankament, który rzuca się w oczy, to linia łączeń na silikonowej opasce). Ergonomia także wypada rewelacyjnie - słuchawki wygodnie leżą w kanałach (warto dobrać odpowiednie tipsy), można je zakładać klasycznie, jak i metodą OTE, a pałąk sprawia, że ciężar rozłożony jest równomiernie (poza tym byłem zaskoczony jak szybko zapominałem, że mam go na szyi). Dodatkowo kopułki zostały namagnesowane, dzięki czemu po wyciągnięciu ich z uszu możemy je połączyć ze sobą, żeby nie „dyndały” osobno na klatce piersiowej.

Warto przy okazji dodać, że MA650 Wireless otrzymały moduł NFC (coś, co ciągle jest rzadkością w słuchawkach Xiaomi), który usprawnia parowanie z urządzeniami mobilnymi. Co więcej, konstrukcja otrzymała certyfikat IPX4, co oznacza, że nie straszny jej pot i przypadkowe zachlapania (z doświadczenia wiem, że i mocniejszy deszcz im nie przeszkadza). Twórcy zadbali nawet o przywoływanych pilotem asystentów głosowych Google Assistant, Siri i Cortana, a wsparcie dla kodeków aptX i AAC gwarantować ma nam jakość dźwięku po Bluetooth na poziomie płyt CD. Poza tym, słuchawki raczą nas przyjemnym kobiecym głosem mówiącym po angielsku i informującym m.in. o stanie baterii czy włączaniu/wyłączaniu sprzętu.

Zanim przejdziemy do jakości dźwięku, pozostała jeszcze kwestia baterii, która jest bardzo istotna dla bezprzewodowych słuchawek. Producent zapewnia, że MA650 Wireless pozwala na 12 godzin nieprzerwanego odtwarzania muzyki i muszę przyznać, że praktyczne testy wykazały, że liczba ta jest bardzo bliska rzeczywistości. Generalnie notowałem raczej wyniki rzędu 9-10 godzin, ale mam tendencję do głośnego słuchania muzyki, a poza tym zdarzało mi się ich używać przy niskich temperaturach. Wydaje się więc, że pół doby jest jak najbardziej realnym do osiągnięcia wynikiem. Ładowanie nie nastręcza zaś większych problemów, ponieważ trwa ok. godziny, a o jego przebiegu informuje nas wspomniana już dioda.

Producent chwali się, że wykonywany na zamówienie przetwornik dynamiczny 380.1 zapewnia zrównoważony, dokładny dźwięk i w gruncie rzeczy można przyznać mu rację. Brzmienie MA650 kojarzy mi się osobiście z podrasowanym strojeniem modelu MA350 - słychać tu lekkie ocieplenie, a wyższe pasma zostały także nieco rozjaśnione i słuchawki nie mają już tak typowego rozrywkowego charakteru. Całość brzmi naturalnie i neutralnie, przez co jest także dość uniwersalna. Co prawda osoby przyzwyczajone do typowego amerykańskiego grania, mogą zarzucać MA650 brak żywiołowości czy wyraźniejszego charakteru, ale mi takie granie odpowiada.

Basy zostały dobrze wyważone i stanowią bardzo dobrą podstawę dla całości brzmienia, nieco je ocieplając. Poza tym nie wychodzą poza swój zakres, są dość miękkie i potrafią uderzyć, kiedy jest taka potrzeba. Średnica jest klarowna i dobrze prezentuje wszelkiego rodzaju wokale czy instrumenty gitarowe, choć słychać, że producent nie silił się na jak największą szczegółowość. Moja jedyna uwaga dotyczy jej górnej granicy, gdzie nie jest już tak gładka i czysta, a dźwięk jest nieco zbyt szybko urywany. Soprany nie zostały wyostrzone jak ma to miejsce w przypadku brzmienia na planie litery V, więc model ten idealnie może nadawać się dla osób, które nie przepadają za tego typu graniem. Poza tym, zostały rozjaśnione i nie odnotowałem tu żadnych sybilantów. Scena jest zaś wyraźnie większa niż w MA350 i choć wciąż nie jest zbyt szeroka, to już głębia i wysokość prezentują się bardzo dobrze. Dzięki temu instrumenty nie wydają się być tak ściśnięte i otrzymały odpowiednie napowietrzenie.

Mikrofonn spisywał się w trakcie testów naprawdę przyzwoicie, a izolacja w tym modelu wypada dobrze. Poza tym, nie miałem żadnych problemów z łącznością Bluetooth, zarówno w czasie parowania sprzętu, jak i użytkowania i przerwy w sygnale zdarzają się tu naprawdę rzadko (podczas 2 tygodni codziennego obcowania ze słuchawkami tylko 2 razy przerwał dźwięk w czasie odtwarzania muzyki) i przeważnie są naszą winą (np. oddalamy się od źródła na odległość powyżej 10 metrów i po drodze mamy ściany).

Podsumowując, RHA ponownie nie zawodzi i ich bezprzewodowy model MA650 Wireless dobrze wpisuje się w ofertę brytyjskiego producenta, oferując nam świetną stylistykę, wykonanie na bardzo wysokim poziomie, ergonomiczny design, satysfakcjonującą jakość dźwięku i kilka dodatkowych funkcji, które ułatwiają nam życie (jak choćby wsparcie dla NFC). Co prawda w tej cenie kupić można przewodowe słuchawki, które zagrają lepiej, ale komfort i swoboda jakie zapewnia używanie bezprzewodowych słuchawek potrafi wynagrodzić to z nawiązką, a nie można zapominać także o 3-letniej gwarancji jakiej RHA udziela na swoje produkty. Tym samym MA650 Wireless zasługują na mocną rekomendację.

orientacyjna cena: 399 PLN

 

+ jakość wykonania

+ stylowy design

+ komfort użytkowania

+ satysfakcjonującą jakość dźwięku

+ zrównoważone brzmienie

+ wsparcie dla NFC

+ wsparcie dla kodeków aptX i AAC

+ 3 lata gwarancji

 

- średnie tony mogłyby być nieco gładsze

 

Sprzęt do testów dostarczył:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy