Rurka zwana fifką

Oto stał się cud i za papieżem Janem XXIII powtarzam słowa, które on - według legendy - wypowiedział na wieść o zażegnaniu kryzysu kubańskiego (a Kuba to przecież mekka palaczy): "Oto pierwszy raz wola Boga zgodziła się z wolą ludzi".

Boska Greta, szalony Van Gogh, cudotwórcy amerykańskiego jazzu, narodowi wieszcze - oni wszyscy uzyskali wreszcie swoje prawem usankcjonowane miejsce, a my kaplice, w których - jak starożytni Grecy - składamy czułe dymne ofiary, za każdym razem, kiedy przestępujemy próg palarni?

Mit papierosa zawdzięczamy Francuzom - to oni jako pierwsi z Europejczyków nie tylko dostrzegli, ale i opisali wierszem cudowne właściwości tytoniu. Papieros-bóg, papieros-diabeł, czarnoksiężnik zamknięty w bibułce, kochanka i ukochany wróg, wreszcie wierny towarzysz i artystyczna muza. "Papierosy są boskie" - pisze w swoim terapeutycznym eseju Richard Klein. "Une volupté nouvelle" (nowa rozkosz) - zawołał zgodnie dziewiętnastowieczny Paryż, widząc w papierosie jedyną przyjemność, jaką ludzkość wymyśliła od starożytności.

Reklama

Współczesne papierosy pojawiły się pierwszy raz w Hiszpanii, dokąd około 1825 r. trafiły z Brazylii. Sam tytoń znany był oczywiście dużo wcześniej. Pierwsze źródło pisane, wspominające o prymitywnych jeszcze papierosach, pochodzi z początku XVI w. Chodzi o "Historia de las Indias" Bartholomea de Las Casas, towarzysza Kolumba i pierwszego odnotowanego przez historyków nałogowca-Europejczyka: "Są to suszone rośliny, zawijane w liście, również suszone, na podobieństwo owych papierowych fajerwerków, jakie chłopcy robią na Zielone Świątki" - pisze Las Casas, dodając, że "oni zwą je tytoniami (tabacs)". Tak więc już w XVI w. papieros okryty był aurą cudowności, był magiczną zabawką z arsenału sztukmistrza, a jednocześnie świątecznym ognikiem - fajerwerkiem właśnie.

Od XVI w. papierosy przebyły długą drogę, by w 1910 r. dać światu swoje najbardziej nowoczesne wcielenia: francuskie Gitanes i Gauloises produkowane na masową skalę. Na granatowym pudełku Gitanes umieszczono zmysłową Cygankę trzymającą wachlarz i tamburyn w popularnej pozie Olé! Na Gauloises, których błękitna paczka nawiązywała do koloru munduru szeregowca piechoty, nadrukowano galijski hełm - symbol narodowej niepodległości. Tak więc papieros to żołnierz - mężczyzna, brutalny kochanek rzucający wyzwanie śmierci, to morderca; papieros to także Cyganka - wiedźma, zakazana kochanka i uwodzicielka.

Jednym z największych dzieł, które mówią o paleniu i produkcji papierosów jest oczywiście "Carmen" Georgesa Bizeta z 1875 r. Opera opowiada historię pracownicy fabryki papierosów w Sewilli - wiarołomnej kochanki, w rzeczywistości rozpustnicy nienawidzącej mężczyzn, wykorzystującej swoje wdzięki, by pogrążyć zakochanego w niej sierżanta Don Jose, który zabija Carmen w ostatnim akcie.

W istocie można by uznać, że Bizet (a właściwie Prosper Mérimé, którego opowiadanie było podstawą libretta opery) przedstawia poemat o naturze palenia i samym papierosie, który pod podwójną postacią żołnierza i Cyganki, odgrywa na scenie dramat swoich śmiercionośnych wdzięków. Carmen jest papierosem, kobietą wyzwoloną, diablicą i śmiertelną trucizną - zawiera ona w sobie wszystkie te skrajnie podniecające mężczyzn cechy, które w zbyt wielkiej dawce zabijają. Don Jose to palacz, który stając w obronie kochanki, skazany jest na społeczne wykluczenie - w operze Bizeta staje się banitą. Morderstwo Don Jose przypomina rzucanie nałogu, kiedy kochanek gasi ostatniego papierosa, mówiąc "kocham cię". Wiadomo jednak, że nałóg powróci - dlatego śmierć Carmen to preludium do kolejnych narodzin, nowego papierosa, niekończącej się opowieści.

Papierosy zasługują bowiem na miłość - miłość znaczą, same są seksem - to dlatego po każdym stosunku palimy, znacząc dymem w powietrzu ulotne repliki orgazmu. Być może dlatego Theodore de Banville - papierosowy dandys, nikotynowy erotoman - stwierdził, że "papieros zastępuje seks". W teatrze, filmie i na amatorskich czarno-białych zdjęciach papieros pojawia się zawsze wtedy, gdy inne rekwizyty, scenografia czy kadr nie są w stanie usprawiedliwić własnego istnienia - papieros jest wtedy ratunkiem. Kiedyś, kiedy Hollywood nie pozwalało na zbyt śmiałe sceny miłosne, częstym chwytem zastępczym używanym przez reżyserów był moment, w którym on jej podpalał, ona dmuchała mu w twarz - to właśnie na tym osobliwym dymnym pomoście łączącym bezpiecznie oddalone usta, rozgrywały się najbardziej podniecające dla widza sceny.

Papieros przenosi w inny wymiar, o czym wiedzieli nie tylko modernistyczni poeci, zmanierowani, niezdolni do życia arystokraci, ale i żołnierze gotowi na opuszczenie doczesnego świata. Już na początku XIX w. generał Lasalle, bohater wojen napoleońskich, stwierdza na polu bitwy pod Wagram: "Huzar musi palić. Kawalerzysta, który nie pali, jest złym żołnierzem". Sir Arthur Conan Doyle, obok wielu innych ponadprzeciętnych zdolności, obdarzył Sherlocka Holmesa jedną szczególnie niezwykłą umiejętnością. Holmes chwali się czytelnikowi: "Napisałem kilka monografii, a wszystkie z nich są poświęcone zagadnieniom specjalistycznym. Tu mamy dzieło 'O różnicach między popiołami różnego rodzaju tytoniu'. Wyliczam w nim sto czterdzieści postaci tytoniu do cygar, papierosów i fajek. Różnice między ich popiołem ukazują kolorowe tablice".

Dalej legendarny detektyw ukazuje swoim słuchaczom ogrom możliwości, jakie ta osobliwa "popiołologia" daje przedstawicielom prawa poszukującym przestępcy, którego można odszukać, zerkając w popielniczkę. Zdaje się więc - i tak jest w istocie - że każdy porządny zbir powinien palić, i to dużo. Żołnierz, morderca, kochanek - każdy z nich jest namiętnym palaczem, nałogowcem, dla którego istnieje już tylko jedna fiksacja, wszystko jedno jaka: bogactwo, kobieta czy papieros skręcony z wszystkich tych groźnych, niemożliwych do spełnienia pragnień. Wszystko inne, jakiekolwiek normy moralne, stojące na drodze śmiałka, są odrzucone, "ulatują z papierosowym dymem".

Żołnierz powinien być nałogowym mordercą, niezastanawiąjącym się nad sensem swoich gestów, jak palacz, który ćwiczy swoją żołnierską namiętność, paląc jednego za drugim, w czym tak bardzo przypomina amanta - i nie bez przyczyny Moliére rozpoczyna swojego "Don Juana" pochwałą nikotyny. To dlatego generał John Pershing stwierdza z rozbrajającą szczerością, odpisując na list amerykańskiego ministra wojny: "Pyta mnie Pan, czego potrzeba do zwycięstwa w tej wojnie. Odpowiedź brzmi: tytoniu i jeszcze raz tytoniu - więcej nawet niż prowiantu". Tytoń jest bowiem esencją żołnierza, a powtarzalny rytuał palenia jest apoteozą ordnungu, marszu, niekończących się ćwiczeń ? to dlatego Europejczycy oczekujący amerykańskiej odsieczy w czasie Wielkiej Wojny przekazywali sobie z ust do ust radosną nowinę: "nadchodzą Camele!".

W podobny sposób można wytłumaczyć zwyczaj ofiarowywania skazańcowi ostatniego papierosa. Papieros jest znakiem wykluczenia - symbolizuje jednak tym samym moment przejścia (jak cygaro wypalane przez świeżo upieczonego ojca). Jest on wreszcie rekwizytem szaleńców, bo w końcu to szpital psychiatryczny jest jedyną placówką medyczną, gdzie funkcjonują jawnie palarnie. Kto wie, czy gdyby w czasach, kiedy spisywano Biblię znano papierosy, to Kain - ten mityczny morderca - nie miałby zamiast znamienia śladu po zgaszonym papierosie?

Odniesienie do Biblii nie jest tu zresztą przypadkowe - "La Baeonnette", gazeta wydawana na froncie I wojny światowej, pękała w szwach od psalmów, jakie żołnierze pisali, czcząc papierosy: "Chwała ci, o tytoniu, pocieszycielu walczących żołnierzy. To z ciebie wypływają wszelkie marzenia, zasnuwasz mgiełką ulgi ból, potrafisz nawet czasem wykurzyć chandrę, o boski pocieszycielu strapionych" - czytamy w jednym z numerów z 1917 r. Wtedy jeszcze papieros był bogiem, nawet jeśli czczonym tylko na froncie - gdzie indziej jego magia już gasła, zduszona przez masową produkcję. Nic dziwnego. Cóż to za bóg, który przychodzi i obdarza swoją łaską pierwszego lepszego?

"Qui fume prie". Dandys, artysta

"Kto pali, modli się" - takie hasło zgotowało w 1856 roku nałogowym czytelnikom pismo "Paris Fumeur". Sam Paul Valéry stwierdził, że gdyby Rzymianie znali papierosy, to pierwszego porannego uczyniliby bóstwem - "nazwaliby go Fumata Matutina" (każdy palacz wie, o co tu chodzi). W ten sposób historia palenia zatoczyła koło, a papieros wrócił do swoich korzeni. Indianie, od których konkwistadorzy dostali pierwsze liście tytoniu, uważali, że tytoń jest święty, co dla misjonarzy, ale i - jak się okazuje - współczesnych moralistów, oznaczało tylko jedno: "to diabeł".

Fajka pokoju, szamanizm, znaki dymne wysyłane do krainy zmarłych - wszystko to nie umarło do końca wraz ze współczesnym papierosem. W Argentynie do dziś cześć zmarłym oddaje się za pomocą wypalonych na ich grobach papierosów - ta forma czci zadusznej przeznaczona jest szczególnie dla Carlosa Gardela, wynalazcy argentyńskiego tanga oraz gorliwego wyznawcy "Fumata Matutina" Valéry-ego.

Machina
Dowiedz się więcej na temat: rurki | morderca | palacz | żołnierze | tytoń | pierwszy raz | papierosy | papieros
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy