Kosztowny telefoniczny żart

Uczeń szkoły podstawowej jadąc z kolegami w autobusie dla zabawy z telefonu komórkowego wykręcił dowolny numer. Osoba, która odebrała telefon usłyszała w słuchawce, że w jej domu podłożona jest bomba. Teraz za dowcip syna słono zapłacą rodzice.

Ostatnio coraz częściej media donoszą o głupich telefonicznych zabawach młodych ludzi. Niedawno świetnie bawił się dwunastolatek z województwa warmińsko-mazurskiego, który przypadkowo wybrał numer, który okazał się numerem prezydenta Nowej Soli Wadima Tyszkiewicza.

Młodociany zażartował, że w domu prezydenta jest bomba. Na miejscu zjawiły się służby, ale bomby nie było. Policji udało się namierzyć żartownisia, za którego wybryk zapewne zapłacą rodzice.

Media2
Dowiedz się więcej na temat: rodzice | Bomba | żart
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy