Pożegnanie Siemensa

Przez lata Siemens, kojarzony z niemiecką solidnością, wiódł prym także w dziedzinie telefonii komórkowej. Po kilku latach nieudanej polityki i słabego biznesu wygląda na to, że nie zobaczymy już komórek ze stajni Siemensa.

Na wstępie kilka słów historii. Dlaczego? Należy z całym szacunkiem przyznać, że Siemens wniósł do telekomunikacji niemało i to również w dziedzinie telefonów komórkowych. Na przełomie wieków Siemens odważnie wprowadzał na rynek modele, które stawały się produktami kultowymi. Od czego zacząć? Weźmy na przykład pierwsze telefony GSM (S6 czy S8), którymi cieszyć mogli się pod koniec ubiegłej dekady użytkownicy i w Polsce, wówczas sieci Idea. Model SL10, protoplasta tak popularnych dziś "sliderów", łączył w sobie nie tylko nową formę, ale także zwiastował multimedialność za sprawą kolorowego, a właściwie trójbarwnego wyświetlacza!

Reklama

Kolejne udane konstrukcje to choćby C35i, który poza notorycznymi problemami z klapką baterii swobodnie mógł wówczas konkurować z Nokią 3110 czy kultową następczynią - 3210. Dalej był żółty "odporny" M35 i "pancerny" ME45. Gdy konkurenci nadawali tempa, jak choćby Sony Ericsson multimedialnym modelem T68i, Siemens dotrzymywał kroku ze swoim S55. Dziś na myśl o tamtych słuchawkach nie jednej osobie zakręci się łezka w oku.

Cudowne lata... i ślepe drogi

Siemensowi z czasem coraz trudniej i dłużej zajmowało dostosowanie się do rynkowych trendów. Ślepą uliczką i niewykorzystaną szansą był model SX-1; Pierwszy i jedyny Siemens oparty na systemie operacyjnym Symbian. Data premiery telefonu była niestety wielokrotnie przekładana i o rynkowym sukcesie można było zapomnieć. Konkurenci nie spali, a koncern wycofał się z korzystania z Symbiana. Szefostwo nie dostrzegając szans tej platformy tłumaczyło się, że chce uniknąć opierania się na rozwiązaniach, których właścicielem byli konkurenci. Szkoda.

Podobnie było z designem. Wraz ze wzrostem popularności telefonii mobilnej komórka stawała się elementem mody i urządzeniem niezwykle osobistym. Firma, która wcześniej nie stroniła od nowatorskich rozwiązań w kwestii wzornictwa, próbowała pozyskać klientów wykorzystując i tę niszę. Mowa o Xelibri. Specjalnej marce telefonów modnych, wydawanych sezonowo, tak jak dzieje się to w świecie ubiorów. Niestety, mocno udziwnione urządzenia były mało funkcjonalne i zdecydowanie niekierowane do odbiorcy masowego.

"Wyścig zbrojeń" nabierał tempa. Producenci sprzętu, naciskani przez operatorów i klientów, zmuszani byli szybciej wprowadzać coraz to bardziej nowoczesne telefony. Tu niestety rozpoczęły się pierwsze i bardzo bolesne potknięcia Siemensa. Po kultowej serii 35 oraz 45 i 55, które dziedziczyły jeszcze udane i solidne konstrukcje, prawdziwe załamanie przyniosła generacja 65. Telefony tej serii znalazły się na rynku w roku 2004 nie przynosząc producentowi chwały, a jedynie złą renomę. Stosunkowo tanie wykonanie, w porównaniu do tego, do czego przywykli klienci, oraz tragiczne wręcz problemy z oprogramowaniem mocno nadwątliły pozycję niemieckiego gracza. Rozładowujące się baterie, notoryczne restarty telefonu czy też głośna sprawa z "szokiem akustycznym" zmuszały klientów do częstych wizyt w serwisach.

Słaby biznes? Ratunek z Tajwanu!

Firma będąca elementem wielkiego koncernu Siemensa rozwijała swoje telefony w Niemczech - w siedzibie w Monachium, oraz w ośrodku w Kamp Lintfort, gdzie zajmowano się zarówno rozwojem jak i samą produkcją. Od roku 2004 część obowiązków przeniesiono także do placówki we Wrocławiu, oraz Manaus w Brazylii. Pojawił się wątek polski. Jak łatwo się domyślić, miał on swoje uzasadnienie technologiczne i ekonomiczne - wykwalifikowaną siłę inżynierską i programistyczną oraz niższe koszty niż w Niemczech. Podobne zmiany w swoich strukturach wprowadzali i konkurenci, przesuwając centra rozwojowe np. do Azji, która dziś jest jednocześnie głównym rynkiem zbytu.

Chcąc uniknąć kolejnego z rzędu roku strat finansowych, Siemens postanowił znaleźć dla działu Mobile nowego właściciela. Mówiło się wówczas o przejęciu przez Motorolę. Połączenie, czy przejęcie wydawało się zresztą dobrym wyjściem, takim samym jak joint-venture słabnących Sony i Ericssona. Niestety z rozmów nic nie wyszło, a niemiecki koncern wydaje się, że dostrzegł szanse w Azji. Wówczas azjatyccy producenci tacy jak Samsung, czy LG zaczynali dynamiczne działania na rynkach Starego Świata.

W czerwcu 2005 roku mobilny światek obiegła rewelacja - BenQ wchodzi do Europy! Tajwańska firma znana dotąd głównie jako producent projektorów, monitorów czy płyt DVD, która na rynki azjatyckie produkowała własne telefony komórkowe miała przejąć od Siemensa dział Mobile. Zaznaczam tu słowo przejąć, a nie kupić. Za 50 mln euro w akcjach BenQ, niemiecki koncern miał oddać swój dział i 6000 pracowników firmie z Tajwanu.

Ani BenQ, ani Siemens?

Zmiana marki, a właściwie utworzenie nowej - BenQ-Siemens nastąpiła we wrześniu 2005 roku. Towarzyszyło temu wydarzeniu wiele oficjalnych wypowiedzi o zapewnieniu ciągłości pracy i rozwoju produktów dla strony Siemensa, oraz szansach na wejście na rynki europejskie dla Azjatów.

W ciągu następnego roku firma rozciągnięta pomiędzy Tajpei i Monachium funkcjonowała w sposób nie do końca określony. Z jednej strony gigantyczny kontrakt sponsorski dla Realu Madryt i reklamy z udziałem Ronaldo. Z drugiej zaś praktycznie medialna cisza. Do całkowitej porażki należy zaliczyć choćby brak aktywności na rynku polskim, gdzie Siemens był od lat marką numer dwa, lokowaną tuż za Nokią.

Nie można było jednakże oczekiwać też rewolucji od firmy, która wcześniej przynosiła straty, by w ciągu roku wyszła na plus. I tu prawdziwy cios. Dokładnie w rok po oficjalnym rozpoczęciu działalności pod nową marką, zarząd BenQ Corp. ogłosił zaprzestanie finansowania niemieckiej spółki BenQ Mobile. Cios, którego nikt praktycznie nie spodziewał się raptem w rok po przejęciu.

Z końcem września niemiecka spółka została postawiona w stan braku płynności finansowej, wypowiedziała umowy podwykonawcom i przeszła w ręce syndyka. Te działania spotkały się z potężną burzą w niemieckiej prasie ekonomicznej i na scenie politycznej.

Odpowiedzialnością za upadłość działu Mobile dokładnie w rok po "sprzedaży" oskarżono Siemensa. Pracownicy pikietujący w Monachium oskarżali, że pozbycie się nierentownego działu przez Siemensa było zaplanowanym działaniem chroniącym koncern przed koniecznością zwolnień grupowych. Prezesów BenQ Mobile oskarżano o zatajanie słabych wyników sprzedaży, a w obronie pracowników stanęły niemieckie związki zawodowe, wymuszając na niemieckim rządzie i Siemensie utworzenie funduszu socjalnego dla zagrożonych bezrobociem pracowników.

Spółka praktycznie z dnia na dzień straciła klientów (operatorów) obawiających się o ciągłość serwisowania telefonów Siemens i BenQ-Siemens. Agonia trwała do końca roku, do kiedy to menadżerowi upadłości nie udało się znaleźć ani inwestora branżowego, ani innego podmiotu chcącego zainwestować w struktury firmy. Likwidacji uległ oddział w Manaus, a wrocławska placówka znalazła innego inwestora chętnego wykorzystać kapitał ludzki. Tak niemiecki wieloletni gracz rynku komórkowego odszedł praktycznie w mgnieniu oka.

Czy to koniec telefonów spod marki Siemens? Na pewno tak, jeśli chodzi o samodzielną markę Siemens, która dokonała żywota w momencie transakcji z BenQ. Czy pojawią się jeszcze urządzenia sygnowane jako BenQ-Siemens? Tego wykluczyć się nie da. W chwili swojej decyzji o upadłości BenQ Mobile zarząd BenQ poinformował, że nadal będzie rozwijał swoje produkty w centrach ulokowanych w Azji, bez jasnej wizji, pod jaką marką i na jakich rynkach się one pojawią.

Umowa z Siemensem dawała bowiem koncernowi prawo używania wspólnej marki jeszcze przez kilka lat. Po kilkunastu tygodniach negocjacji poczuwając się do odpowiedzialności za wcześniejsze produkty i ich serwis BenQ ogłosiło, że serwisem telefonów zajmie się firma B2X. Inny zaś podmiot - Polconcept z siedzibą w Warszawie zapowiedział, że na rynki Europy Wschodniej wprowadzi nowe telefony i to pod marką BenQ Siemens. Nawet jeśli tak się stanie z pewnością docelowo produkty sygnowane będą jedynie jako BenQ. Czego możemy być pewni to tego, że rynek komórek, bez Siemensa nie będzie taki sam.

Radosław Orszewski, Artykuł pochodzi z magazynu "Twoja Komórka"

Komórkowe "kamienie milowe" Siemensa

S10 (1998) pierwszy model z kolorowym czy raczej trójkolorowym wyświetlaczem.

SL10 (1999) pierwszy model typu slider w dodatku z kolorowym wyświetlaczem.

C35i (2000) wyjątkowo popularny konkurent Nokii 3210.

SL45i (2001) duży wyświetlacz, karta pamięci i obsługa plików mp3, absolutny pionier!

ME45 (2001) pancerny telefon i dużo funkcji, outdoorowy telefon dla biznesmenów.

S55 (2002) kolorowy wyświetlacz, MMS i dołączany aparat, odpowiedź na Ericssona T68.

SX1 (2003) pierwszy i jedyny telefon Siemensa bazujący na Symbianie.

Seria 65 (2004) duże problemy ze stabilnością oprogramowania psują renomę Siemensa.

Seria 75 (2005) ostatnie modele spod znaku Siemensa - udane, ale prawie nieobecne dzięki opóźnieniom w premierach.

EF81 (2006) płaski telefon 3G, wielka (niespełniona?) nadzieja pod marką BenQ-Siemens.

2007 - czy zobaczymy tajwańskie produkty pod wspólnym logo?

Twoja Komórka
Dowiedz się więcej na temat: Monachium | koncern | telefon | firma | pożegnanie | telefony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy