Grzegorz Więcęciak: "Bez ochraniaczy jeżdżą zawodowcy"

Istnieje alfabet downhillu: nie zajeżdżać drogi, schodzić na bok, w razie wypadku służyć pomocą. O tym, co robić, by było bezpiecznie podczas zjazdu z góry na rowerze mówi Grzegorz Więceciak na szczycie Śnieżnicy w Beskidzie Wyspowym.

Jakie jest niezbędne wyposażenie downhillowca?

Grzegorz Więcęciak: - Najważniejszy jest kask. Kask musi być ze szczęką z przodu, żeby przy kontakcie z ziemią przy dużej prędkości nie nabawić się urazu, żeby to było bezpiecznie. Do tego gogle, rękawiczki, ochraniacze kręgosłupa, łokci i kolan. To są najważniejsze rzeczy, które przydają się w zjeździe.

Bez ochraniaczy nie wyjeżdżacie?

- Bez ochraniaczy jeżdżą zawodowcy, ci, co są już wyjeżdżeni, ci, co obawiają się przewrotek, muszą być zabezpieczeni.

Reklama

Jak drogi to musi być sprzęt?

- To zależy od tego, kto i jak chce ten sport uprawiać. Jeżeli ktoś chce zawodowo ten sport uprawiać, to różni sponsorzy się do tego przyłączają. Rowery są w granicach od 10 tys. do 30 tys.

Można zacząć w każdym wieku?

- W każdym wieku. To widzi się np. za granicą, gdzie w bike-parkach jeżdżą rodziny z dziećmi. Całą rodziną jeżdżą na trasie zjazdowej i nikt tam nie widzi żadnych niebezpiecznych rzeczy. Za granicą zimą są wyciągi dla narciarzy, a latem, żeby to zarabiało, zakładane są bike-parki. Robią trasy zjazdowe, trasy "endurowe", trasy pod każdy typ roweru, żeby ludzi zachęcić do korzystania z wyciągów w ciągu lata.

Najpierw trenujemy na mniejszych wzniesieniach, w parkach, a dopiero potem w góry?

- Tak. Najpierw sprawdzają się właśnie bike-parki, gdzie jeździ się po płaskim, ale z muldami, uczy się trzymania równowagi na rowerze. Później się jedzie do lasu, mamy już ten rower "wyczuty". Ciężko się wywrócić jak rower jest wyjeżdżony. Nawyków rowerowych i przydatnych zachowań uczymy się w mniejszych parkach. A te umiejętności przydają się także w codziennym życiu.

Ale drgania, wibracje są ogromne. Czy nadgarstki to mocno czują?

- Tak, dlatego ćwiczymy dużo na siłowni. To nie jest tak, że tylko wsiadamy na rower i na dół. Przedramiona, ramiona, barki - powinny być odpowiednio wytrenowane. Takiej trasy jak tu, ok. trzyminutowej, ludzie nieprzygotowani nie mają szans zjechać na raz.

Widziałam, kilka rowerów zjechało jeden za drugim. Nie ma obawy, że najadą na siebie?

- W żadnym wypadku. Zawodnicy jak jeżdżą, to często trenują za sobą. Nie jest tak, że jeżdżą tą samą linią. Każdy ma swój typ jazdy, jeden chce przejechać szerzej, drugi węziej odcinek. Jeśli jadą za sobą, jeden uczy się od drugiego jak wziąć dany zakręt. Zatrzymujemy się na boku, żeby otworzyć drogę temu drugiemu. To jest kultura rowerzystów: nikt nikomu nie wjeżdża, nikt na nikogo nie skacze. Ale też dla bezpieczeństwa nigdy nie jeździmy sami. W razie kraksy jest ktoś, kto pomoże.

Od ilu lat trenujesz?

- Około 10 lat.

Największy szczyt, z jakiego zjechaliście?

- Różne są trasy w całej Europie. Bardzo dużo fajnych tras jest w Austrii, Niemczech, na Słowacji. Trzeba jeździć po różnych trasach, żeby się ciągle czegoś uczyć.

Rozmawiała Dorota Kieras

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy