Michiel Huisman: Motocykle były z silnika i kiepskich hamulców
Harley-Davidson to legenda, która wpisała się na stałe w historię motoryzacji. O Harleyach-Davidsonach rozmawiamy z Michielem Huismanem, znanym publiczności z roli Daario Naharisa w "Grze o tron". Teraz wcielił się w postać Waltera Davidsona - jednego z twórców marki.
Solidne konstrukcje, które zapewniają stabilność. Silniki V-twin o niepowtarzalnym pomruku. Nisko osadzone siodło dające poczucie, że jesteś bliżej drogi. Punkty sprzedaży na całym świecie i strategia handlowa, która sprawia, że ich właściciele czują się częścią jednego, globalnego klubu... Harley-Davidson to zdecydowanie więcej niż tylko motocykl. To marka, która wciąż ucieleśnia to, co najbardziej kręci miliony jego wiernych fanów na całym świecie.
Co zadecydowało o tym, że zagrałeś w serialu? Czy pasjonujesz się motocyklami?
Michiel Huisman: - Jeździłem motocyklem od dwudziestego roku życia aż do trzydziestki. Wtedy myślałem, że nigdy nie będę jeździł autem. Ale potem przyszło na świat moje dziecko i nagle poczułem, że może byłoby rozsądniej przesiąść się do samochodu. Dlatego podczas kręcenia serialu byłem przeszczęśliwy, ponieważ na nowo rozpalił moją miłość do motocykli. Poza tym zawsze uważałem, że historia Harleya-Davidsona jest niesamowita i zdziwiłem się, że jeszcze nikt dotąd jej nie opowiedział. Jest to klasyczna opowieść o pasji i przyjaźni, a także o realizowaniu swojego "American Dream". Rolę Waltera Davidsona zagrałem z niesłychaną przyjemnością, ponieważ ucieleśniał on ducha firmy. Przeciwstawiał się systemowi. Nie bał się stanąć w obronie swoich poglądów. A poza tym, chciałem sobie po prostu pojeździć na tych starych Harleyach.
Co cię najbardziej zaciekawiło w bohaterze, którego zagrałeś?
- Zawsze myślałem, że Walter Davidson był po prostu jednym z założycieli firmy Harley-Davidson. W rzeczywistości od początku ścigał się na motocyklach. Ten fakt poruszył mnie najbardziej. Był outsiderem, buntownikiem. Myślę, że lubił ryzyko, miał pasję, uwielbiał szybkie tempo i przygodę w życiu. Powodowało to różne tarcia pomiędzy nim, a jego młodszym bratem Arthurem, który miał naturę biznesmena i był bardziej rozważny w posunięciach, które mogły wpłynąć na firmę. A Walter Davidson myślał w kategoriach: "Czego chcę dla siebie?". Chciał motocykla, który będzie wjeżdżał pod górę i zjeżdżał szybciej od innych ówczesnych motocykli. Patrząc z perspektywy czasu myślę, że tak właśnie powstają najlepsze firmy - z pasji i z tego, że najpierw ludzie tworzą coś dla siebie, a potem znajdują się inni, którzy pragną tego samego.
Czy podczas kręcenia jeździliście na oryginalnych, starych, modelach Harley-Davidson? Jakie to uczucie, kiedy masz do czynienia z takim eksponatem?
- Jazda na Harleyu lub replikach modeli tego motocykla, które już nie istnieją lub które można podziwiać jedynie zza szyby w Muzeum Harley-Davidson w Milwaukee to spełnienie największych marzeń. Świetnie się przy tym bawiłem, a przy okazji było to też dla mnie wyzwanie. Do serialu stworzono około 80 replik. Wiele z nich wykorzystywaliśmy ponownie. Na przykład po nakręceniu pierwszego odcinka przerabialiśmy model w nim użyty, żeby zbudować inny. Bardzo zależało nam na tym, aby jak najbardziej przypominały oryginalne modele, dlatego jazda na nich była tak ekscytująca, a zarazem wymagająca.
- Musiałem zapomnieć o wszystkim, czego dotąd nauczyłem się o jeździe na motocyklu. Jeździliśmy na takich modelach jak na przykład motocykl wyścigowy z 1908 roku, który ma 45 układów mechanicznych. Jazda na takiej maszynie była fascynująca. W większości używaliśmy replik, oprócz modeli VL, które były oryginalne, a to dlatego, że oryginalnych modeli już nie ma albo znajdują się w muzeum, a my mieliśmy się na nich ścigać. Wyciągaliśmy z nich tyle, ile się dało.
Co było dla ciebie najtrudniejsze podczas kręcenia serialu - sceny akcji czy odgrywanie swojej roli?
- Walter Davidson uosabia ducha marki Harley-Davidson. Podczas odgrywania takiej postaci pozwalasz sobie na trochę więcej i uwalniasz swój buntowniczy pierwiastek osobowości. Chcesz, aby ta cecha wyszła na powierzchnię. Sprawiało mi to naprawdę dużą przyjemność. Przeżyłem wiele poranków siedząc na replice Harleya-Davidsona i myśląc: "To się dzieje naprawdę? Ja naprawdę jestem w pracy? I jeszcze mi za to płacą!?"
- Cóż to było za uczucie! Ale myślę, że jeśli za jakieś 10 czy 15 lat spojrzę wstecz, to najbardziej będę pamiętał o tym, że zyskałem dwóch przyjaciół. Spędziłem wspaniały czas z odtwórcami ról Billa Harleya i Arthura Davidsona, czyli z Robertem Aramayo i Bugiem Hallem. Smaczku temu dodaje fakt, że Davidsonowie i Bill Harley rzeczywiście się przyjaźnili. To, że tak świetnie się ze sobą zgraliśmy na pewno ułatwiło nam wierne sportretowanie naszych postaci
i pokazanie ich wzajemnej przyjaźni.
Z racji tego, że Walter brał udział w wyścigach musiałeś wykonywać wiele sztuczek kaskaderskich. Jeśli tak, jak się do nich przygotowywałeś?
- Pomimo tego, że historia firmy jest bardzo dobrze udokumentowana, mało wiemy o jej założycielach. Udało mi się odnaleźć kilka wypowiedzi Waltera. Znalazłem taką, z której pomiędzy słowami wyczytałem, że kiedy się ściga, nie tyle boi się o to, co może się stać jemu samemu, ale o to, że uszkodzi się mu maszyna. Dużo to dla mnie znaczyło, bo wiem z moich badań dotyczących tamtych czasów, że wyścigi na motocyklach były niezmiernie ryzykowne. Jeździło się z prędkością 160 km/h, a motocykle w zasadzie zbudowane były z silnika i kiepskich hamulców.
- Było to niesłychanie niebezpieczne, ludzie ulegali wypadkom, a nawet ginęli. Ale on się nie bał, myślał tylko o tym, żeby nie zepsuć motocykla. "Nie chcę, żeby popsuł mi się motocykl. Chcę ukończyć wyścig". Podczas kręcenia scen zawodów cały czas sobie to powtarzałem. I pomimo tego, że sam potrafiłem jeździć, często musiałem oddawać sprawy w ręce kaskaderów. To była ekipa naprawdę szalonych ludzi, bo to, co robiliśmy na motocyklach działo się naprawdę. Nie były to obrazy tworzone komputerowo. Triki były wykonywane przy ogromnej prędkości, niosły bardzo duże ryzyko i niebezpieczeństwo. Nie byłbym w stanie ich wykonać, bo wymagają dużo odwagi i umiejętności.
Walter Davidson to lider tego zespołu. Jak go postrzegasz na tle pozostałych założycieli?
- Nie wiem czy on był liderem. Kiedy myślę o ich życiu, zawsze widzę ich trzech: Bill Harley, Arthur Davidson i Walter Davidson. Bill był mózgiem firmy, geniuszem projektu i rozwiązań technicznych. Arthur Davidson był utalentowanym sprzedawcą. Walter to kropka nad i - on dawał im ostateczny impuls i sprawiał, a nawet zmuszał do tego, żeby stworzyć coś, co będzie wychodziło poza dotychczasowe ramy i trendy. Dlatego uważam, że
Walter nie byłby w stanie stworzyć takiej firmy bez Arthura i Billa. I vice versa. Oni w piękny sposób się uzupełniali i nawzajem potrzebowali.
Czy ta opowieść przemówi do zwykłych widzów, bo nie wątpię, że przyciągnie pasjonatów motocykli?
- Wydaje mi się, że tak. Film wprawdzie mówi o narodzinach motocykla Harley-Davidson, ale jest to przede wszystkim opowieść o przyjaźni, wytrwałości i wartościach rodzinnych. Akcja ma miejsce na początku XX wieku w Wisconsin, który w tamtych czasach był ostatnią ostoją nowego pogranicza Ameryki. Wtedy wciąż jeszcze ludzie wierzyli, że są kowalami swojego losu.
- Myślę, że ta historia opowiada także o tym. Mam nadzieję, że ludzie zakochani w motocyklach docenią to, jak staraliśmy się trzymać faktów i że od strony technicznej motory zostały pokazane z wielką precyzją. Ale jeśli widza to nie interesuje, myślę tu o dramatyzmie i adrenalinie, serial ma do zaoferowania znacznie więcej - np. kawałek amerykańskiej kultury i historii świata. W końcu historia na początku XX w. miała bardzo duży wpływ na decyzje właścicieli firmy Harley-Davidson.
Dziewczyny lubią facetów na motocyklach. Czy z twojej miłości do tych maszyn przydarzyła ci się jakaś romantyczna przygoda?
- Właściwie to tak. To była jedna z pierwszych randek z moją przyszłą żoną. Przyjechałem po nią właśnie na motocyklu. Zabawne, dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę! (śmiech...).
W Grze o tron byłeś najemnikiem, teraz Walterem Davidsonem. Potrafisz sobie wyobrazić, że kiedyś będziesz grał np. księgowego?
- Jasne, z przyjemnością zagrałbym księgowego. W aktorstwie cała przyjemność tkwi w tym, że możesz rozpostrzeć skrzydła tak szeroko, jak tylko się da. A po "Grze o tron" myślałem, że w mojej następnej roli nie mogę machać mieczem, to musi być coś zupełnie innego. No i tak się stało. Rola Waltera Davidsona jest zdecydowanie inna. Chodzi o to, że staram się wybierać coś, czego wcześniej nie robiłem. Staram się dobierać projekty tak, aby mnie rozwijały lub dlatego, że wierzę w konkretną historię. Serial Harley and the Davidsons spełnił oba te warunki. Uwierzyłem w tę opowieść i bardzo chciałem wziąć w niej udział.