​Poskromić Bestię: Gdzie podziały się miliony Mike’a Tysona?

Mike Tyson do dzisiaj oskarża swoich trenerów i menedżerów i wyprowadzenie jego pieniędzy. Ci twierdzą, że było zupełnie inaczej... /Jon Kopaloff/FilmMagic /Getty Images
Reklama

Jake Tapper z "Washington City Paper" napisał kiedyś, że "wszyscy znamy legendy o biednym Tysonie i strasznych ulicach, ale często pomija się fakt, że od 13. roku życia ten człowiek żył jak książę". Podczas jednej wyprawy na zakupy Mike Tyson kupował dziesięć bmw, cztery rolls-royce’y i kilka bentleyów. Kupił w Vegas dom za 3 000 000 dolarów, a kilka dodatkowych milionów włożył w jego renowację. Trenerowi tygrysów płacił rocznie 125 000 dolarów. Stał się bankrutem praktycznie z dnia na dzień. Gdzie podziała się fortuna jednego z najsłynniejszych pięściarzy w historii?

Urodzony w roku 1966 na Brooklynie w Nowym Jorku Michael Gerald Tyson został mistrzem wagi ciężkiej już w wieku 20 lat. W ciągu swojej oszałamiającej kariery dorobił się ogromnych pieniędzy. Zasłynął też z niebywałej zdolności do wydawania ich - nie było także tajemnicą to, że jego team musiał płacić gigantyczne pieniądze kobietom, które traktował często bardzo brutalnie.

Nagle jednak znalazł się na dnie. Od dobrych kilku lat "Bestia" próbuje odzyskać dawną fortunę, jednak do dzisiaj właściwie nie wiadomo, gdzie podziały się jego pieniądze. Kulisy tego wydarzenia i innych nieznanych epizodów życiorysu Żelaznego Mike’a opisują w książce "Poskromić Bestię" wieloletni przyjaciel i menedżer Tysona Rory Holloway i pisarz Eric Wilson.

Reklama

Przeczytaj fragmenty książki "Poskromić Bestię. Nieznana historia Mike’a Tysona" wydanej nakładem SQN.

W połowie lat 90. Mike Tyson podpisał największy kontrakt w historii sportu, a podczas walk wypełniał hale sportowe po brzegi. W 2003 roku był już tylko przypisem w historii boksu i bankrutem wyprzedającym swoje aktywa w trakcie drugiej sprawy rozwodowej. Gdzie podziały się wszystkie jego pieniądze?

Eric Brown, wieloletni przyjaciel Mike’a i świadek na jego ślubie z Robin Givens, powiedział kiedyś, że ludzie traktowali Mike’a jak "żywy bankomat". Sam Mike stwierdził z kolei:  - W boksie zarabiają wszyscy oprócz boksera.

Czy tylko mi trudno jest uwierzyć w te słowa? Spójrzmy chociaż na premię za podpisanie umowy z Showtime. Nawet jeśli połowa tej kwoty miała trafić do jego menedżerów i promotora - nie zapominajmy, że to oni podpisali kontrakt - to i tak Mike’owi pozostawało 35 500 000 dolarów. Zarobił o 40 proc. więcej niż Rory i John i o 20 proc. więcej niż Don King.

Oczywiście nie wszyscy pięściarze zarabiają tak dobrze, ale Mike z pewnością nie narzekał na brak pieniędzy. Podobne zarzuty stawiał John Grisham, twierdząc, że w świecie wydawniczym zarabiają wszyscy oprócz autora. Pomyślcie tylko: gdyby ze zwykłej nudy Mike podzielił swoje zarobki bokserskie na banknoty dziesięciodolarowe i co sekundę wrzucał jeden taki banknot w ogień, to pieniędzy starczyłoby mu na kilkadziesiąt lat. Sprawdźcie to na kalkulatorze. Albo zadzwońcie do "Pogromców mitów", żeby udowodnili, że się mylę. W ciągu jednego roku Mike spaliłby w ten sposób więcej pieniędzy niż przeciętny Amerykanin zarabia przez całe życie.

Niezależnie od tego należy odpowiedzieć na pytanie, czy menedżerowie okradali Mike’a, czy nie. On twierdzi, że tak, a w swojej książce wyprowadza nawet w ich kierunku kilka ciosów poniżej pasa.

Eric Wilson: Mike twierdzi, że przed jedną z walk zakwaterował ciebie i Johna w Hiltonie, gdzie kupowaliście w hotelowym sklepie złote zegarki, doliczając to do jego rachunku. Zasugerował nawet, że ukradliście z hotelu ręczniki. Czy to prawda?

Rory: Mike jest jednym z najbardziej hojnych ludzi, jakich w życiu spotkałem. Był moim najlepszym przyjacielem. Gdybym chciał mieć złoty zegarek, wystarczyło, żebym poprosił, a on by mi go kupił. Mike taki właśnie jest. Ale nie prosiłem go o takie rzeczy, a już na pewno go nie okradałem. Twierdzi, że doliczałem zegarki do jego rachunku za pokój? Gdybym tak robił, to po co miałbym kraść ręczniki, skoro je też mogłem doliczyć? To wszystko nie trzyma się kupy.

Poza tym to nie tak, że Mike płacił z własnej kieszeni za nasz pobyt w hotelach przed walkami. Byliśmy jego menedżerami i pobyt w hotelu mieliśmy zagwarantowany w kontrakcie, ale kiedy John siedział w swoim pokoju i robił to, co robił, ja spędzałem tygodnie poprzedzające walkę razem z Mikiem. Gdybyś zadzwonił wtedy do hotelu, dowiedziałbyś się, że mnie tam nie ma. Mój pokój był pusty. Dlaczego? Bo byłem wtedy na obozie przygotowawczym z moim chłopakiem.

Oto przykład tego, jak zachowywał się Mike. Kupił nam wszystkim nowiuteńkie samochody, bentleye azure po 450 000 dolarów każdy, prosto z linii produkcyjnej. Pierwsze, jakie powstały. Każdy z nas - ja, John, Don i Mike - miał po jednym takim aucie. Zrobił to pod wpływem impulsu, bo pomyślał sobie, że to będzie fajne, jak członkowie Team Tyson będą jeździć takimi samymi bentleyami azure. Jeśli pracujesz dla takiego gościa, to po co miałbyś go okradać? Nigdy nie ukradłem niczego w Hiltonie. I nigdy nie ukradłem niczego Mike’owi.

Powiedzmy sobie szczerze: dodatkowe korzyści z bycia najlepszym przyjacielem i menedżerem Mike’a Tysona były olbrzymie. Nie zamierzam temu zaprzeczać. To było niewiarygodne. Trafiały mi się wspaniałe okazje i doświadczałem niesamowitych rzeczy. Ale powtarzam: mieliśmy podpisany kontrakt i dostawałem po prostu swoje wynagrodzenie.

Na samym początku Mike nie mógł płacić nam tyle, ile powinien zarabiać typowy menedżer. Cayton wciąż dostawał swoją działkę, a my musieliśmy czekać. Kiedy oficjalnie objęliśmy swoje stanowiska, Mike wylądował w więzieniu i musieliśmy odczekać kolejne trzy lata. Nie mieliśmy żadnej gwarancji, bo Mike mógł wybrać na swoich menedżerów kogokolwiek. Prawda jest taka, że nie robiłem tego dla pieniędzy.

Ostatecznie trochę jednak zarobiliśmy. Kiedy pomagaliśmy Mike’owi się bogacić, nasze wynagrodzenia też rosły. Nikt z nas nie narzekał, nie było też powodów do chciwości. Pociąg jechał prosto przed siebie.

Przez wszystkie te lata wykorzystywaliśmy pieniądze zespołu, żeby ściągać dla Mike’a rozmaitych guru finansowych, takich jak Price-Waterhouse, którzy mieli mu doradzać. Myślisz, że on zwracał na to uwagę? Nie chciał tego. - Co mnie to obchodzi? - pytał.

Czy miałem mu się sprzeciwiać? Słuchaj, jeśli próbowałbym powstrzymywać go przed wydawaniem pieniędzy, ludzie powiedzieliby, że chcę zgarnąć jego kasę dla siebie. Ale on wydawał ją jak szalony, a potem oskarżał wszystkich, że go okradają. Niezła sztuczka.  Pieniądze nigdy nie znaczyły dla niego za wiele. Wydawał je szybciej, niż dałoby się je palić.

W ciągu trzech lat po wyjściu z więzienia na mocy "kiepskich umów" Mike Tyson zarobił ponad 120 000 000 dolarów netto. Za to, hm, skromne wynagrodzenie kupił sobie w Southington dom będący symbolem dekadencji. Ponad 2 300 metrów kwadratowych na 26 hektarach ziemi. W środku znajdowały się 100-calowe telewizory, ważący pół tony żyrandol, narzuta uszyta z lisich ogonów i ponad 70 par butów w rozmiarze 47 w garderobie większej niż salony niektórych ludzi. W garażu stały porsche, mercedesy, range rovery, bentleye, rolls-royce’y i czerwone lamborghini countach oraz czarne ferrari testarossa.

Podczas jednej wyprawy na zakupy Mike kupował dziesięć bmw, cztery rolls-royce’y i kilka bentleyów. Kupił też w Vegas dom za 3 000 000 dolarów, a kilka dodatkowych milionów włożył w jego renowację. W ciągu jednego miesiąca potrafił wydać 5 000 000 dolarów. Kiedyś w ramach prezentu na Boże Narodzenie kupił Robin Givens wannę za 2 000 000. Trenerowi tygrysów płacił rocznie 125 000 dolarów. Jeszcze więcej wydawał na ich jedzenie. Kiedy pewna miłośniczka zwierząt weszła do zagrody dla tygrysów i została pogryziona, Mike okazał współczucie, wręczając jej 250 000 dolarów. Za samo utrzymanie ogrodu płacił rocznie 100 000.

Celnie podsumował to Jake Tapper z "Washington City Paper", który napisał, że "wszyscy znamy legendy o biednym Tysonie i strasznych ulicach, ale często pomija się fakt, że od 13. roku życia ten człowiek żył jak książę".

Oczywiście nie wszystkie pieniądze szły na samochody, kobiety, zabawę i wygłupy. Urząd skarbowy też domagał się swojej działki i 15 kwietnia każdego roku Mike wysyłał tam ponad 10 000 000 dolarów.

Czy tylko ja zazdroszczę mu przyszłej emerytury? Mike borykał się również z wieloma pozwami sądowymi. Robin Givens domagała się od niego 125 000 000 dolarów za pomówienie - byli już wtedy w separacji. Desiree Washington groziła, że założy mu sprawę o zarażenie jej chorobą weneryczną. Monica Turner w ramach ugody rozwodowej dostała od niego 9 000 000 dolarów.

W "Mojej prawdzie" Mike przyznaje: "Nie potrafiłem nawet podliczyć ogromnej kwoty, jaką moi ludzie wydawali, żeby trzymać mnie z dala od wszystkich tych naciągaczy i lewych prawników. Rory i John Horne wychodzili z siłowni przede mną i przeganiali czekające tam na mnie dziewczyny. Wiedzieli, że jeśli bym je zobaczył, wziąłbym je do siebie i mój reżim treningowy poważnie by na tym ucierpiał. - Czego chcecie od Mike’a? - pytał je Rory. - Gdyby wam na nim zależało, to nie stałybyście tutaj".

A oto prawdziwa bomba: po raz pierwszy publicznie podamy informację o największej kwocie, jaką Team Tyson zapłacił za rozwiązłość erotyczną swojego zawodnika.

Eric Wilson: Nie jest żadną tajemnicą, że twój zespół płacił spore pieniądze - głównie kobietom - aby zatuszować pewne problemy. Jaka była najwyższa kwota, którą przeznaczyliście na coś takiego? I kto dostał te pieniądze?

Rory: W grudniu 1995 roku byliśmy w Filadelfii, gdzie przygotowywaliśmy się do walki z Busterem Mathisem juniorem. Podpisaliśmy umowę ze stacją Fox i mieliśmy zarobić duże pieniądze. Dzień przed walką dostałem telefon od Johna Horne’a. Powiedział, że musi spotkać się ze mną w jakimś hotelu. To było pilne. Miałem tam natychmiast jechać.

Wszedłem do środka i zobaczyłem tam prokuratora Jacka Gregory’ego Garrisona. Mike wciąż był na zwolnieniu warunkowym, ale od momentu wyjścia z więzienia minęło już osiem albo dziewięć miesięcy. To co, u diabła, robił tam ten koleś?

Garrison był przeciętnej budowy facetem o niezdrowej cerze i zamiłowaniu do wciskaniu kitu. Wypinał klatkę piersiową, żeby wyglądać groźnie. Miał straszne parcie na szkło. Nie obchodziła go sprawiedliwość ani rozróżnienie pomiędzy dobrem a złem. To był zwykły krętacz. Razem z Desiree Washington udzielił w telewizji wywiadu Barbarze Walters, a jakiś czas później napisał książkę o procesie Mike’a pod tytułem Heavy Justice. On po prostu uwielbiał przebywać w świetle reflektorów.

No to masz, Jack. Poświęcę ci teraz trochę uwagi, co tak bardzo kochasz.

Usiadłem w pokoju hotelowym. Garrison wyglądał na zadowolonego z siebie. Wyciągnął magnetofon i włączył jakieś nagranie. Słuchać było na nim Mike’a przepraszającego jakąś dziewczynę przez telefon: "Znasz mnie, mała, wiesz, że czasami jestem trochę ostry. Przepraszam, jeśli zrobiłem ci krzywdę. Przepraszam, mała".

Ta dziewczyna musiała być podstawiona i gdyby chodziło o przeciętnego faceta z ulicy, sprawa wyglądałaby mniej poważnie, ale my musieliśmy pamiętać o wcześniejszych oskarżeniach pod adresem Mike’a.

Był środek nocy, a my siedzieliśmy naprzeciw siebie w tym pokoju hotelowym, aż w końcu prokurator powiedział: - Słuchajcie, możemy iść do sądu albo załatwić to teraz. Decyzja należy do was. Garrison nie był tam po to, żeby szukać sprawiedliwości wagi ciężkiej. Był sową i szukał ofiary.

Co mieliśmy zrobić? Gdybyśmy nie zgodzili się na jego warunki, prokurator zadbałby o to, żeby Mike znowu stanął przed sędziną Gifford, a wtedy usłyszałby coś w rodzaju: "Idziesz prosto do więzienia. Omijasz pozostałe pola". Wiedzieliśmy, że nie mamy wyboru.

Zapytaliśmy Garrisona, czego chce. Facet wiedział, ile zarabia Mike - informacje na ten temat pojawiały się w mediach - dlatego spokojnie i bezczelnie zażądał 20 000 000 dolarów. Naprawdę mu odbiło.

Zeszliśmy do 3 000 000 dolarów. Zgodziliśmy się dać mu połowę z góry i połowę po zakończeniu okresu warunkowego. Tak też zrobiliśmy. Sporządziliśmy umowę, żeby wszystko odbyło się legalnie, i wręczyliśmy temu krętaczowi czek. Nie powiedzieliśmy o tym nawet mistrzowi. A gdzie tu sprawiedliwość? Nie zdejmuj tej opaski na oczy, Temido. Nie ma tu żadnej sprawiedliwości.

Team Tyson był pod ostrzałem. Ciągle musieliśmy być w gotowości, uważać i unikać kłopotów. Ludzie nie mieli pojęcia, co musieliśmy robić na co dzień, żeby zapanować nad tym ledwie dyszącym pociągiem. Podczas walki z Holyfieldem zobaczyli jednak wreszcie na własne oczy, z jaką bestią mieliśmy do czynienia.

INTERIA/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy