Lustrzanki odchodzą do lamusa. Czas na nowy wymiar zdjęć

Kojarzycie camera obscura? Aktualnie możemy go oglądać w historycznych filmach i materiałach dokumentalnych. Urządzenie przełomowe, bo uznaje się go za to, które zapoczątkowało fotografię. Pierwsza fotografia zrobiona dzięki tej technologii datowana jest na 1826 rok. Dzisiaj mamy do czynienia z lustrzankami a przyszłość to VR. Tematem fotografii zajął się Maciej Dowbor w najnowszym odcinku "Nauka, co słychać?".

Kiedyś, żeby wykonać porządne, a nawet jakiekolwiek zdjęcie, trzeba było udać się do fotografa. Pierwsze takie fotki nie wyglądały zbyt rewelacyjnie, ale było to coś wyjątkowego onegdaj, coś co "zatrzymało czas". Przez te lata zmieniło się wiele, a według najnowszych statystyk, codziennie na świecie wykonujemy ponad 4 miliardy 700 milionów zdjęć!

Każdy może być artystą?

Nie tak dawno, bo w pierwszej dekadzie XXI wieku na porządny sprzęt fotograficzny mogli pozwolić sobie nieliczni. Tylko zapaleni amatorzy albo profesjonaliści kupowali wysokiej jakości lustrzanki, które kosztowały krocie. Dzisiaj artystą może być każdy, kto posiada średniej jakości smartfona. Technika na tyle się rozwinęła, że producenci upychają bardzo dobre obiektywy w malutkich telefonach. Wykonane fotografie nierzadko są techniczne lepsze niż wspomniane lustrzanki cyfrowe sprzed kilku-kilkunastu lat. 

Reklama

Do wykonania dobrych zdjęć nie wystarczy oczywiście tylko sprzęt. Liczą się ostatecznie umiejętności fotografa. To jednak też się zmienia, bo z pomocą przychodzi sztuczna inteligencja. Algorytmy w smartfonach analizują otoczenie, dobierają światło, a także podrzucają podpowiedzi dotyczące odpowiedniego kadru.

Co z historią?

Każde wykonane zdjęcie to historia. Fotografowany moment nie powtórzy się, ale pozostanie na zdjęciu. Nasi dziadkowie zbierali wywołane fotografie w przepastnych albumach, a każde ze zdjęć do dzisiaj pozostaje wyjątkowe. Co jednak z tysiącami fotek w naszych smartfonach? Czy one przetrwają, czy odejdą w zapomnienie wraz ze zmianą przez nas urządzenia, albo po rezygnacji z chmury, która magazynuje zdjęcia? I tutaj dochodzimy do kwestii... ducha fotografii.

Dalej czując się młodo, wspominam aparaty analogowe. Włożenie świeżej kliszy do kieszonki kodaka wywoływało zawsze dreszczyk emocji. Każde wciśnięcie spustu migawki oznaczało, że jesteśmy o jedno zdjęcie bliżej celu, jakim jest zapełnienie filmu. Kiedy ten się skończył, przewijaliśmy kliszę i udawaliśmy się do zakładu fotograficznego. I tutaj przychodził nie dreszczyk, ale prawdziwy dreszcz emocji. Oczekiwanie nawet kilka dni na to, co (i czy!) udało nam się sfotografować wyzwalało adrenalinę.

Nie można było sprawdzić od razu, czy zdjęcie się udało, musieliśmy czekać, co wyjdzie na fotce. I to właśnie był ten duch fotografii. Teraz tego brakuje, bo tysiące zdjęć na smartfonach w większości tam pozostanie. Rzadko wywołujemy zdjęcia i chowamy je do albumów. A jak będzie w przyszłości wyglądał wirtualny świat i czy w pewnym momencie wszystko, co w sieci nie zniknie? Tego nie wiemy.

Zdjęciom, jej historii, a także temu, co nas czeka, postanowił przyjrzeć się Maciek Dowbor w najnowszym odcinku programu "Nauka, co słychać?".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama