Męska rzecz: Kawalerski
Mała rada: nie dzień przed, lecz najlepiej tydzień wcześniej. Istnieje wtedy cień szansy, że nikt nic nie zauważy....
Sobota.
8.00 Zwlekam się z łóżka, bardzo, bardzo śpiący, wręcz nieprzytomny.
Boli sama myśl o konieczności otwarcia oczu.
Zwlekanie się nie powiodło, zupełna klęska, w podstępny sposób zostałem zmuszony do zaniechania zwlekania. Mała, skubana poduszka nie pozostawiając żadnej szansy wskoczyła mi na twarz i przygniotła mi powieki. Musiała użyć podstępu bo leżałem na brzuchu, dlatego też powieki nie mogą mi się teraz otworzyć.
Po omacku szukam wyjścia z tej sytuacji.
Czemu tak wcześnie muszę wstać?
8.30 O uwaga! Coś dzwoni - terrorysta budzik. Jakiś taki rozmyty ten dźwięk, zupełnie bez szans. I to ma mnie obudzić? To pipcenie? Ciekawe w jaki sposób, zresztą już przestał. Być może efekt budzenia byłby lepszy gdybym wcześniej nie wyniósł tego małego upierdliwca do łazienki i nie schował do szafki.
8.59 Ok, ok, ok, ok, wstaję.
9.05 Próbuję dotrzeć do łazienki, na szczęście nie jest zbyt oddalona, a droga do niej jest w miarę bezpieczna i pusta. Toczę się więc powoli, sprawdzając przy okazji stabilność raz lewej, raz prawej ściany. Jedyna niewirująca, stabilna rzecz w tym domu.
9.07 Spoglądam w lustro. Ktoś w nocy musiał je podmienić, na bardzo abstrakcyjny w formie obraz sztuki współczesnej. Zaraz, zaraz żeby mnie tak brzydko namalować?
Budzi się niepokój. Czemu czuję aż tak fatalnie? Czemu wyglądam jeszcze gorzej niż się czuję?
Nagle ogromną lukę w pamięci wypełnia pierwszy rozbłysk. Wspomnienie pierwszego łyku piwa, piątkowej ekstazy, niczym nieograniczonej weekendowej wolności, swobody działania i nie liczenia się z tym co zamiast lustra zobaczysz na następny dzień rano.
Jesteśmy KRÓLAMI ŚWIATA!!!
Przy tej niezrozumiałej euforii pojawia się równocześnie to nieznośne uczucie, że o czymś ważnym zapomniałem oraz że czegoś równie istotnego nie pamiętam.
Przy czwartej próbie trafienia szczoteczką do zębów - do zębów, omal nie pozbawiam się co najmniej dwójki z nich.
Potężny czarny, zardzewiały i skrzypiący czołg, z gdaczącym upierdliwym czołgistą, jadący po rozlatujących się, stuletnich skrzypiących torach kolejowych, z których jedna szyna biegnie w innym kierunku niż druga, a łączące je drewniane belki zgniły i wydają charczący dźwięk wjeżdża na stację głowa - główna...
I się zepsuł. Nie ma zamiaru jechać dalej.
Rozpaczliwie szukam ratunku, w małym rozpuszczalnym "CZYMŚ", co pomoże go naprawić.
9.24 Szukam wczorajszego ubrania.
Spodnie ok. (powiedzmy)
Niestety z podkoszulka obecny jest tylko kawałek rękawa.
Przebłysk drugi - 1.00 w nocy. Następuje tradycyjna bitwa "kontrolowana" polegająca na rozdzieraniu odzieży i męskich walkach na gołe klaty.
Szukam portfela. Jest. uff.
Otwieram, znajduję jednak coś niepokojąco.
Czerwone, damskie stringi. Mimo wszystko cieszę że nie męskie.
Czyli była jakaś kobieta?
Czy również z nią walczyliśmy na gołe klaty?
I Dlaczego stringi znalazły się właśnie w moim portfelu?
Kto tak naprawdę zabił Kennedy'ego?
Na tyle pytań nigdy nie poznamy odpowiedzi...
Przebłysk z godziny 2.30: Jakaś miła pani wchodzi na stolik i zaczyna dziwnie tańczyć. Na pewno nie jest kelnerką, z ubioru przypomina raczej pielęgniarkę. Jest jej chyba bardzo gorąco. bo...
Oświadczenie do prasy: "Nie mam pojęcia skąd się wzięły damskie stringi w moim portfelu".
I tego będę się trzymał.
W portfelu znajduję kolejną przydatną rzecz - podkładkę do piwa z dopiskiem, że tak naprawdę to jest czek na 6 000 000 dolarów.
Przebłysk z godziny 3.15: Widzę, że nie ma lekko, na stole wylądował czek na 6 000 000 dolarów, złożyliśmy się wszyscy, po około 500 000. Forsę zgarnie ten, kto w najkrótszym czasie wypije 1 litr piwa.
Z tylnej kieszeni spodni wystaje serwetka, wskazującą na nocny posiłek.
Przebłysk kolejny z godziny 4.00 - kebab na bardzo ostro, tak bardzo po męsku - kolejna świecka tradycja, ale z tego co pamiętam (bez wnikania w szczegóły) nie był to za mądry pomysł.
Chwilępóźniejszy przebłysk - około 4.17: Taksówka.
Późna pora oraz zmęczenie zakładają mi blokadę na aparat mowy, skutkiem czego przez dłuższą chwilę próbuję wypowiedzieć ostatnie tego wieczoru pełne zdanie.
- Do duuużego pokooju proszę!
Udało się!
A! I pamiętać o schowaniu budzika.
9.30 Nic nie jem. Jeszcze nie. Dzisiaj długo, długo nie nastąpi ten moment.
Napiję się wody.
Piątek.
20.00 - Panowie, ale tak delikatnie, bo jutro musimy być w porządku. Dwa piwka i do domu. Nie... Poważnie: dwa i chata. Spanko, relaks, odpoczynek, jutro ciężki dzień, przecież wiecie...
- Jasne, no to zdrowie pana młodego. Za tę ostatnią wolną noc w jego życiu?.
Sobota.
10.00 Rozpaczliwie poszukuję witamin. Wydaje mi się, że jestem gotowy na ich przyjęcie, najlepiej w postaci kefiru lub wody spod ogórków.
Otwieram lodówkę.
Chwila na przemyślenie - twoja chwila prawdy.
Zamykam lodówkę.
Już wszystko wiem. Cała chwila prawdy jest przyczepiona centralnie do lodówkowych drzwi, mała żółta karteczka...
16.00
ŚLUB :)
Cdn.