Szalona striptizerka włamała się do siedziby Google

Oto historia striptizerki z Rosji, której zachowanie wskazujące brak piątej klepki dało się we znaki między innymi szefowi Apple i współzałożycielom Google.

Striptizerzy to wydawać by się mogło tacy samy ludzie, jak wszyscy inni. Wiera Swieczina swoim zachowaniem postanowiła zmień nasze wyobrażenia o części z nich. Jej ostatni wyczyn polegał na pójściu za nieświadomym niczego niewidomym pracownikiem Google do jego miejsca pracy i zostawieniu w nim rosyjskiej książki i listu skierowanego do współzałożycieli firmy. Okazuje się, że nie tylko Sergey Brin i Larry Page zostali jej "ofiarami" w Krzemowej Dolinie.

Business Insider podaje, że Wierze udało się wcześniej uprzykrzyć życie Markowi Pincusowi, prezesowi firmy Zynga. Otrzymał on od niej tyle wiadomości: nagrań na pocztę głosową, wiadomości elektronicznych i wpisów na blogu, w których striptizerka źle życzyła jego rodzinie, że jedynym wyjściem z sytuacji było zdobycie nakazu sądowego zmuszającego wariatkę do zaprzestania działań.

Myślicie, że wysyłanie Pincusowi wiadomości o tym, że Zynga była pomysłem jej rodziny, a jego dzieci są szpetne oraz że współtwórcy Google zabili jej ojca było dziwne? To jeszcze nic!

Reklama

W maju zeszłego roku Wiera wybrała się do komisariatu policji w Mountain View by zgłosić przestępstwo. Co nim było? Rosjanka zeznała, że Google wysyłało wiadomości do jej mózgu, w których kazało jej się zabić. Wszyscy dobrze wiemy, że jest to nie możliwe - Google dopiero za 20 lat opatentuje tę technologię.

Michał Szabłowski

Źródło informacji

gizmodo.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy