Philippe Gillet: Prawdziwy Indiana Jones
Przed jego domem stoi tabliczka "Uwaga na aligatory!". Francuz Philippe Gillet pół życia spędził na Madagaskarze, gdzie zwalczał kłusownictwo oraz działał na rzecz ochrony środowiska i zagrożonych gatunków zwierząt.
30 lat temu postanowił przeprowadzić się do Francji. Kupił dom i zamienił go w ogromne wiwarium (takie zoo dla gadów), gdzie zaczął hodować egzotyczne zwierzęta: węże, krokodyle, aligatory, ropuchy, iguany czy żółwie. Obecne ma ich łącznie kilkaset.
- Kiedy przybyłem do Francji, odkryłem, że ludzie boją się gadów i płazów, podchodzą do nich z dystansem. To też żywe stworzenia i zasługują na troskę - mówi Gillet w wywiadzie.
30 lat temu postanowił przeprowadzić się do Francji. Kupił dom i zamienił go w ogromne wiwarium (takie zoo dla gadów), gdzie zaczął hodować egzotyczne zwierzęta: węże, krokodyle, aligatory, ropuchy, iguany czy żółwie. Obecne ma ich łącznie kilkaset.
- Kiedy przybyłem do Francji, odkryłem, że ludzie boją się gadów i płazów, podchodzą do nich z dystansem. To też żywe stworzenia i zasługują na troskę - mówi Gillet w wywiadzie.