Megatsunami może uderzyć podczas wakacji

Wybierając się na wymarzony urlop warto wziąć pod uwagę czyhające na nas zagrożenia. Jednym z nich jest gigantyczne tsunami, które może uderzyć w momencie, gdy będziemy się wylegiwać na plaży. Zobaczcie, które regiony są najbardziej narażone.

Wybierając się na wymarzony urlop warto wziąć pod uwagę czyhające na nas zagrożenia. Jednym z nich jest gigantyczne tsunami, które może uderzyć w momencie, gdy będziemy się wylegiwać na plaży. Zobaczcie, które regiony są najbardziej narażone.

Wybierając się na wymarzony urlop warto wziąć pod uwagę czyhające na nas zagrożenia. Jednym z nich jest gigantyczne tsunami, które może uderzyć w momencie, gdy będziemy się wylegiwać na plaży.

 

Tsunami ma zwykle wysokość od kilku do kilkudziesięciu metrów. Może być wywołane przez podmorskie trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu, osunięcie gruntu lub upadek bolidu do morza. Fale te rozchodzą się promieniście od epicentrum wstrząsu z dużą prędkością osiągającą od 50 do nawet 1000 kilometrów na godzinę.

 

W marcu 2011 roku odnotowano największe tsunami na przestrzeni ostatnich wielu lat. Po gigantycznym trzęsieniu do wybrzeży wschodniej Japonii dotarły fale wysokie na 40 metrów, wyższe niż 10-piętrowy wieżowiec.

Reklama

 

Jednak to nie wszystko, na co stać tsunami. Znane są przypadki znacznie wyższych fal, nazywanych megatsunami, ponieważ mogą one osiągać wysokość nawet kilkuset metrów.

 

Największe w spisanej historii megatsunami zanotowano w Lituya Bay na Alasce. Fala ta miała wysokość aż 524 metrów. 9 czerwca 1958 roku w pobliżu wybrzeży Alaski wystąpiło bardzo silne trzęsienie ziemi. Spowodowało ono odklejenie się od podłoża mas zwietrzeliny skalnej i jej gwałtowne ześlizgnięcie się po bardzo stromym stoku do wód głębokiego na około 130 metrów fiordu.

 

Doprowadziło to do "wypchnięcia" mas wody we wszystkich kierunkach, najsilniejsze na przeciwległy stok fiordu, gdzie zasięg pionowy fali był najwyższy. Naukowcy wyróżniają cztery miejsca na świecie, gdzie w każdej chwili może narodzić się megatsunami.

 

Swoje przewidywania opierają na badaniach geologicznych, które jednoznacznie wskazują, że w historii doszło tam do katastrofalnych uderzeń tsunami. Trzy z nich to popularne, także wśród polskich turystów, kurorty wypoczynkowe.

 

Wyspy Kanaryjskie

 

Pierwszym są Wyspy Kanaryjskie, gdzie czai się wulkan Hierro. To on w ostatnich latach dawał o sobie znać podmorskimi wstrząsami, które jeżyły włosy na głowach zarówno mieszkańców, jak i turystów odwiedzających te rajskie wyspy.

 

Wulkan śpi od 221 lat, ale jego sen wkrótce może się skończyć, a wraz z nim wzrośnie zagrożenie powtórką sprzed 50 tysięcy lat. Wówczas staczające się do Atlantyku zwały ziemi, wyzwoliły tsunami wysokie na 100 metrów, które dotarło aż do wybrzeży obu Ameryk. Osunięcie ziemi miało zasięg aż 300 kilometrów sześciennych. Gdyby doszło do niego w najbliższym czasie, to zabudowa na wyspie Hierro uległaby całkowitemu zniszczeniu.

 

 

Nie tylko Hierro jest zagrożona, lecz również wyspa La Palma, gdzie z kolei góruje wulkan Cumbre Vieja, którego stożek podczas silniejszego wstrząsu może stoczyć się do Atlantyku. Obecnie szczelina w stożku ma już średnicę 2 metrów i nadal się powiększa.

 

W przypadku osunięcia stożka mogłoby powstać tsunami podobnych rozmiarów, jak w dalekiej przeszłości. W ciągu mniej niż 30 minut uderzyłoby w Maroko, po 2 godzinach w Portugalię, następnie po 4 godzinach w  Irlandię i Francję, po 5 godzinach w Brazylię i wschodnią Kanadę, a po 6 godzinach w Karaiby i wschodnie wybrzeża USA.

 

Hawaje

 

Niebezpieczeństwo wisi również nad Hawajami, jednym z najpopularniejszych miejsc wypoczynku dla turystów z całego świata. Naukowcy z Uniwersytetu Hawajskiego w Honolulu mają dowody na to, że megatsunami występuje tam cyklicznie co około 100 tysięcy lat i jest związane ze zmianami klimatycznymi.

 

Na południowych wybrzeżach wyspy Hawaii, największej spośród całego archipelagu, znajdują się olbrzymie głazy wielkości samochodu. Identyczne znalezione zostały również na stokach wulkanu Mauna Loa, ponad 250 metrów powyżej poziomu wybrzeża. To oznacza, że skały musiały zostać uniesione przez nagły wzrost poziomu wody o bardzo dużym impecie.

 

Badanie osadów wykazało, że megatsunami pojawiło się 250 tysięcy lat temu, 50 tysięcy i ostatnio 13 tysięcy lat temu. Jak doszło do wyzwolenia tsunami? Winny był wzrost poziomu morza, który zdestabilizował zbocza wulkaniczne, a następnie ocieplenie i zwiększenie się wilgotności tamtejszego klimatu. Gleba stała się przez to bardziej luźna i łatwiej osuwała się do oceanu. Głazy o średnicy około 1 metra potrafiły się osuwać z dużą prędkością nawet z wysokości 150 metrów nad poziomem morza.

 

Gdyby tak olbrzymie tsunami pojawiło się obecnie, to w zagrożeniu nie tylko znaleźliby się mieszkańcy Hawajów, lecz wschodniej Azji i Australii, wysp Pacyfiku oraz zachodniej i wschodniej części USA. Zjawisko może się powtórzyć, zwłaszcza, że w ciągu ostatnich 4 milionów lat wystąpiło 15 takich osuwisk, a klimat się ociepla.

 

Wyspy Zielonego Przylądka

 

Trzecim kurortem, gdzie może nas zaskoczyć megatsunami są Wyspy Zielonego Przylądka w Afryce. Ich brzegi są skaliste, wobec czego często dochodzi tam do osunięć ziemi. Erozja skał postępuje za sprawą zamieci piaskowych oraz formujących się cyklonów tropikalnych zsyłających hektolitry wody. Zejście stoków górskich do Atlantyku mogłoby się skończyć tsunami wysokim na ponad 100 metrów.

 

Kolumbia Brytyjska

 

Ostatnim regionem, gdzie naukowcy wieszczą kataklizm, jest Kolumbia Brytyjska w Kanadzie, a dokładniej rejon góry Breakenridge, której stoki wykazują tendencję do masowego osuwania się. Gdyby doszło do gigantycznego osuwiska, wówczas zwały ziemi runęłyby do otoczonego fiordem jeziora Harrison i z impetem błyskawicy zmiotły z powierzchni ziemi kurort Harrison Hot Springs, położony na jego południowym krańcu.

 

Morze Bałtyckie?

 

Mniejsze tsunami mogą się również zdarzać na wybrzeżach Bałtyku, co miało miejsce w dalekiej przeszłości. Jedno z takich tsunami naniosło piasek ponad pół kilometra w głąb lądu. Fale zdarzały się kilkukrotnie w 1497 roku Darłowie i Darłówku, w 1757 w Kołobrzegu i Mrzeżynie, a następnie w 1779 roku w Łebie i Trzebiatowie.

 

Historyczne księgi wspominają o "niedźwiedziu morskim", który uderzał w wybrzeże powodując zniszczenia wielu domów. Kronikarze opisywali gigantyczną falę, która zmyła wszystko do morza. Nie mógł być to sztorm, bo skala spustoszeń była olbrzymia. Jedynym zjawiskiem na które może wskazywać opis jest tsunami.

 

Ostateczną odpowiedź poznamy już niebawem, ponieważ 8 naukowców z Gdańska, Szczecina i Poznania właśnie kończy badać osady znajdujące się pod powierzchnią ziemi w okolicach Kołobrzegu, Darłowa i Mrzeżyna. Wyniki ich kilkuletnich analiz mają rzucić nowe światło na to niezmiernie intrygujące zjawisko.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy