Rosyjska władza walczy z protestami na Twitterze?

W związku z protestami trwającymi w Rosji po wyraźnym sfabrykowaniu wyborów przez rządzącą tam partię na Twitterze dało się zauważyć dziwną aktywność. Powstało tysiące nowych kont, z których wysyłane są automatyczne twitty, tylko po to, aby wiadomości o protestach przepadły w ich gąszczu. Tak się przeprowadza (i blokuje) rewolucje w XXI wieku.

W związku z protestami trwającymi w Rosji po wyraźnym sfabrykowaniu wyborów przez rządzącą tam partię na Twitterze dało się zauważyć dziwną aktywność. Powstało tysiące nowych kont, z których wysyłane są automatyczne twitty, tylko po to, aby wiadomości o protestach przepadły w ich gąszczu. Tak się przeprowadza (i blokuje) rewolucje w XXI wieku.

W związku z protestami trwającymi w Rosji po wyraźnym sfabrykowaniu wyborów przez rządzącą tam partię na Twitterze dało się zauważyć dziwną aktywność. Powstało tysiące nowych kont, z których wysyłane są automatyczne twitty, tylko po to, aby wiadomości o protestach przepadły w ich gąszczu. Tak się przeprowadza (i blokuje) rewolucje w XXI wieku.

Po wyraźnie sfabrykowanych wyborach parlamentarnych w Rosji (gdzie partia Putina - Jedna Rosja - zdobyła prawie 100% głosów w niedostępnych górskich republikach Kaukazu [w tym w Czeczenii!], a stacje telewizyjne podając oficjalne wyniki otrzymywały dziwną frekwencję na poziomie z ~140%) na ulice wyszły tysiące młodych (i nie tylko) ludzi, którzy musieli wyrazić swoje oburzenie takim bezczelnym nagraniem demokratycznych z definicji wyborów. Rosyjska policja oczywiście aresztowała ludzi, w tym najbardziej znanego chyba rosyjskiego bloggera, będącego z zawodu adwokatem Aleksieja Nawalnego.

Reklama

W odpowiedzi protestujący, którzy nie zostali aresztowani, a także osoby ich wspierające zaczęły na Twitterze umieszczać masowo wyrażające niezadowolenie z takiego stanu rzeczy wiadomości z hashtagiem #триумфальная (#triumfalny - od nazwy Placu Triumfalnego w Moskwie znajdującego się vis-a-vis Kremla, na którym to protesty się odbywały).

Jednak nie minęło dużo czasu, gdy zaczęto widzieć całą masę wiadomości pod identycznym hashtagiem przychylnych władzy. Często miały one identyczną treść i wysyłane był z kont dopiero co założonych, lub zupełnie nieaktywnych przez wiele miesięcy. Według ekspertów nie jest to nic innego jak spamowanie przy użyciu botów - programów napisanych specjalnie do zalewania Twittera sfabrykowanymi wiadomościami.

Okazało się też, że prawie wszystkie z tych kont śledzą jedno konto, które wyraźnie należy do prawdziwej osoby (@master_boot). Bardzo możliwe zatem, że to właśnie z tego konta odbywa się całe sterowanie siecią botów zalewających Twittera potokiem śmieciowych informacji.

Dodatkowo władze Kremla nie kryją swoich nastrojów. Na oficjalnym koncie Prezydenta Miedwiediewa (rosyjskojęzycznym - @MedvedevRussia) pojawił się twitt o treści: "stało się jasne, że każda osoba, która pisze na swoim blogu «partia oszustów i złodziei» [takiego określenia używają protestujący] jest głupią owcą, która jest je*ana w usta :)". Wiadomość ta pojawiła się rzekomo w środę 33 minuty po północy, lecz została niemal natychmiast skasowana.

Kreml wydał już oficjalne oświadczenie w tej sprawie, w którym można przeczytać, że któryś z urzędników musiał przejąć nieautoryzowaną kontrolę nad prezydenckim kontem, i że winni zostaną surowo ukarani.

Jak ważne są media społecznościowe pokazały nie tak dawne wydarzenia nazywane arabską wiosną ludów, w których Facebook oraz Twitter odegrały kluczowe znaczenie. Sprawę z tego najwyraźniej zdaje sobie rosyjska władza.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy