Szukali szczątków MH370, a na Reunionie rozpalano nimi ogniska

Potwierdziło się to, czego spodziewali się wszyscy. Międzynarodowy zespół ekspertów jednoznacznie stwierdził, że część samolotu znaleziona na wyspie Reunion rzeczywiście pochodzi z Boeinga 777, który odbywał lot MH370 z 239 osobami na pokładzie i ponad rok temu zaginął nad południową Azją...

Potwierdziło się to, czego spodziewali się wszyscy. Międzynarodowy zespół ekspertów jednoznacznie stwierdził, że część samolotu znaleziona na wyspie Reunion rzeczywiście pochodzi z Boeinga 777, który odbywał lot MH370 z 239 osobami na pokładzie i ponad rok temu zaginął nad południową Azją...

Potwierdziło się to, czego spodziewali się wszyscy. Międzynarodowy zespół ekspertów jednoznacznie stwierdził, że część samolotu znaleziona na wyspie Reunion rzeczywiście pochodzi z Boeinga 777, który odbywał lot MH370 z 239 osobami na pokładzie i ponad rok temu zaginął nad południową Azją.

Zidentyfikowany właśnie fragment skrzydła samolotu (klapolotka), został wyrzucony na brzeg wyspy Reunion w minionym tygodniu. Tym samym pokonał prawdopodobnie niemal cztery tysiące kilometrów, niesiony prądem morskim z obszaru w pobliżu Australii.

Reklama

Pewne jest też, że wcześniej w ten sam sposób na wyspę trafiło więcej fragmentów MH370, ale osoba odpowiedzialna za czyszczenie plaż najprawdopodobniej je paliła, w ogóle nieświadoma co czyni.

Zatem trwająca już 515 dni tragedia rodzin pasażerów lotu MH370, zatoczyła koło. Nie ma już bowiem nadziei na odnalezienie żywych ludzi.

Specjaliści z Boeinga wraz ekspertami lotnictwa ustalą w najbliższych dniach, na podstawie odkrytych szczątków, jak doszło do katastrofy samolotu i gdzie może znajdować się główna część maszyny.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy