Zawsze chciałem być najlepszy

- Dzięki talentowi miałem przepustkę do prawdziwego sportu. Kiedy jeździłem z wielkimi zawodnikami na mistrzostwach świata, to nie patrzyłem się na nikogo. Wiedziałem, co trzeba robić, żeby z nimi wygrywać. To był mój cel - mówi portalowi INTERIA.PL Tadeusz Błażusiak, jeden z najlepszych na świecie motocyklistów enduro.

28-letni Tadeusz Błażusiak pochodzi z Nowego Targu. Jest ośmiokrotnym mistrzem Polski w trialu. W latach 1999-2007 nie dał wygrać swoim konkurentom ani jednych zawodów. Został także pierwszym Polakiem, który zdobył mistrzostwo Europy w trialu motocyklowym. Błażusiak startował w wielu zespołach fabrycznych, m.in. takich producentów motocykli jak: GasGas czy Beta. Ostatecznie w 2007 r. podpisał umowę z firmą KTM i porzucił trial na rzecz enduro. Od tego czasu zdobył m.in. tytuł mistrza świata, mistrza Ameryki Północnej czy puchar świata w halowym enduro. Jako pierwszy zawodnik w historii, Błażusiak pięciokrotnie wygrał Erzbergrodeo - powszechnie uważane za najtrudniejsze zawody enduro świata.

Reklama

Maciej Nawrocki: Osiągnąłeś już w zasadzie wszystko, o czym marzy większość motocyklistów enduro na świecie. Na pewno nie powiesz mi, że codziennie rano wstajesz pełen zapału tak, jak to było na początku kariery...

Tadeusz Błażusiak: Zgadza się. Jeżeli miałbym powiedzieć, że codziennie rano wstaje i mówię, iż jest fajnie, to oczywiście bym skłamał. Jazda na motorze jest moją pracą i sposobem na życie. Tylko dzięki temu mam motywację.

Skąd wzięła się twoja pasja?

- Wszystko zaczęło się od mojego taty, który był entuzjastą motocykli i bawił się tym. Jeździł po górach w Nowym Targu. Sam zaraził się bakcylem motocykli od swojego dziadka, który z uwagi na słabszą konstrukcję pierwszych motorów jeździł nimi po drodze. I tak przeszło na mnie i na mojego brata.

Czyli to tradycja przechodząca z pokolenia na pokolenie?

- Tak naprawdę, tata jeździł po górach bardziej dla zabawy. Ja jestem pierwszy w rodzinie, który zajmuje się tym profesjonalnie. Ale za to od najmłodszych lat. Pierwszy raz wsiadłem na motocykl gdy miałem 5 lat. Na poważnie zająłem się tym sportem w wieku 14-15 lat.

Co jest twoim największym osiągnięciem?

- To naprawdę trudne pytanie. Jestem cały czas czynnym sportowcem i wciąż myślę o nowych wyzwaniach. Jednak czas na podsumowanie przyjdzie wtedy, kiedy powiem sobie, że już wykorzystałem wszystkie szanse i zrobiłem to, co mogłem zrobić. Jak na razie, z roku na rok stawiam sobie nowe cele i je realizuję.

Czyli nie można powiedzieć, że jesteś spełnionym sportowcem? Wszystko, co chcesz osiągnąć jest jeszcze przed tobą?

- Sprawa wygląda tak: mam tytuł mistrza świata, mistrza USA i na tyle dużo innych tytułów, że zdaje sobie sprawę z tego, iż sportowo osiągnąłem to, co chciałem. Ale tak jak powiedziałem, co roku stawiam sobie nowe cele i wyzwania. W ten sposób się motywuję do dalszej pracy i dalszego wysiłku.

Czy jest jakaś dyscyplina sportu, w której chciałbyś się sprawdzić?

- Hmmm, myślę, że po zakończeniu kariery nie będę chciał się już nigdzie sprawdzać, zwłaszcza na zasadzie profesjonalnej. Dla zabawy mogę pograć w golfa, tenisa bądź squasha.

Czyli inny sport motorowy, poza enduro, nie wchodzi w grę?

- Z mojego sportu jest bardzo blisko do Dakaru czy do rajdów cross-country, znanych generalnie na całym świecie. Dalej jest to ten sam sport, różni się tylko motocykl. Widzę te dyscypliny na horyzoncie ale czy zdecyduję się nimi zająć, to już inna sprawa. Bardzo chętnie chciałbym także spróbować pojeździć samochodem.

Czy jest coś, czego byś nie zrobił w tym sporcie podczas zawodów?

- Nie ma granicy. Wiadomo, że są rzeczy wykonalne i niewykonalne. Jeżeli jest coś niewykonalne, to nikt tego nie będzie ryzykował. Nikt nie podejmie niepotrzebnego ryzyka, bo każdy wie, jak długo leczy się kontuzje i jak to boli. Jeżeli coś jet możliwe i osiągalne to na pewno będę starał się to zrobić.

Miałeś kiedykolwiek chwile zwątpienia i chciałeś zrezygnować z uprawiania enduro?

- Wiadomo, każdy ma swój gorszy lub lepszy dzień. Jak już mówiłem, sport jest moją pracą. W gorszych dniach wykonuję swoją pracę i zastanawiam się czemu mam gorszy dzień. Każdy ma swoje lepsze i gorsze dni, ale najważniejsze jest by iść do przodu.

Tak długo jak czerpie się satysfakcję, tak długo warto to robić, prawda?

- Oczywiście.

Czy czujesz oddech młodszych zawodników na plecach?

- Jak w każdym sporcie, pojawiają się młodzi, nowi zawodnicy. Ja na razie w swojej specjalizacji jestem na topie, także nie myślę o młodszych zawodnikach, tylko o tym, co zrobić, by o krok czy pół kroku lub nawet o ćwierć kroku wyprzedzić resztę. Nie zastanawiam się nad tym, czy chcę, aby zostało tak, jak jest. Myślę, co zrobić, żeby było jeszcze lepiej. Koncentruję się na sobie, na swoim sporcie, swoim sprzęcie i swoim teamie, żebyśmy byli na tyle przygotowani, aby być trudnymi do zwyciężenia.

Dlaczego wybrałeś na miejsce swoich treningów Andorę?

- Wiele lat mieszkałem w Hiszpanii jako zawodnik w trialu, znam język, mam tam sporo znajomych. Andorę wybrałem ze względów treningowych, są tam fajne wysokości, fajne góry i fajni ludzie.

Jaka jest, twoim zdaniem, różnica między polskim motocrossem a motocrossem europejskim?

- Szczerze mówiąc, miałem niewielki kontakt z polskim motosportem, ponieważ bardzo szybko znalazłem się za granicą. Co prawda jeździłem w mistrzostwach Polski w trialu przez wiele lat, ale z doskoku, dlatego nie znam polskich zawodników, polskich realiów. Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Dążę do tego, aby wygrywać na rynku światowym a nie polskim.

Jak ważni są w tym sporcie sponsorzy? Czy można coś osiągnąć bez sponsorów? Czy jest to drogi sport?

- Oczywiście, każdy sport motorowy jest drogi. Nie ma co się oszukiwać, że jeżeli nie pomoże rodzina czy nie pojawi się jakiś sponsor to przygoda sama się zacznie. Przeważnie na początku pomaga rodzina. Rodzice kupują pierwszy motocykl, ponieważ nie ma co liczyć na sponsora, gdy ma się kilkanaście lat. Nikt z góry przecież nie wie, czy zawodnik zostanie mistrzem świata. Trzeba zdawać sobie sprawę, że bez wkładu własnego lub rodziny nie ma szans aby zacząć. Nie ma takich szkół, teamów, klubów lub ludzi, którzy dają sprzęt innym tylko dlatego, że chcą jeździć motocyklem. Później jest jak w każdym sporcie - jak jest się dobrym, jak się ktoś pokaże w dobrym miejscu z odpowiednimi ludźmi i zrobi wynik, to można dobrze z tego żyć. Przy naprawdę dobrych wynikach, po zakończeniu kariery można mieć zapewnioną emeryturę.

Dlaczego motocross nie jest w Polsce aż tak popularny jak np. żużel? W końcu są to podobne dyscypliny motorowe, a jednak motocross pozostaje w cieniu. Z czego to wynika?

- Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem dlaczego tak jest. Żużel popularny jest jedynie w 3-4 krajach Europy, w tym w Polsce. Dla mnie to prawdziwy ewenement. Np. w Hiszpanii czy we Włoszech ten sport w ogóle nie istnieje, nikt się nim nie interesuje. Tam wszyscy znają enduro czy motocross.

Czy masz swoich idoli sportowych?

- Szczerze mówiąc nigdy nie miałem idola w tym sporcie. Zawsze chciałem być najlepszy. Jak chciałem jeździć na motocyklu jako dziecko, to nie było zawodników na wysokim poziomie, żebym mógł ich podziwiać. Jeździłem motorem dla zabawy i z tego mojego jeżdżenia wyszło to, że byłem na poziomie zawodników startujących za granicą. Dzięki talentowi miałem przepustkę do prawdziwego sportu. Później, kiedy jeździłem z wielkimi zawodnikami w mistrzostwach świata, to nie patrzyłem się na nikogo. Wiedziałem, co trzeba robić, żeby z nimi wygrywać. To był mój cel.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sport | zawody | motocyklista | mistrzostwa świata | trial
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama