Do rezerwy za Nangar Khel

Gen. Marek Tomaszycki, który kierował I zmianą polskiego kontyngentu w Afganistanie, został przeniesiony do rezerwy.

Decyzja ma związek z prowadzonym przez wojskową prokuraturę śledztwem w sprawie ostrzelania w sierpniu ubiegłego roku przez polskich żołnierzy wioski Nangar Khel, w wyniku czego zginęło kilkoro cywilów.

- Jest tyle niejasności wokół sprawy zajść w wiosce, że do czasu ich wyjaśnienia generał został przeniesiony do rezerwy i znajduje się w dyspozycji ministra - wyjaśnia dyrektor departamentu prasowo-informacyjnego MON płk Cezary Siemion.

Kilkanaście dni temu

szef MON Bogdan Klich wstrzymał decyzję o wyznaczeniu gen. Tomaszyckiego na szefa Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego WP; podjął ją jeszcze jego poprzednik Aleksander Szczygło.

Reklama

Klich mówił wówczas, że zdecydował się na taki krok, "ponieważ minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zadeklarował, że nie jest pewny, czy generał Tomaszycki będzie występował tylko w charakterze świadka, czy może w charakterze podejrzanego. W tej sytuacji, jeżeli jest cień wątpliwości co do statusu pana generała Tomaszyckiego, musiałem decyzję mojego poprzednika wyhamować".

Decyzja o przeniesieniu

gen. Tomaszyckiego do rezerwy budzi wiele kontrowersji w środowisku wojskowych, którzy przypominają, że "generał nie ma żadnych zarzutów" i "ktoś chce zrobić z niego kozła ofiarnego".

Krytycznie ocenia tę decyzję także były szef MON Aleksander Szczygło.

- Promowanie w wojsku takich generałów jak gen. Mieczysław Bieniek, gen. Janusz Bojarski czy - na szczęście nieudanie - gen. Piotr Czerwiński, a z drugiej strony, zamykanie drogi awansu gen. Tomaszyckiemu i innym doświadczonym dowódcom oraz wykwalifikowanym oficerom jest w najwyższym stopniu niepokojące - twierdzi Szczygło.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: generał | MON | gen | rezerwy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy