Wesele w Nangar Khel

"Wszyscy jesteśmy Polakami i wszystkich nas ta sprawa obchodzi. Skoro wysyłamy ludzi na wojnę, nie możemy się dziwić, że karabiny i moździerze strzelają".

Polscy żołnierze w Afganistanie, rok 2007
Polscy żołnierze w Afganistanie, rok 2007East News

Miasta partnerskie

Artur Pałyga, mieszkający na co dzień w Bielsku-Białej, przypomina, że to właśnie tu co roku rozgrywa się najważniejsza impreza dla miłośników militariów i rekonstrukcji: "Operacja Południe". Stąd też pomysł autora, by głównymi bohaterami uczynić członków grupy rekonstrukcyjnej, którzy odgrywają wydarzenia spod Nangar Khel. - Pracuję i mieszkam w Bielsku-Białej, mój ojciec był zawodowym żołnierzem 18 Batalionu, widzę więc, że Bielsko to szczególne miejsce dla tych wydarzeń - mówi dramaturg. - Przecież to żołnierze z naszego batalionu oskarżeni są o zabicie Afgańczyków - dodaje.

16 sierpnia 2007 roku w wyniku ostrzału zabudowań niedaleko wioski Nangar Khel zginęło sześcioro Afgańczyków. O spowodowanie ich śmierci zostało oskarżonych siedmiu wojskowych. Sześciu ma zarzuty dotyczące zabicia cywili, jeden - ataku na niebroniony obiekt cywilny. Proces w tej sprawie wznowiono na początku marca. W najbliższym czasie wygłoszone zostaną mowy końcowe.

Pałyga wspomina, że bielszczanie nadal emocjonują się sprawami żołnierzy, mimo że oskarżeni w większości zmienili miejsca zamieszkania, służą w innych jednostkach 6 Brygady Powietrznodesantowej. - Temat jest w Bielsku ciągle żywy, ciągle budzi emocje. Żołnierze przez lata służyli tutaj, stąd wyjechali na misję. Wielu z nas widziało albo zna osoby, które były świadkami drastycznych aresztowań żołnierzy. Takie przeżycia zostają w ludziach na długo - mówi Pałyga. "Nangar Khel i Bielsko-Biała to miasta partnerskie, miasta, które połączone zostały więzami krwi", słyszymy ze sceny.

Koncepcja dramaturga była taka, by na scenie mówić o ofiarach i pokazać wydarzenia z 16 sierpnia 2007 roku z ich perspektywy. Kiedy jednak spotkał się z żołnierzami, którzy byli świadkami i jednocześnie uczestnikami incydentu, zmienił plany. - Razem z reżyserem pojechaliśmy na spotkanie z "Osą", później widzieliśmy się z "Bolcem", "Borysem" i innymi żołnierzami - opowiada dramaturg. - Rozmawialiśmy prawie ze wszystkimi oskarżonymi. Po tych spotkaniach nasz pomysł na sztukę zmienił się o 180 stopni. Początkowo uległem negatywnemu wizerunkowi żołnierzy, jaki swego czasu kreowały media. Po rozmowach to się zmieniło - wyznaje.

Bez prostych odpowiedzi

Wyłuskać ludzi

Na scenie teatru trzy Afganki, w tych rolach Magdalena Gera, Marta Gzowska-Sawicka i Maria Suprun, niespodziewanie przerywają zabawę żołnierzom-rekonstruktorom, snując opowieści o weselu. Ubrane w tradycyjne burki, opowiadają o przygotowaniach do uroczystości, o gotowaniu zupy, strojach ślubnych, hennie, przypominają perskie baśnie.

Reżyser i dramaturg jednym głosem powtarzają, że najbardziej zależało im na tym, by przekaz był jak najbardziej obiektywny. Sięgając po teatralne metafory, chcieli być jak najdalej od publicystyki i oceny tragicznych wydarzeń.

- Nie chcemy niczego rozstrzygać - wtóruje Witt-Michałowski. - Dajemy głos jednym i drugim, ale wydawanie wyroków nie jest naszą rolą. Dla nas najważniejsi są ludzie - mówi Pałyga. - Nie jesteśmy sądem. My postanowiliśmy zajmować się człowiekiem i jego dramatami. Chcieliśmy z całej tej historii wyłuskać ludzi - mówi.

Jestem bronią w waszych rękach

Siedzący po drugiej stronie sceny "Bolek", "Lolek" i "Pampalini" mówią o zmęczeniu, stresie, rozkazach przełożonych, aresztowaniach. Na koniec na scenie staje "Osa". Jest w tym samym mundurze, w którym służył w Afganistanie. Na ramieniu naszywka, w ręku bordowy beret. - Jestem żołnierzem - mówi. - Jako żołnierz wypełniam rozkazy swoich przełożonych, oni wypełniają rozkazy polityków. A politycy wykonują rozkazy was wszystkich. Jestem bronią w waszych rękach - ciągnie dalej.

Przychodzi kolej na Afgankę. W kilku zdaniach opowiada o sytuacji panującej w kraju. Zdradza, że mieszkańcy Afganistanu tak samo jak talibów boją się żołnierzy koalicji. Mówi, że jej kraj od 33 lat jest poligonem doświadczalnym różnych armii.

- Nie jestem aktorem - mówi "Osa". - Powiedziałem parę słów od siebie. Nic nie było reżyserowane. Widziałem, że niektóre kobiety się wzruszyły, ale nie o to mi chodziło. Chciałem jedynie, żeby ludzie, idąc wieczorem do domu, zastanowili się nad tym, co my, żołnierze, robimy w Afganistanie. Ja tylko postawiłem pytanie, każdy musi na nie odpowiedzieć sam - dodaje.

Poczuć strach

- Teatr skłania do refleksji, zwłaszcza że w przypadku "Bitwy o Nangar Khel" nikt nikogo nie ocenia i nie osądza. Przed trzema laty różnie mówiono o żołnierzach. Padały takie słowa, jak ludobójstwo, zbrodnie przeciwko ludzkości, a my nie byliśmy na takie oskarżenia gotowi. Ważne są słowa "Osy" w finale spektaklu, że to nie żołnierze, a państwo decyduje o misjach zagranicznych. Przed wyjazdem do Afganistanu nikt z nas nie przewidywał, że taka sytuacja może kiedykolwiek zaistnieć - uważa.

Oficer przyznaje także, że wojsko nie było przygotowane na tego rodzaju wydarzenia również w sferze legislacji. Incydent z Nangar Khel wywołał różne implikacje w wojskowym obszarze prawodawstwa. Między innymi wprowadzono ochronę prawną dla żołnierzy, zmieniono i dostosowano narodowe zasady użycia siły (Rules of engagement, ROE) do warunków misji afgańskiej.

- Zależało mi na tym, żeby ludzie na widowni poczuli strach, emocje żołnierzy i ostrzelanych Afgańczyków - wyjaśnia Artur Pałyga. - Reakcje publiczności były dla mnie tak samo ważne, jak to, żeby społeczeństwo miało większą świadomość tego, co dzieje się w Afganistanie. Ja, dopóki nie spotkałem się z żołnierzami, myślałem, że w Afganistanie jest misja stabilizacyjna. Teraz wiem, że jesteśmy na wojnie. Chcę, żeby ludzie wiedzieli, co tam się stało i dlaczego - dodaje.

- Teatr powinien komentować rzeczywistość, która nas otacza, a nie robić jakieś barokowe szopki, które nikogo nie interesują - uzupełnia Witt-Michałowski. - To był dla nas trudny temat. Wszyscy jesteśmy Polakami i wszystkich nas ta sprawa obchodzi. Jeśli wysyłamy ludzi na wojnę, nie możemy się dziwić, że karabiny i moździerze strzelają - dodaje.

Po raz kolejny widzowie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej obejrzą "Bitwę o Nangar Khel" już na początku kwietnia. Autorzy dramatu mają nadzieję, że na tym życie sztuki się nie zakończy, chcieliby zaprezentować spektakl na festiwalach teatralnych w Polsce i za granicą.

Inna technika

To rodzaj teatru dokumentalnego, w którego scenariuszu wykorzystano publikacje prasowe i nagrania telewizyjne.

Magdalena Kowalska-Sendek

KOMENTARZ

- Cieszę się, że Teatr Polski w Bielsku-Białej podjął temat dotyczący żołnierzy 18 Bielskiego Batalionu Powietrznodesantowego. "Bitwa o Nangar Khel" pokazuje obie strony tych tragicznych wydarzeń. Z jednej, widzimy żołnierzy, którzy działają w nerwach, w wielkim stresie i zmęczeniu, a z drugiej, za sprawą Afganki biorącej udział w spektaklu, odległy kraj. Najważniejsza była dla mnie finałowa scena, w której chorąży Osiecki przypomina wszystkim, że to nie wojsko decyduje o udziale w misjach zagranicznych. Długo zastanawiałem się także nad słowami Afganki, która mówiła o trwającym od 33 lat poligonie doświadczalnym w jej kraju. Jak długo może ta sytuacja trwać? Najpierw byli tam Rosjanie, później Amerykanie, teraz NATO, a tak na dobrą sprawę tam nic się nie zmienia - uważa generał brygady w stanie spoczynku Jerzy Wójcik, prezes Małopolskiego Zarządu Wojewódzkiego Związku Żołnierzy WP w Krakowie i były dowódca 6. Brygady Desantowo-Szturmowej.

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas