Facebook obiecuje, że za pomocą tej bezzałogowej maszyny latającej zapewni dostęp do internetu ludziom również w najuboższych częściach świata – i to zupełnie za darmo! Ale prawda jest taka, że to, do czego oficjalnie ma służyć gigantyczny dron, a to, do czego faktycznie można go wykorzystać, to dwie zupełnie różne rzeczy...
Jest krótko po wschodzie słońca. Mark Zuckerberg stoi na pustyni w Arizonie i pełen dumy obserwuje dziewiczy lot swojego najnowszego superdrona Aquila (łac. orzeł). Wśród specjalistów ten bezzałogowy samolot uchodzi za techniczną rewolucję – i to nie tylko z powodu 42-metrowej rozpiętości skrzydeł, którą przewyższa Boeinga 737.
Zaskakuje także lekka konstrukcja z włókien węglowych, sprawiająca, że waży on zaledwie 400 kilogramów; napęd wykorzystujący energię słoneczną, dzięki któremu maszyna może przez trzy miesiące krążyć na wysokości do 28 000 metrów czy wynoszący dziesięć gigabitów na sekundę transfer danych, które Aquila może przesyłać na ziemię za pomocą specjalnego systemu laserowego opracowanego przez techników z NASA.
Ale najbardziej rewolucyjne w przypadku tego drona jest to, do czego Zuckerberg zamierza go użyć: w ciągu kilku lat chce połączyć z internetem najuboższe regiony ziemi – jak sam wyjaśnia: zupełnie za darmo. Ale czy rzeczywiście robi to całkiem bezinteresownie?
To mężczyzna, który już wiele w życiu osiągnął. Zapisał się na stałe w historii biznesu, zostając miliarderem w wieku 23 lat – dziś jest jednym z najpotężniejszych ludzi na świecie. Ale prawdą jest również, że jego firma, Facebook, od kilku lat boryka się z problemami wzrostu strukturalnego.
Z sieci społecznościowej korzysta około 1,8 miliarda ludzi – a pozyskanie dużo większej liczby użytkowników nie jest obecnie możliwe. Aby móc się dalej rozwijać, Zuckerberg potrzebuje narzędzia, które otworzy mu drzwi do największego niezdobytego rynku na świecie.
Jego rachunek jest prosty: 4,9 miliarda ludzi na świecie nie ma regularnego dostępu do internetu albo nie ma go wcale – często z przyczyn finansowych.
Wszyscy oni są potencjalnymi klientami Facebooka. Aby podbić ten rynek, Zuckerberg realizuje plan, który antyglobalistyczni aktywiści oraz specjaliści od ochrony danych osobowych określają potajemnym przejęciem sieci. A Aquila ma w tym odgrywać ważną rolę...
– Sądzimy, że kiedyś zwróci nam się to, co dziś zainwestujemy – to jeden z rzadkich momentów, w których Zuckerberg prawdopodobnie szczerze powiedział o prawdziwych motywach swojej nowo odkrytej dobroczynności. Już w roku 2013 wykonał pierwszy ruch – i uruchomił projekt o nazwie internet.org. Nazwa ta jest myląca, ponieważ Zuckerberg tylko udaje, że funduje dostęp do sieci.
Pobudki humanitarne w stosunku do ludzi, których nie stać na opłacenie dostępu, to w tym wypadku mrzonka. W rzeczywistości nie dostarcza im darmowego i „wolnego” internetu, ale własny produkt, w którym działają wyłącznie usługi Facebooka oraz jego partnerów.
Idea, która się za tym kryje: zarabiać na wszystkich stronach dostępnych przez darmowy internet.org – a ponadto w pełni samodzielnie decydować o tym, które z nich będą mogły odwiedzać miliardy ludzi. Sam Zuckerberg jest więc kimś w rodzaju naczelnego kontrolera sieci.
Co więcej, może uzyskać też dostęp do prywatnych informacji użytkowników – również do zdjęć niepublikowanych na portalach społecznościowych. Dlaczego jest to możliwe? Ponieważ wszystkie dane – w tym także z programów poczty elektronicznej albo komunikatorów – są przenoszone na serwery internet.org niezakodowane.
Co prawda firma zastrzega, że nie zbiera tych informacji, ale historia pozwala przypuszczać, iż to nie do końca prawda. Rewolucja już jednak trwa. Facebook przejął pokaźną część globalnego internetu, nie wywołując tym jakiegoś przesadnego zgorszenia. Obecnie przez internet.org do sieci loguje się prawie miliard ludzi w 53 krajach świata – i poznaje ją tylko w „okrojonym” kształcie.
Za sprawą drona Aquila Facebook mógłby, zdaniem Zuckerberga, dotrzeć do tych 800 milionów ludzi, którzy żyją w tak trudno dostępnych rejonach, że nigdy nie będą mogli zostać podłączeni za pomocą kabla.
Tymczasem badania pokazują, że w niejednym kraju Afryki wielu ludzi nie odróżnia już od siebie pojęć „internet” i „Facebook”. Rządy słabiej rozwiniętych państw ignorują fakt, że amerykański koncern znosi w ten sposób międzynarodowe standardy neutralności sieci.
Zbyt wielka jest pokusa, aby wykorzystać darmowy internet do celów polityki wewnętrznej, przedstawiając go jako własny sukces – nawet jeśli w zamian za to oddaje się prywatnej firmie najważniejszy monopol informacyjny XXI wieku.
Jedynie dwa kraje powstrzymały Facebooka, kiedy próbował przejąć kontrolę nad dostępem do informacji: Chile oraz Indie. A sam Mark Zuckerberg? Kreuje się na męża stanu, podróżuje po świecie, wygłasza przemówienia w parlamentach czy przed Organizacją Narodów Zjednoczonych i kupuje na całym świecie kluczowe technologie, np. w 2014 roku brytyjską wytwórnię dronów Ascenta. To moment narodzin Aquili – i przygotowanie do drugiej odsłony kampanii.
Gigantyczna bezzałogowa maszyna latająca zostanie bowiem tak wyposażona, że będzie w stanie podłączyć do internetu wszystkie trudno dostępne albo cywilizacyjnie za słabo rozwinięte regiony, niegotowe jeszcze na technologię kablową.
Haczyk? Aquila ma dostarczać nie zasoby wolnego internetu, lecz jego „okrojoną” wersję. Dron jest ważny dla Zuckerberga z jeszcze jednego powodu. Nawet w Europie, Stanach Zjednoczonych i Azji e-samolot mógłby stać się technicznym objawieniem. W regionach tych istnieje już wprawdzie rozbudowana sieć, więc „latający internet” ma sporą konkurencję.
Jednak czy również nas nie skusi perspektywa korzystania z rozległej, zupełnie darmowej, bezprzewodowej sieci, udostępnianej np. w całej Polsce przez Aquilę z taką przepustowością, o jakiej dzisiaj możemy jedynie pomarzyć? Czy nie będziemy gotowi zaakceptować reguł gry Facebooka i zrezygnować z ochrony danych osobowych?
Ponadto ze względów ekonomicznych także wysoko uprzemysłowione kraje wykazywały w minionych latach rosnące zainteresowanie tym, aby na przyszłość zrezygnować z drogiego doprowadzania kabli światłowodowych. Niewykluczone więc, że Facebook zdobędzie monopol w dostarczaniu dostępu do globalnego internetu szybciej, niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić.
Sprawdź, o czym jeszcze można przeczytać w nowym numerze "Świata Wiedzy"