Jeśli Windows to nie Open Source

Jak donosi serwis "The Register" - Microsoft zdenerwował się ostatnimi "aferami" wywołanymi przez nie całkiem przemyślane (a może właśnie przemyślane) wypowiedzi swoich dyrektorów na temat Open Source i reakcję środowiska związanego z "otwartymi źródłami" na te wypowiedzi. Sprawę załatwiono jednoznacznie,

Jak donosi serwis "The Register" - Microsoft zdenerwował się ostatnimi "aferami" wywołanymi przez nie całkiem przemyślane (a może właśnie przemyślane) wypowiedzi swoich dyrektorów na temat Open Source i reakcję środowiska związanego z "otwartymi źródłami" na te wypowiedzi. Sprawę załatwiono jednoznacznie,

informując testerów, ze "przy testach i zmianach w oprogramowaniu nie należy stosować aplikacji i procedur Open Source, ponieważ nie są one "kontrolowane" i powodują niebezpieczeństwo zarażenia wirusem lub pozostawienia w oprogramowaniu "furtek dla hackerów". Każdy z testerów otrzymał odpowiednie uzupełnienie do podpisanego wcześniej NDA (Non Disclosure Agreement), na mocy którego otrzymuje kolejne wersje oprogramowania z Redmond do testów. W dokumencie czytamy m.in.

"Osoba, która otrzymała oprogramowanie zobowiązuje się do:

Reklama

1. Nierozpowszechniania oprogramowana w żaden sposób, ani w całości, ani w części

2. Nieużywania zdefiniowanego niżej Potencjalnie Grożącego Wirusami Oprogramowania (np. narzędzi) do rozwoju otrzymanego oprogramowania

Definicji Potencjalnie Grożącego Wirusami Oprogramowania (Potentially Viral Software) nie musimy cytować, bo jest ona prawie identyczna jak definicja "Open Source"

Artykuł na ten temat (po angielsku) znajdziesz tutaj

Dowiedz się więcej na temat: open-source
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy