Irlandzkie piwo, polscy muzycy

Zbliża się święto narodowe Irlandii, 17 marca, dzień św. Patryka. To jemu, biskupowi z XV w., Irlandia zawdzięcza swój symbol: trójlistną koniczynę, za pomocą której tłumaczył nawracanym wyspiarzom istnienie Trójcy Świętej.

To jedyne irlandzkie święto, obchodzone hucznie na całym świecie. "Irlandzka tancbuda", celtycka muzyka, coś zielonego na sobie, to obowiązkowy zestaw na St. Patrick's Day. Inaczej zasłużyłeś na karę: świąteczne uszczypnięcie.

Carrantuohill przynosi szczęście

Jeśli nie masz zielonego ciucha czy zielonych włosów tego dnia, lepiej nie iść do szkoły w Irlandii - koledzy szczypią bez litości. By uratować skórę, powinien wystarczyć choćby symbol zielonej koniczyny. - Koniczynka z trzema listkami przynosi szczęście, zwłaszcza na Zielonej Wyspie, podobnie jak nasza muzyka - uśmiecha się zawadiacko gitarzysta zespołu Carrantuohill, Bogdan. Grają muzykę celtycką, o irlandzkich i szkockich korzeniach. Właśnie w tym roku obchodzą "dwudziestkę" swojej działalności. Irlandczycy mówią im często, że grają tak, że sami wyspiarze nie zrobiliby tego lepiej. - To jasne, że muzyka Carrantuohilla przynosi szczęście: irlandzki poeta, Seamus Heaney spotkał się po raz pierwszy z zespołem w 1994 r., bawił się przy naszych kawałkach. Już po roku został laureatem Nagrody Nobla - nie wierzycie? - śmieją się muzycy.

Reklama

Publiczność bez ograniczeń

Sześciu panów ze Śląska, w tym dwaj związani zawodowo z górnictwem, jak na Ślązaków przystało, grają razem nieprzerwanie od 1987 r., w niezmienionym składzie. W międzyczasie powiększyły im się rodziny, dzieci dorosły, tu i ówdzie się zaokrągliło, fryzury się zmieniły... Carrantuohill jest uznawany za jeden z najlepszych zespołów w Europie w gatunku folk. Koncertuje od USA, Moskwy po Irlandię. W Polsce jest znany mniej niż za granicą.

- Witajcie w "irlandzkiej tancbudzie". Jesteśmy na Zielonej Wyspie! - tak wita publiczność ze sceny Darek, frontleader. "Tancbuda" oznacza najlepsze, typowo irlandzkie miejsce, gdzie można posłuchać żywej, prawdziwej folkowej muzyki i postepować w iście szaleńczym tempie. - Mało kto już pamięta, co znaczy dobra tancbuda - z prawdziwym żalem przyznają muzycy. Może nie jest tak źle, na koncertach ludzie ruszają do tańca, przy tej radosnej, skocznej muzyce nie da się spokojnie wysiedzieć. - Nasza publiczność nie ma ograniczeń wiekowych... Młodzież tańczy pogo, jak na koncercie w Warszawie, inni poleczki, grupki się bujają, jak kto lubi - przyznaje Bogdan, gitara akustyczna.

W irlandzkim pubie

"Carrantuohill" oznacza "krętą ścieżkę prowadzącą na wzgórze" - to nazwa najwyższego szczytu w Irlandii. Jak mówią muzycy, ruszyli już spod wzgórza, może się nawet nieco wspięli... Przyznają, że wielokrotnie byli w Irlandii, raz pod tym najwyższym szczytem, Carrantuohill, 1040 m.n.p.m. - Pogoda nie była zbyt sprzyjająca, no więc poszliśmy do pubu. Tam można znaleźć najwięcej naturalnych inspiracji - wspomina Maciek, skrzypek, aranżer, kompozytor.

- Polskie baby są zdecydowanie piękniejsze. Ach, nie pytałaś o baby a o "puby"? Irlandki są sympatyczne, pieguski, ale Polki są nie do pokonania. Ok, teraz puby. Podstawowa różnica - w polskich się nie gra! Tam się wchodzi i gra, w pubach są instrumenty, skrzypce, melodeon, czyli taki guzikowy mały akordeon, poprzeczny flet drewniany, "whistle"- flecik, gwizdawka. Jest gitara, ma charakterystyczny, inny "strój", czyli sposób strojenia. Do tego koniecznie badhran, rodzaj bębna, Darek na nim gra u nas. To jest właśnie irlandzki pub - opisuje Maciek. - Powinien być oczywiście Guiness - dodaje Zbyszek, multiinstrumentalista. Gra w Carrantuohill na bouzuki, mandolinie, citternie, gitarze akustycznej, tradycyjnych irlandzkich instrumentach. - A z kawy po irlandzku to chętnie pijamy kawę osobno, whiskey osobno - odpowiada Marek, perkusista. On ma najkrótszy staż w zespole, bo "tylko" 10 lat. - Wcześniej graliśmy bez bębnów, okazjonalnie je wprowadzaliśmy, z pojawieniem się Marka jest perkusja, bo czegoś nam zaczęło brakować - wyjaśnia Adam, gitarzysta.

Jopek, Lipnicka, Sojka

Urok irlandzkiego pubu polega też na tym, że tańczą wszyscy: starzy, młodzi, bezzębni, uśmiechnięci. Układy 4, 6, 8 osobowe, jak określają muzycy w stylu "lightowego stepa", czyli - spokojnie, by każdy mógł się pobawić.

Darek, w cywilu budowlaniec, ma swoje prywatne doświadczenie z Zieloną Wyspą: nie mógł się doczekać wizyty hydraulika, bo wszyscy wyjechali do Irlandii! Ma sporo zadań: gra na akordeonie, cytrze, harmonijce ustnej, instrumentach klawiszowych, saksofonie, bodhranie, flecie prostym, tin whistles, dudach - uilleann pipes, no i jest konferansjerem.

Muzycy Carrantuohill z rodzinnego Śląska, Żor i Rybnika wyjeżdżają często: dają rocznie ok. 150 koncertów, szczęśliwie łączą życie rodzinne z pasją, jaką jest granie muzyki irlandzkiej. Chętnie grają z nimi najlepsi polscy muzycy jak Anna Maria Jopek, Anita Lipnicka czy Stanisław Sojka a nawet Zespół Pieśni i Tańca Śląsk; jazzmani i filharmonicy.

Emeryci głównymi modelami

Ci niezwykle skromni muzycy w swoich utworach korzystają z najlepszego tworzywa muzycznego, docierają do oryginalnych brzmień, instrumentów. Korzystają też z tłumaczeń poety i byłego polskiego ambasadora w Irlandii, Ernesta Brylla, przyjaciela grupy. Związani z wydawnictwem Znak, występowali kiedyś z poetami w Krakowie, tam usłyszał ich sam noblista, Czesław Miłosz. Na jego osobiste zaproszenie pojechali do USA na "Spotkania poetów Wschodu i Zachodu". Spotkanie z mistrzem Miłoszem było ogromnym przeżyciem dla muzyków. Najnowsza płyta, wydana w 2005 r. "Session natural irish and jazz", z udziałem m.in. Urszuli Dudziak, Wojciecha Karolaka, Tomasza Szukalskiego, świetnie wydana, z korkową podstawką w środku i ciekawą sesją zdjęciową ojców muzyków, była nominowana do Fryderyka 2006. ? Ojcowie emeryci stali się głównymi modelami, razem z pięknymi dziewczynami dali sobie świetnie radę na sesji zdjęciowej, a my mamy pamiątkę - wspomina Darek. Grono ojców muzyków niestety już się zmniejszyło. Jeden odszedł.

Fascynacja Forresta Banana

Jeżdżą po kraju busikiem, zmieniają się często za kierownicą, razem ze swoim dźwiękowcem, pomni wypadków kolegów z branży, którzy często przemęczeni wyjeżdżali na długie trasy. - Nieraz jeżdżą z nami przyjaciele, fani, można tak powiedzieć. Jest pewien młody człowiek, na Opolszczyźnie, od wielu lat jest na naszych koncertach, ma wszystkie płyty, jest zafascynowany Irlandią. Nazywamy go "Forrest Banan", nie pamiętamy już dlaczego tak - mówią muzycy. Dla Forresta Banana uczynili wyjątek i zagrali na jego weselu. - Mamy sporo takich zaproszeń, ale nie grywamy na imprezach, chyba że przyjaciołom w prezencie. To był nasz prezent ślubny dla młodej pary - mówi Zbyszek.

- Światowa prapremiera! Jesteście świadkami premierowego wykonania autorskiego kawałka! Zapamiętajcie ten moment - dowcipkuje ze sceny Darek na jednym z ostatnich koncertów. Rzadko do repertuaru dorzucają kompozycje własne, w pokorze wobec oryginałów z wysp, trzymają się raczej swoich aranżacji folkowych motywów.

Miasto przyjęło ich chłodno

- "Dixie", to roboczy tytuł, i pewnie już zostanie tytułem na stałe - uśmiecha się Maciek. Na ponad 2000 koncertów nie mogą zapomnieć jednego zaproszenia: Kielce, dyskoteka, stroboskopowe światła, zdziwiona publiczność. - O, już nigdy nie zagramy w dyskotece, nie byliśmy, delikatnie mówiąc, dobrze przyjęci przez klientów, to jeden z najdziwaczniejszych występów. W Kielcach nie zagraliśmy więcej - wspominają ze śmiechem. Jak Beatlesi, na początku swoich doświadczeń zagrali w jednym z klubów w Hamburgu: na telefon. - Zagracie? No to przyjeżdżajcie - usłyszeli od Bena Merkanta, menedżera jednego z klubów. Portowe miasto przyjęło ich chłodno, w klubie nikt nie wiedział o ich występie, ale zagrali. Przekonali do siebie, mieli za co jeść, pić, zbierać klubowe doświadczenia; potem trafiali już do najlepszych.

Swoje doświadczenia Carrantuohill zbierał też podczas wielokrotnych wizyt w Irlandii, koncertów, warsztatów z najlepszymi miejscowymi muzykami. Muzycy wzięli udział w najbardziej prestiżowych festiwalach folkowych na świecie jak "Cork Folk Festival" i "Dancing with Lunasa" w Irlandii czy "Roches de Celtique" we Francji. Do tego "Eurowoodstock" na Węgrzech, festiwale w Niemczech, w Czechach, Rosji..

Na świętego Patryka: irlandzkie widowisko

Irlandzki wspomniany noblista, poeta Seamus Heaney tak o nich mówi: "Nieoczekiwanie poczułem się jak w domu podczas spotkania z polskimi muzykami. Grają irlandzkiego jiga i reela w takim stylu i z takim szelmostwem, że nawet Irlandczycy nie zrobiliby tego lepiej."

Zespół Carrantuohill wydał 8 płyt, które zdobyły wielkie uznanie w środowisku folkowym. Płyta "INIS" jest na 17 pozycji wśród ponad tysiąca wydawnictw w ogólnoświatowym rankingu amerykańskiej rozgłośni Celtic Connection Radio Show. Warto dodać, że nie tylko zawartość muzyczna jest najlepszej jakości, ale projekty, pomysły wydawnicze są niezwykle estetyczne, wysmakowane, chciałoby się rzec. Są radością dla ucha, oka, nawet bilety są przygotowane są małymi dziełkami sztuki, co nieczęste dziś, najlepszy papier, druk.

Właśnie trwa seria występów z okazji dnia świętego Patryka, patrona Irlandii. Na scenach teatralnych a nawet filharmonii i wrocławskiej wytwórni filmowej muzycy prezentują niezwykłe widowisko: "Touch of Ireland". Przygotowane na jubileuszowy rok grupy, łączy muzykę, śpiew i taniec: tancerze z formacji Reelandia stepują w zapierających dech układach i tempie, charyzmatyczny Paweł Kukiz i poetycki bard krakowski Robert Kasprzycki uzupełniają "irlandzki dotyk". - Występuje z nami również mistrz Europy "stepa" czyli irlandzkiego tańca, Michał Piotrowski - dodaje  menedżer zespołu. - Ta muzyka bawi najlepiej, kiedy muzycy i publiczność są blisko, wpływają na siebie, wolimy mniejsze niż wielkie sceny. Najnowsze widowisko dedykujemy świętemu Patrykowi, znak trójlistnej zielonej koniczynki towarzyszy nam również, na szczęście i jako znak więzi z Irlandią, coś zielonego zawsze mamy ze sobą. Czasem nawet zielone irlandzkie piwo! ? podsumowują muzycy z Carrantuohill. Ich nikt nie uszczypnie na św. Patryka, 17 marca.

Beata Dżon

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama