Rowerem po szczytach Alp. Ekstremalne przeżycie czy zwykła rowerowa turystyka?

Szwajcaria to raj dla miłośników MTB /INTERIA.PL
Reklama

Czy zjechanie na rowerze z 2800 m n.p.m. jest dzisiaj wciąż wyczynem ekstremalnym czy zwykłą górską wycieczką? Czy można kilka dni jeździć na rowerze po wysokich Alpach i nie zmęczyć się przy tym ponad miarę? Jak rozróżniać trudne trasy enduro od tych łatwiejszych i bardziej przystępnych? Na te i wiele innych pytań szukałem odpowiedzi podczas czterodniowego wyjazdu w samo serce gryzońskich Alp.

Kolarstwo górskie to jeden z najbardziej dynamicznie rozwijających się sportów tego wieku. Współczesne rowery są coraz lżejsze, dzięki wyrafinowanym rozwiązaniom technologicznym. Zawieszenie, które tłumi każdą nierówność i geometria ram pozwala podjeżdżać pod strome wzniesienia i zjeżdżać po pionowych ściankach. Nic więc dziwnego, że niedostępne do tej pory dla przeciętnego amatora tereny alpejskie otwierają się dla różnej maści kolarzy. Alpy to jednak wciąż wielkie góry, a rower (jeśli nie jest elektryczny) do wyjechania na te szczyty potrzebuje siły ludzkich mięśni.

Reklama

W Gryzonii gdzie się nie obejrzysz czyhają przewyższenia po 1500 metrów, powyżej 2000 m n.p.m. już lekko odczuwa się mniejszą ilość tlenu. A tak się składa, że mój plan treningowy w ostatnich latach nieco odbiegał od przygotowania Mai Włoszczowskiej. Pierwsze wątpliwości, czy aby plan wyjazdu nie jest zbyt ambitny, pojawiły się wraz z minięciem Chur, stolicy kantonu. Od tego miejsca linia kolejowa wbija się w alpejskie doliny, raz po raz przecinając góry tunelami, aby chwilę później zawisnąć na strzelistym moście. Sama podróż koleją po tym terenie to prawdziwa uczta dla zmysłów. Skoro Szwajcarzy potrafili tu zorganizować taką infrastrukturę komunikacyjną, może też poradzili sobie z rowerową? - pocieszałem się pod nosem. 

Wyciągi i flowtraile

St. Moritz, Lenzerheide, Flims, Laax. Mogłoby się wydawać, że już zacząłem planowanie zimowego wypadu na narty, bo o każdym z tych kurortów słyszałem właśnie w kontekście alpejskich Pucharów Świata, czy od znajomych, którzy tam jeździli zaznać białego szaleństwa. Kto choć raz zjeżdżał na rowerze znaną sobie z zimy trasą narciarską wie, że większość tras niebieskich jest trudna do podjechania na rowerze, a czerwone to najczęściej ekstremalnie stromy zjazd.

Jak więc jeździć po uznanym kurorcie narciarskim na rowerze? Odpowiedź przyszła bardzo szybko, bo już pierwszego dnia wypadu, czyli w St. Moritz. Wczesna pobudka, kolarskie śniadanie, bo przecież trzeba zrobić zapas kalorii na ekstremalną wycieczkę. Następnie odbiór i dopasowanie rowerów z pobliskiej wypożyczalni, jakich w okolicy jest bez liku. Sprzęt zapowiadał poważne jeżdżenie - wszyscy otrzymali konkretne rowery enduro o pełnym zawieszeniu i drapieżnych oponach, stworzone do radzenia sobie z każdym trudnym terenem.

Krótki podjazd z centrum Celeriny do gondoli, która szybkim tempem wywiozła nas na blisko 2300 m n.p.m. Wow! To było łatwe.

Nasz przewodnik Dave jeszcze w gondolce uspokajał nas (a może dopingował), że w St. Moritz trasy są łatwe i właśnie dlatego częściej niż w innych ośrodkach można tu spotkać dziewczyny. Pierwszy rozgrzewkowy zjazd miał pewnie na celu sprawdzenie, jak radzimy sobie w terenie. Jechaliśmy drogami szutrowymi, a następnie naturalnym singletrackiem, czyli wąską ścieżką wijącą się w zalesionej, dolnej partii góry. Zjazd ambitny, ale nie sprawiający problemów nikomu, kto radzi sobie choćby z beskidzkimi szlakami.

W ten sposób ekspresowo znaleźliśmy się przy dolnej stacji kolejnego wyciągu, którym równie szybko dostaliśmy się na Corviglię, osiągając już niebagatelną wysokość 2,5 tys. m. n.p.m. To tutaj mieliśmy zacząć prawdziwą przygodę. Corviglia flowtrail to jedna z najstarszych w Szwajcarii, specjalnie przygotowanych do zjeżdżania, tras rowerowych. Ma dopiero nieco ponad 5 lat, co najlepiej pokazuje, z jak nową formą aktywności mamy do czynienia. Poprowadzona w poprzek ogromnego alpejskiego zbocza trasa praktycznie nie ma bardzo stromych fragmentów. Jest w miarę równa i pełna specjalnie wyprofilowanych zakrętów z bandami i muld przypominających te z pumptracków.

Wprawni zjazdowcy potrafią dzięki takiej konfiguracji utrzymywać znaczne prędkości i skakać na muldach, czyli zgodnie z anglojęzyczną nazwą tego typu ścieżek mogą poczuć flow. Początkujący szlifują technikę wybierania muld, właściwą pozycję na rowerze i nabierają obycia z górskimi trasami, a co najważniejsze mogą wciąż czerpać przyjemność z jazdy, nawet w tak trudnym alpejskim terenie.

Kolejne wyjazdy wyciągami na górę i odkrywamy kolejne świetne trasy zboczy Corviglii; WM Flowtrail z przepięknymi widokami na okoliczne szczyty i leśny Foppettas - najbardziej kręty, uzupełniony drewnianymi konstrukcjami i mostkami.

Już te pierwsze doświadczenia z górskimi szlakami dały mi odpowiedz na postawione na wstępie pytania. Dzięki wykorzystaniu latem infrastruktury wyciągowej, wcale nie potrzeba mieć niezwykłej kondycji, aby jeździć rowerem po Alpach. Po całym dniu jazdy byłem zmęczony, ale nie wykończony. Z kolei dzięki przygotowanym trasom typu flowtrail, każdy średnio zaawansowany amator kolarstwa górskiego może czerpać przyjemność ze zjazdów w tym ambitnym terenie. Największym wyzwaniem okazało się utrzymanie koncentracji koniecznej podczas zjazdu, gdy wszędzie dookoła pojawiają się niesamowite alpejskie widoki.

W kolejnych dniach miałem okazję się przekonać, że ta cała współczesna infrastruktura rowerowa nie jest domeną tylko doliny Endgadin, ale i innych ośrodków w Gryzonii. Kultowe rowerowe miejsce, czyli Lenzerheide, oferuje jeden z większych bikeparków. Tu przez cały sezon można jeździć na bardzo zróżnicowanych trasach, od łatwych i równych flowtraili, po uważaną za jedną z najtrudniejszych tras downhillowych na świecie.

Z kolei przeciwległe do bikeparku zbocza oferują naturalne ścieżki enduro, które są dość łatwe i dzięki temu mogą stanowić świetne miejsce do stawiania pierwszych kroków w tej odmianie kolarstwa. W sumie w Lenzerheide i połączonej z tym ośrodkiem Arosy dostępnych jest aż 9 wyciągów! Dla wprawnego kolarza otwiera się teren, który pewnie trudno byłoby przejeździć nawet przez tydzień.

Nie inaczej sytuacja wygląda w kolejnym uznanym kurorcie narciarskim Flims/Laax. Tutaj łatwego, przygotowanego terenu jest co niemiara, na czele z dwoma słynnymi flowtrailami - Runcatrail (7,5km), oraz nieco trudniejszym The Never End trail (aż 12 km zjazdu!). 

Wymienione powyżej ośrodki to nie jedyne kolarskie atrakcje regionu. Rowerową ofertę Gryzonii uzupełniają słynne Davos i klimatyczne Scuol. Można więc śmiało planować jednotygodniowy rowerowy urlop i każdego dnia jeździć w innym ośrodku. Jeden dzień to jednak za mało na poznanie choćby ułamka możliwości każdego z tych miejsc, gdyż dla bardziej wprawnych zjazdowców zabawa zaczyna się wraz z wjazdem w bardziej ambitny teren, a wtedy możliwości są już naprawdę nieograniczone.

Enduro

Ta forma kolarstwa ma wiele twarzy. To połączenie górskiej turystyki rowerowej i zjeżdżania trudnym terenem rodem z downhillu. Głazy, korzenie, duże nachylenia, dziki teren, wąskie ścieżki (tzw. singletracki). Enduro jest rowerowym odpowiednikiem zimowych aktywności pozatrasowych: skituringu i freeride’u.

Specjalnie skonstruowane rowery, często stosowane ochraniacze na łokcie i kolana, pełne kaski. Odmiana kolarstwa trudna, ale współczesny sprzęt ten ekstremalny teren sprowadza do poziomu co najwyżej trudnego. Nie dziwi więc fakt, że to najszybciej w ostatnich latach zyskująca na popularności mutacja kolarstwa górskiego.   

Wracając do pierwszego dnia w St. Moritz - podczas lanczu nasz przewodnik bardzo pozytywnie ocenił naszą jazdę na flowtrailach i zapowiedział, że po południu spróbujemy prawdziwie alpejskiego enduro. Przedstawił nam dwie opcje. Pierwsza to wyjazd na najwyższy, dostępny z wyciągu szczyt Piz Nair (3056 m n.p.m.). Tak, oczywiście prowadzi z niego trasa rowerowa!! Był też do wyboru nieco łatwiejszy zjazd, z górnej stacji wyciągu krzesełkowego Las Trais Fluors, z równie imponującej wysokości 2752 m n.p.m.

Mimo połowy lipca rozciągała się stąd przepiękna panorama na ośnieżone lodowce, a w żlebach północnych zboczy wciąż można było spotkać spore płaty śniegu. U góry iście księżycowy krajobraz, wielkie zwały kamieni i prawie brak śladów roślinności. Rozpoczynamy przeprawę od trawersu w poprzek zbocza. Momentami ścieżka ginie pomiędzy głazami, sporymi fragmentami trzeba pchać rower. Trawers choć męczący, na szczęście okazał się niezbyt długi.

Od tego miejsca dało się już zjechać do podnóża góry, mijając po drodze kolejne warstwy górskiej roślinności, a tym samym różnych nawierzchni. Od skalistych i często bardzo śliskich ścieżek w górnych partiach, szutrowo-ziemnych w środkowej, po singletracki ziemne, z dużą ilością korzeni, w dolnej, zalesionej części trasy. Choć ten zjazd wymagał zarówno lepszych umiejętności w opanowaniu roweru, jak i odwagi, trzeba przyznać, że satysfakcja z przejechania takiego wielokilometrowego zjazdu nie może się chyba równać z niczym innym. Rower po 200 latach od jego wynalezienia okazał się być najsprawniejszym sprzętem do zwiedzania tak wielkich gór jak Alpy.

Najpiękniejszym widokowo zjazdem, jaki zaliczyliśmy podczas całego pobytu w Gryzonii, była wycieczka z górnej stacji gondoli Rothorn w Lenzerheide, usytuowanej na niebagatelnej wysokości 2 865 m. n.p.m., i zjazd do Arosy. Trawers doliny bijącej najczystszą, wiosenną zielenią (w połowie lipca!) i zapierające dech w piersi widoki okolicznych szczytów, to coś, co długo zapamiętam. Zjazd trudny, prowadzący kamienistym singletrackiem, do tego niezły test lęku wysokości, bo ścieżka długim odcinkiem szła w poprzek naprawdę stromego zbocza. Całość jednak godna polecenia każdemu, kto lubi wyzwania i potrafi docenić piękno górskiej przyrody.

MTB - szwajcarski sport narodowy

Dwudniowy pobyt w Lenzerheide był nie tylko okazją do poznania świetnych terenów rowerowych, jakie oferuje tamtejsza okolica, ale również, a może przede wszystkim, okazją do wzięcia udziału w prawdziwym rowerowym święcie, jakim jest odbywający się tu już po raz trzeci Puchar Świata MTB. Największe gwiazdy dwóch wiodących dyscyplin, czyli Downhlillu i Cross Country, przyjechały do rozkochanej w kolarstwie górskim Szwajcarii. Efektem tego spotkania były dwa dni rowerowego święta.

Szalone przejazdy zjazdowców wywołują podziw i adrenalinę. Jeszcze długo po zakończeniu zawodów trudno było uwierzyć w to, co się widziało. Zawrotne prędkości na krętej, stromej trasie najeżonej korzeniami, głazami, błotem i zapierające dech w piersi olbrzymie skoki, w połączeniu ze świetną oprawą zawodów spowodowały, że downhill w wykonaniu najlepszych na świecie z miejsca stał się jedną z moich ulubionych konkurencji.


Nie mniejsze wrażenie robiły niedzielne wyścigi Cross Country. Kolarscy herosi, jadący na bezdechu przez półtorej godziny, potrafiący zarówno nieprawdopodobnie sprawnie podjeżdżać po pionowych podjazdach, jak i w tempie zjazdowców pokonywać odcinki w dół. Do tego zakochana w swoich mistrzach - Jolandzie Neff i Nino Shurterze - szwajcarska publiczność, dopingująca kolarzy od startu do mety. Jeśli lubicie kolarstwo w sportowym wydaniu, powinniście zaplanować przyjazd do Lenzerheide w przyszłym roku, gdyż na tych samych trasach, z tą samą gorącą publicznością odbędą się tam Mistrzostwa Świata MTB, a więc zawody o jeszcze wyższej randze.

Gwarantowany jest więc klimat rodem z górskich etapów Tour de France, gdzie dziesiątki tysięcy kibiców dopingują najlepszych kolarzy. A dodatkowo w MTB też mamy komu kibicować. We wspomnianych zawodach Maja Włoszczowska zajęła 6 miejsce w wyścigu XC kobiet, a Sławek Łukasik 16 miejsce w zjeździe. Tak więc za rok będzie się działo!


Organizacja, infrastruktura i rowerowa kultura

Szwajcarzy podchodzą do rozwoju kolarstwa górskiego niezwykle kompleksowo. Mając to, co najcenniejsze, czyli wspaniałe góry, oraz infrastrukturę wyciągową z sezonu zimowego, w ostatnich latach postawili na rozwój bazy potrzebnej do uprawiania kolarstwa. Przede wszystkim budują w szybkim tempie opisywane powyżej typy tras. Każdego roku powstają lub są planowane budowy kolejnych flowtraili, kolejne ścieżki są udostępniane i znakowane dla enduro. Oznakowanie tras rowerowych (również tych pieszo-rowerowych) jest wszędzie dobrze widoczne i intuicyjne, a trasy typu flowtrail zazwyczaj mają jeszcze dodatkowe oznaczenia i nazwy.

Hotele przygotowują specjalne miejsca do trzymania rowerów, a nierzadko też miejsca do ich mycia. Transport rowerów zarówno siecią kolejową, jak i autobusową to standard. Oczywiście, we wszystkich opisywanych miejscowościach działają wypożyczalnie, zaopatrzone w różne rodzaje rowerów, od downhillowych poprzez enduro, aż na lekkich XC skończywszy. Nie ma też problemu z wypożyczeniem kasków, ochraniaczy etc. Wypożyczalnie mają też punkty serwisowe, a przy stacjach gondolek czy wyciągów krzesełkowych obowiązkowe są myjki dla jednośladów. Równie liczne są szkółki i rowerowi przewodnicy, którzy doradzą najlepsze trasy i udzielą porad z zakresu techniki jazdy. Można śmiało powiedzieć, że Gryzonia to kanton, w którym kolarze rządzą!

A to wszystko jest efektem nie tylko oddolnej inicjatywy zapaleńców czy inwestycji koncernów turystycznych i właścicieli wyciągów, ale wieloletniego programu rządowego, który miał za zadanie rozruszać zimowe kurorty również latem. Świetnym przykładem tego typu działania jest inicjatywa Herbert Bike. Pokazuje, jak mądrze pieniądze z programu rządowego mogą być wydawane na promocję kolarstwa górskiego i jak tym samym budżety są wykorzystywane do wsparcia oddolnych inicjatyw.

Herbert, prowadzony przez rowerowych zapaleńców, instruktorów i "lokalsów" znających każdą ścieżkę, ułatwia turystom na dwóch kółkach obcowanie z górami. Dla przykładu trafiają się tam tak korzystne oferty jak nocleg w hotelu ze śniadaniem oraz karnet na wyciągi w cenie od 69 franków! Dzięki tej inicjatywie można też uzyskać poradę w kwestii planowania trasy, skontaktować się ze szkołami techniki zjazdu, przewodnikami czy wypożyczalniami sprzętu.

Szwajcarzy dobrze wiedzą, że na pewien czas muszą nieco zejść ze swoich zwyczajowo wygórowanych cenników, by naprawdę rozkręcić rowerowy potencjał. Należy też pamiętać, że dla większości turystów góry nie są destynacją wakacyjną pierwszego wyboru, stąd ceny są nieco niższe niż w topowych miesiącach zimowych.

Jeśli nie lubicie spędzać wakacji w leniwych hotelach all inclusive, albo męczy was leżenie plackiem na plaży w potwornym upale, to Gryzonia ma do zaoferowania jedne z najpiękniejszych górskich widoków i ponad 600 lazurowych górskich jezior, w których woda nie usztywnia wszystkich kostek, a bywa że ma temperaturę powyżej 20 stopni. Natomiast cyklistom górskim ta kraina daje niesamowite możliwości wyszalenia się na każdym rodzaju tras. Taki tydzień w górach z rowerem to prawdziwa mieszanka najlepszego górskiego powietrza, adrenaliny, luzu, poczucia wolności i turystyki bez tłumu. Co ważne i empirycznie sprawdzone, kolarstwo górskie w tym wydaniu i przy wykorzystaniu obecnej tu infrastruktury wyciągowej i trasowej, nie musi być ekstremalnym ryzykiem, ani ekstremalnym wysiłkiem. Może być po prostu przyjemnością. Może mieć flow.

Tekst i zdjęcia Filip Lenart

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy