Jestem grubasem, to mój styl

- Otyłość dla wielu Amerykanów jest po prostu stylem życia i nie powinniśmy na siłę starać się ich zmieniać.

Tak twierdzi Eric Finkelstein, ekonomista zdrowia i autor książki "The Fattening America", w której opisuje, dlaczego otyłość nie jest taka groźna.

Postęp dźwignią tycia

- Otyłość to naturalne następstwo rozwoju ekonomicznego. Gdy państwo staje się krajem dobrobytu, ludzie nie mają problemu z zarobieniem pieniędzy i dostają dostęp do taniego, łatwo dostępnego jedzenia. Zaczynają więcej jeść i mniej się ruszać - mówi Finkelstein.

Według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia liczba ludzi otyłych w Stanach Zjednoczonych między 1960 a 2004 rokiem wzrosła ponad dwukrotnie z 13 do 33 proc. populacji. W skali świata tylko Arabia Saudyjska ma większy proc. ludzi otyłych (35 proc.).

Reklama

Z napływem fali otyłości pojawiają się problemy zdrowotne i obciążenia systemu zdrowotnego. - Ale niekorzystne skutki uboczne otyłości nie są tak niekorzystne, jak by to wyglądało na pierwszy rzut oka. Doinwestowany system opieki zdrowotnej po prostu radzi sobie z chorobami wywołanymi przez otyłość - tłumaczy. - Wobec tego, czy rząd i media nie wyolbrzymiają problemu? - pyta w książce.

Otyłość to wolność wyboru

W przeprowadzonym przez siebie badaniu Finkelstein zapytał ludzi z różnych kategorii wagowych o to, jak przewidują długość swojego życia. Średnio ludzie szczupli twierdzą, że dożyją 78 lat, otyli - 74, a ci najgrubsi - 75,5 roku.

Faktycznie, ludzie otyli żyją troszkę krócej. Z tego, że mają tego świadomość, Finkelstein wysuwa wniosek, że otyłość jest kwestią ich świadomego wyboru. - Ludzie mają prawo decydować o swoim życiu, a niektórzy mogą wybrać styl niekoniecznie odpowiadający ludziom ustalającym budżet służby zdrowia - stwierdza.

Nawet, jeśli państwo i prywatne firmy bedą wydawać duże pieniądze na kampanie przeciw otyłości, to wielu Amerykanów dalej wybierze obfitą dietę i siedzący tryb życia, ponieważ walka z nadwagą prowadzi do wyrzęknięcia się stylu, który najzwyczajniej lubią. Dlatego walka z otyłością na siłę może być nie dość, że kosztowna, to jeszcze bezproduktywna, ostrzega Finkelstein w swojej książce.

100 proc. przyciśnie guzik

Otyłość na pewno nie jest świadomym wyborem dla Alley English, 28-letniej mieszkanki Missouri, która walczy z wrodzoną skłonnością do tycia od dzieciństwa. Przy niskim wzroście waży 178 kilogramów. Zdecydowała się na operacyjne zmniejszenie żołądka. - Nie interesuje mnie sylwetka gwiazdy filmowej, którą według mediów powinnam mieć. Chcę być po prostu zdrowa i aktywnie uczestniczyć w dorastaniu córki - tłumaczy swoją motywację.

Z Finkelsteinem nie zgadza się Linda Gotthelf, doktor z Health Management Resources, dużej firmy zajmującej się problemami z nadwagą i odchudzaniem. - Istnieją badania, które stwierdzają, że ludzie woleliby stracić rękę lub oślepnąć, niż przytyć - mówi. - Jakby spytać ludzi otyłych, czy gdyby mogli wcisnąć przycisk, który sprawi, że schudną, to zrobiliby to, 100 proc. odpowiedziałoby "tak!" - mówi.

Karin Zeitvogel, tłum. ML

INTERIA.PL/AFP
Dowiedz się więcej na temat: zdrowie | otyłość | Stylu | styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy