Mógł być nadzieją kadry, teraz zagra w Bundeslidze
Patrząc na reprezentację Polski w kontekście występu na EURO 2012 oczywistą sprawą jest to, że aby drużyna Franciszka Smudy nie kończyła turnieju z zerowym dorobkiem punktowym, to zespół musi mieć wartościowego zawodnika praktycznie na każdej pozycji. A nie od dziś wiadomo, że największe problemy mamy na lewej obronie.
Patrząc na reprezentację Polski w kontekście występu na EURO 2012 oczywistą sprawą jest to, że aby drużyna Franciszka Smudy nie kończyła turnieju z zerowym dorobkiem punktowym, to zespół musi mieć wartościowego zawodnika praktycznie na każdej pozycji. A nie od dziś wiadomo, że największe problemy mamy na lewej obronie.
Rzecz jednak w tym, że być może wcale nie musielibyśmy tych problemów mieć. Popularny "Franz" tuż po objęciu posady selekcjonera drużyny narodowej chwalił się koncepcją zbudowania zespołu bazującego przede wszystkim na nowych zawodnikach. Jednak w wyniku niemożności znalezienia odpowiednich kopaczy Smuda szybko zrezygnował z tej ambitnej wizji na rzecz naturalizowania kilku graczy z zagranicy.
"Nabytkami" spoza ojczyzny próbowano obsadzić także wspomnianą lewą stronę obrony, gdzie wydawało się, że na stałe zagości Sebastian Boenisch. Ten jednak od czasu debiutu w kadrze stale walczy z rozmaitymi kontuzjami, które zmuszają trenera do ciągłego rozglądania się za jakimiś alternatywami.
Ta jak się okazuje była jeszcze całkiem możliwa do początku 2011 roku. Wtedy to bowiem grający właśnie na lewym bloku defensywy Matthias Ostrzolek był niezdecydowany co do tego, które barwy chciałby rzeczywiście reprezentować. Obrońca przyszedł na świat w niemieckim Bochum, gdzie za sprawą miejscowych WSV i Vfl nauczył się też piłkarskiego rzemiosła. Pomimo gry zaledwie na szczeblu regionalnym trener Michał Globisz zaprosił posiadającego także polskie obywatelstwo (dzięki matce) piłkarza na zgrupowanie kadry Polski do lat 17, gdzie miał okazję pokazać się trenerowi w dwóch spotkaniach. Szkoleniowiec nie był jednak zbytnio przekonany do umiejętności Ostrzolka i defensor nigdy nie doczekał się ponownej szansy gry w międzynarodowych rozgrywkach.
Sytuacja zmieniła się dopiero w kwietniu ubiegłego roku, gdzie po solidnym ogrywaniu się na zapleczu Bundesligi Matthias wpadł w oko pracownikom niemieckiej federacji, od której dostał powołanie do kadry do lat 21. Od tamtej pory Ostrzolek zagrał w barwach naszych sąsiadów 5 razy i zdążył sobie wyrobić jakąś markę w będącym w 2 Bundeslidze Vfl Bochum. Efekty jego gry możemy oglądać już dzisiaj, kiedy to. Co prawda nowy klub piłkarza z polskim paszportem zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli rozgrywek i ma raczej niskie szanse na utrzymanie się w najwyższej klasie w Niemczech, ale Ostrzolek może wykorzystać resztę sezonu do zaprezentowania się najlepszym drużynom w kraju, które być może latem staną się jego nowym pracodawcą.
Szkoda tylko, że... to nas nie powinno obchodzić. Nie dalej bowiem jak w wakacje Matthias udzielił wywiadu polskim mediom, którym dość stanowczo wyjaśnił, iż nie jest zainteresowany grą z orzełkiem na piers... ekhm.. środku klatki piersiowej.
" - Chciałbym wyjaśnić, że nigdy nie czułem się Polakiem, a mój epizod z młodzieżową kadrą U-17 tego kraju był zainspirowany pochodzeniem mojej mamy. Urodziłem się i wychowałem w Niemczech, a to jest dla mnie najważniejsze - nie chcę oszukiwać sam siebie. Nawet w przypadku gdybym otrzymał konkretną propozycję i zaproszenie z Polski, to będę musiał stanowczo odmówić. Aktualnie koncentruję się na grze dla VFL Bochum, w którym jestem zakochany od dzieciństwa. Spełnieniem moich marzeń byłaby gra w pierwszej reprezentacji Niemiec, dlatego na treningach pracuję z podwójną motywacją, by wkrótce przekonać do siebie selekcjonera."
Czemu zatem Niemcy po raz kolejny nas wyprzedzili, podczas gdy zawodnik zdążył nawet zagrać w naszych barwach? Tu trzeba by spojrzeć na polskich szkoleniowców, którzy albo są na tyle ślepi, że nie potrafią dostrzec ukrytego talentu u piłkarza, albo po prostu są tak genialnymi fachowcami, że oni już wiedzą, iż szum wokół gracza jest zbędny, a słuch o nim zaginie już za najpóźniej rok. Która z tych wersji jest bliższa prawdzie? To zweryfikuje dopiero czas. Tak czy inaczej, nas nie powinno to już obchodzić, albowiem w razie błysku tej "gwiazdki", my nie poczujemy już żadnych promieni światła.
Źródło: własne