Bitwa na Łuku Kurskim – rozstrzygnięcie na wschodnim froncie
Spośród kilku batalii, o których mówi się, iż przesądziły o losach II wojny światowej, jedną z najbardziej zasługujących na to miano jest bitwa na Łuku Kurskim. Największe starcie pancerne w historii świata rozpoczęło się 73 lat temu, 5 lipca 1943 roku.
Pod Stalingradem Wehrmacht utracił dwie rzeczy. Po pierwsze, 6 Armię Paulusa wraz z pozostałymi oddziałami, czyli w sumie ponad 800 000 zabitych i rannych oraz wielkie ilości sprzętu. Jeśli podsumować straty poniesione przez Wehrmacht podczas całej operacji "Uran", czyli szeroko zakrojonego manewru oskrzydlającego, którego elementem była bitwa stalingradzka, wtedy okaże się, iż siły Osi uszczuplone zostały o półtora miliona żołnierzy. Po drugie jednak, utracono też inicjatywę.
Dla słabnącej armii niemieckiej była ona wraz z zaskoczeniem i manewrowością kluczowa - bez tych czynników rezultat zmagań na froncie wschodnim był przesądzony. Świetna kontrofensywa von Mansteina, w wyniku której 14 marca zajęto Charków, ustabilizowała wprawdzie sytuację, nikt jednak nie miał złudzeń co do dalszego przebiegu działań wojennych. Ulewne deszcze, które zamieniły linię frontu w bagno, wstrzymały wprawdzie na pewien czas operacje wojskowe po obu stronach, jednak zarówno Stawka, jak i OKW intensywnie próbowały znaleźć wyjście z sytuacji.
Szach i wyjście z szacha
Koncentrowanie oddziałów na użytek zbliżającej się operacji, której nadano kryptonim "Cytadela", rozpoczęto bezzwłocznie, już w kwietniu 1943 roku. Hitler przywiązywał do niej wielką wagę i to z kilku powodów. Po pierwsze, dzięki gdyby plan się powiódł, bardzo skrócono by linię frontu, z obsadzeniem której mocno wykrwawione jednostki niemieckie miały poważne problemy.
Po drugie, dawało to szansę na odzodzyskanie inicjatywy, bowiem zgodnie z założeniami "Cytadela" miała być początkiem kolejnego uderzenia, którego celem byłoby przełamanie frontu i powtórzenie sukcesów Wehrmachtu z poprzednich lat - trzeba pamiętać, że do tego momentu armia niemiecka jeszcze ani razu nie przegrała letniej ofensywy.
Trzecim powodem była okazja do zamknięcia w okrążeniu szpicy wojsk sowieckich, które ścigały cofających się Niemców od momentu zamknięciu w Kałczu kotła Stalingradzkiego. Rozbicie 1 Gwardyjskiej Armii Pancernej i pozostałych jednostek byłoby sukcesem, który mógł zmienić układ sił na południu Związku Sowieckiego. W końcu był też powód czwarty, wcale nie najmniej ważny: polityka. Na Rzeszę spadały coraz mocniejsze ciosy na wszystkich frontach. Pod Stalingradem utracono 6 Armię, pod El Alamejn Montgomery pokonał "Lisa Pustyni", "Bombowiec" Harris oraz "Hap" Arnold zamieniali niemieckie miasta w morze ruin, 16 stycznia po raz pierwszy zbombardowano Berlin... Hitler potrzebował czegoś, co pokaże jego coraz bardziej wątpiącym sojusznikom, że Rzesza dalej jest siłą, przy której warto trwać.
Wznoszenie "Cytadeli"
Do ataku miały ruszyć potężne siły. Z okolic Orła uderzała 9 Armia generała Waltera Modela, mająca zepchnąć siły Frontu Centralnego dowodzonego przez generała Konstantego Rokossowskiego. Wsparcie lotnicze zapewniała 6 Flota Powietrzna generała Roberta von Greima.
Od południa natomiast uderzała ześrodkowana w okolicach Charkowa 4 Armia Pancerna generała Hermanna Hotha, wspierana przez 4 Flotę Powietrzną generała Otto Desslocha. To skrzydło miało uderzać na oddziały Frontu Woroneskiego generała Nikołaja Watutina. Obydwie osie natarcia miały zetknąć się pod Kurskiem, zamykając kocioł i niszcząc w efekcie obydwa fronty.
Trzecią formacją niemiecką, biorącą udział w Operacji Zitadelle, była Grupa Operacyjna "Kempf" dowodzona przez generała Wernera Kempfa, która również atakowała z Charkowa, kierując się jednak na wschód i spychając Front Południowo-Zachodni generał Rodiona Malinowskiego. Miała ona także zabezpieczyć prawą flankę 4 Armii.
Sprzeczki
To, że Hitler spierał się ze swoimi oficerami, było swoistą tradycją. Tym razem jednak odwróciły się role: to marszałek Manstein domagał się zdecydowanych działań i jak najszybszego rozpoczęcia ofensywy, Hitler zaś zwlekał i przekładał datę wydania rozkazu do ataku.
Niosło to ze sobą trojakie skutki: po pierwsze, Stawka zaczęła coraz mocniej wątpić w prawdziwość danych, których dostarczała jej siatka wywiadowcza na czele z Johnem Cairncrossem. Stalin w efekcie sam zaczął domagać się rozpoczęcia działań zaczepnych i jedynie z najwyższym trudem udało się go od tego odwieść. Po drugie, siły sowieckie zyskały więcej czasu na przygotowanie umocnień: zasieków, potrójnej linii okopów, stanowisk artyleryjskich, transzei, stanowisk kierowania ogniem i tak dalej. W krótkim czasie pod Kurskiem powstała potężna linia obronna, której głębokość sięgała miejscami aż 300 kilometrów. Po trzecie zaś, udało się wzmocnić niemieckie jednostki zarówno ludźmi, jak i sprzętem, w tym nowymi czołgami PzKpfW V Pantera i PzKpfW VI Tygrys.
Niespodzianka Koniewa
Hitler popełnił także i drugi ze swoich tradycyjnych błędów: zignorował ostrzeżenia swojego zwiadu przed nadciągającymi nad front posiłkami sowieckimi. A były to posiłki nie byle jakie, bowiem między Woroneżem a Kurskiem formowano właśnie dowodzony przez Iwana Koniewa Front Stepowy.
W jego skład wchodziły: 27, 47 i 53 Armia, 5 Armia Gwardyjska, 5 Pancerna Armia Gwardyjska i 5 Armia Lotnicza. Siły te miały stanowić odwód, a w drugiej fazie bitwy miały przejść ewentualnie do ofensywy: przerwać linie niemieckie i uderzyć na zachód. Front Stepowy znajdował się w doskonałej lokalizacji, umożliwiającej swobodne przyjście z pomocą zarówno Frontowi Centralnemu, jak i Woroneskiemu, a co ważniejsze, uniemożliwiał skuteczne wbicie klina przez niemieckie oddziały pancerne, czyniąc zamknięcie wyżej wymienionych frontów w kotle niepodobnym.
Zamykanie kotła
Ofensywę zazwyczaj poprzedza przygotowanie artyleryjskie, czyli zmasowane bombardowanie linii przeciwnika. Tak było i w ciepły, wilgotny poranek 5 lipca... Z tym jednak, że to nie Rosjanie byli bombardowani. Dzięki swemu wywiadowi oraz branym do niewoli podczas szybkich wypadów Niemcom Armia Czerwona doskonale wiedziała, kiedy ruszy natarcie i w odpowiednim momencie otworzyła zmasowany ogień.
Był on tak silny, że uderzenie musiano przesunąć w czasie, zaś niemieckie dowództwo zaczęło się zastanawiać, czy przypadkiem Armia Czerwona sama nie zamierza właśnie zaatakować. W końcu jednak ofensywa ruszyła, a żołnierzom obu stron przypomniały się doświadczenia poprzednich kampanii.
Niemieccy żołnierze mieli zaskakująco wysokie morale. Jak się okazało, Zagłada 6 Armii i odwrót spod Kaukazu nie wpłynęły na samopoczucie w armii tak źle, jak się tego obawiano. Wierzono zresztą nie tylko w zwycięstwo i przewagę niemieckiego oręża, ale rozpowszechniano także wieści o wahaniach Stalina, który miał się zastanawiać nad propozycjami pokojowymi względem Rzeszy.
Początek operacji wskazywał na to, iż będzie to kolejna letnia ofensywa, której Armia Czerwona nie zdoła odeprzeć. Sowieckie siły powietrzne próbowały zniszczyć Luftwaffe na samym początku "Cytadeli", zbombardowały jednak puste lotniska, a nad głowami walczących żołnierzy rozpętały się jedne z najbardziej zaciętych walk powietrznych podczas II wojny światowej.
Dowodziły one zdecydowanej wyższości Niemców: Focke-Wulfy i Messerschmitty bez problemu radziły sobie z Jakowlewami i Ławoczkinami. Rosyjskim pilotom zdarzało się po prostu taranować wrogie maszyny w akcie desperacji. Podobne sukcesy odnosiło lotnictwo bombowe: szturmowce Ju-87 i Hs-129 znakomicie radziły sobie z wrogimi czołgami, torując drogę pancernym kolumnom, na których czele szły najnowsze czołgi Tygrys.
Ten as atutowy Wehrmachtu stanowił dla Rosjan bardzo niemiłe zaskoczenie. Sowieckie działa przeciwpancerne nie mogły sobie poradzić z kutymi płytami stalowymi niemieckich pancerzy, od których pociski niejednokrotnie po prostu się odbijały. Dochodziło do przypadków załamania nerwowego wśród artylerzystów, którzy nie mogli wytrzymać stresu bitewnego i nieskuteczności własnych dział.
Miłe złego początki
Ten różowy dla niemieckich oficerów obraz nie był jednak pełny. Po pierwsze, Pantery i Tygrysy borykały się z dziesiątkami usterek fabrycznych, których nie zdążono naprawić. Po drugie, większość z biorących udział w operacji 2700 maszyn stanowiły czołgi starszych typów, stanowiące łatwiejszy orzech do zgryzienia dla sowieckich ZiSów-3.
Bardzo niemiłym zaskoczeniem okazał się dla Niemców także brak "strachu przed czołami", dotychczas skutecznie paraliżującego wrogą piechotę stającą oko w oko z pancernymi kolosami. Tym razem sowieccy żołnierze wykazywali się samobójczą odwagą, rzucając pod gąsienice miny przeciwpancerne, ciskając we wroga wiązki granatów i dynamitu. Ich artyleria przeciwpancerna, choć nieskuteczna, była niezwykle liczna, dobrze rozstawiona i zamaskowana, mimo wszystko więc dawała się nacierającym mocno we znaki.
Dwie niemieckie armie starły się z trzema radzieckimi frontami. Oznaczało to, iż przeciwnik miał nad atakującymi trzykrotną przewagę w ludziach i sprzęcie i w końcu dało to o sobie znać. Jako pierwsze utknęło natarcie 9 Armii idące z północy. Czołgi Modela wytraciły impet w ciągu trzech dni i w nocy z 8 na 9 lipca zatrzymały się między sowieckimi liniami obronnymi. Lepiej radziły sobie atakujące z południa siły Hotha i tu jednak odczuwalna była przewaga liczebna Armii Czerwonej.
Wojska niemieckiego generała pomału przesuwały się do przodu, tocząc ciężkie boje o każdy metr terenu. W strasznym upale i kurzu, w rozgrzanych i dusznych wnętrzach czołgów, wyczerpani niemieccy żołnierze funkcjonowali już tylko dzięki metaamfetaminie, którą pod nazwą Pervitinu używano jako środka pobudzającego. Choć rozbijali kolejne jednostki, Rosjanie zaraz zastępowali je nowymi. 1 Armia Pancerna poniosła straszliwe straty, 6 Armia Gwardyjska została praktycznie rozbita. Watutin domagał się posiłków, a w razie ich nieotrzymania mógł nie utrzymać swoich linii, które kilkakrotnie już zostały prawie przerwane. Stawka w końcu zdecydowała się udzielić mu pomocy: Font Stepowy Koniewa otrzymał rozkaz szykowania się do wymarszu, natomiast 5 Gwardyjskiej Armii Pancernej generała Pawła Rotmistrowa rozkazano jak najszybciej wesprzeć Front Woroneski.
Nec Hercules, contra plures
To właśnie 5 Gwardyjska Armia Pancerna miała okazać się siłą, która przesądziła ostatecznie o wyniku bitwy. Na wyczerpane długotrwałymi walkami siły niemieckie spadło potężne uderzenie. Rotmistrow wiedział, że jego T-34 ustępują Tygrysom, wybrał więc taktykę pozbawioną jakiejkolwiek finezji: zalał przeciwnika masą wojska. Jego czołgiści otrzymali rozkaz jak najszybszego zmniejszenia dystansu, co w pewnym stopniu niwelowało przewagę, jaką dawała Tygrysom "złowieszcza osiemdziesiątka ósemka".
W efekcie w jednostki niemieckie z pełną szybkością wbiły się kliny T-34, które nawiązywały walkę manewrową na minimalnych dystansach, niejednokrotnie nawet taranując przeciwnika. Przewaga liczebna okazała się być przytłaczająca, 12 lipca szpic armii Hotha został zatrzymany, co oznaczało, że obie flanki operacji "Cytadela" utknęły. Stawka tylko na to czekała.
Koniew otrzymał rozkaz wykonania operacji "Kutuzow": potężnego kontrnatarcia, którego celem było odzyskanie Orła. Główny impet natarcia Frontów Centralnego i Briańskiego skierował się więc przeciwko 9 Armii Modela, która nie miała możliwości stawienia oporu. Cel uderzenia osiągnięto 22 lipca, zajmując Orzeł. 3 sierpnia Fronty Stepowy i Woroneski przeprowadziły operację "Wódz Rumiancew", która odrzuciła z kolei 4 Armię Pancerną Hotha, osłabioną dodatkowo wycofaniem II Korpusu Pancernego SS skierowanego do Włoch, gdzie w wyniku operacji "Husky" wylądowali Alianci. 28 sierpnia padł Charków. Pod względem terytorialnym sytuacja wróciła do punktu wyjścia.
Hors de combat
Niestety dla nazistowskich Niemiec, długość linii frontu była jedyną wartością, która wróciła do stanu sprzed rozpoczęcia operacji "Cytadela". Wehrmacht został właściwie rozbity. Liczebność niektórych dywizji biorących udział w ofensywie pod Kurskiem spadła do stanu słabego pułku. Wg. Antony’ego Beevora Niemcy stracili łącznie około 50 tysięcy żołnierzy. W porównaniu do Armii Czerwonej były to straty wręcz nikłe, jeśli zwrócimy uwagę na przykład na 440 000 poległych w trakcie operacji "Kutuzow". Choć straty niemieckie były nieporównanie mniejsze, to jednak Wehrmacht nawet na takie nie mógł sobie pozwolić. Armia Czerwona zaś mogła.
Po "Cytadeli" wiele rzeczy uległo zmianie. Sowieccy żołnierze nauczyli się walczyć z Wehrmachtem, cieszyli się wysokim morale i przestali wpadać w panikę. Zwłaszcza tego ostatniego nie można powiedzieć o wysokich oficjelach Rzeszy, który panikować właśnie zaczęli. Resztki wiary, jaką państwa satelickie III Rzeszy żywiły jeszcze wobec Berlina, teraz rozwiały się bezpowrotnie. Uświadomiono sobie, że dla Niemiec mogą być tylko dwa zakończenia tej wojny: zwycięstwo lub zagłada.
Uznaje się, że bitwa stalingradzka była punktem zwrotnym II wojny światowej. Bitwa na Łuku Kurskim przypieczętowała ten zwrot i skierowała dalszy bieg historii na tory, z których dla Rzeszy już nie było ucieczki.
Przemysław Mrówka
Artykuł opublikowany zgodnie z licencją CC BY-SA 3.0.Oryginalny tekst można znaleźć na stronie Histmag.org.