Budowniczowie: Portret zapomnianych bohaterów
W 1949 r. przyjechali z całej Polski w jedno miejsce, w jednym celu - wybudować Nową Hutę. W 70. rocznicę powstania "idealnego miasta socjalistycznego" powstaje film dokumentujący wspomnienia jego pierwszych mieszkańców.
Dzisiejsza dzielnica Krakowa była jednym z filarów planów sześcioletniego realizowanego po II wojnie światowej przez władze komunistyczne. Przestrzeń zbudowana od podstaw dla pracowników ogromnej Huty im. Lenina stara się dziś zerwać z łatką żywej pamiątki po czasach PRL-u, nie zapominając przy tym o swoich początkach i ludziach, którzy ją zbudowali.
To właśnie poświęcony będzie powstający dokument pod tytułem "Budowniczowie".
Michał Ostasz interia.pl: Budowniczowie, czyli kto?
Agnieszka Dargiewicz, fundacja Faktor Kultura: Takie samo pytanie zadawały osoby, z którymi się kontaktowaliśmy. Najczęściej słyszeliśmy od nich: ale ja nie budowałam/budowałem Nowej Huty! Odpowiadaliśmy, że właśnie o to nam chodzi, bo nie chcemy rozmawiać tylko z tymi, którzy kładli cegły pod bloki, ale również z osobami budującymi społeczność. Krawcowymi, kelnerkami, kierowcami, junakami, a nawet poetami. Zależy nam na szerszym spojrzeniu.
Jak doszło do tego, że ci staruszkowie staną się bohaterami realizowanego przez was filmu?
- Myśleliśmy o tym, jak możemy uczcić 70-lecie Nowej Huty. Wtedy pojawił się pomysł, aby utrwalić na fotografiach i w formie wywiadów seniorów pamiętających początki dzielnicy, tytułowych budowniczych.
- Tak doszło do zorganizowania wystawy "Budowniczowie", którą można było oglądać od października do stycznia w klubokawiarni Kombinator. Projekt w założeniu miał być stuprocentowo "tutejszy", więc za jego realizację odpowiadały dwie Nowohucianki - fotografka Magda Rymarz oraz dokumentalistka Renata Radłowska. Zależało nam na tym, aby naszych bohaterów można było nie tylko zobaczyć, ale też usłyszeć. To nadało wystawie dodatkowej głębi.
- Po tym jak opadły emocje, zdaliśmy sobie sprawę, że całe przedsięwzięcie - z pozoru proste - wiele nas kosztowało. Na wernisażu zobaczyliśmy uśmiechy na twarzach naszych bohaterów. Oni sami poczuli się bardzo docenieni. Już wiedzieliśmy, że nie chcemy, aby wszystko skończyło się z chwilą zamknięcia wystawy. Padł pomysł, aby napisać książkę, ale stwierdziliśmy, że film będzie o wiele bardziej nośnym medium do opowiedzenia ich historii.
Do ilu "budowniczych" udało wam się dotrzeć?
- Wystawa miała 13 bohaterów, w filmie chcemy skupić się na ośmiu z nich. Dotarcie do osób pamiętających początki Nowej Huty było ogromnym wyzwaniem. Kontaktów szukaliśmy po znajomych i innych aktywistach nowohuckich. Wielu seniorów bało się rozmawiać. Obawiali się tego, że będą opowiadać o rzeczach sprzed kilkudziesięciu lat i w jakim świetle zostaną przedstawione te historie, że będą fotografowani, że rozmawiać z nimi będzie ktoś obcy. Nawet bardzo bliska nam sąsiadka odmówiła mówiąc, że to, co przeżyła, to jej osobiste wspomnienia, którymi nie zamierza się dzielić. Oczywiście uszanowaliśmy to. Wszystko kosztowało nas sporo pracy i serca, aby dobrze wytłumaczyć naszym bohaterom, co robimy i dlaczego jest to tak ważne.
Co słyszeliście, kiedy ktoś już się przed wami otworzył?
- Przede wszystkim te osoby są bardzo dumne z tego, co zrobiły. Świetnym przykładem jest pan Kazimierz, który był górnikiem, a nie hutnikiem. Na swój wywiad stawił się w pełnym górniczym mundurze ze wszystkimi zdobytymi odznaczeniami. Dodam tylko, że przyszedł w nim również na wernisaż. Było to piękne i bardzo wzruszające.
Nie obawialiście się, że z usłyszanych historii wyjdzie laurka dla systemu komunistycznego?
- Podczas rozmów z Wojciechem Szałajem, który będzie reżyserem całości, postawiliśmy sobie za cel, aby "Budowniczowie" byli etycznym filmem. Nie chcemy wystawiać laurek, ale nie chcemy też krzywdzić tych ludzi. Chcemy być fair, bo nasi bohaterowie naprawdę na to zasługują.
- Nie ukrywamy, że wśród rozmówców znalazły się osoby, które wciąż wierzą, że poprzedni ustrój był tym jedynym słusznym albo po prostu wierzyły w ideę budowy nowoczesnego - jak na ówczesne standardy - miasta, gdzie wszyscy będą mieli pracę, prąd w gniazdku i wodę w kranie. Nie zamierzamy ich na siłę zmieniać lub przekonywać do swoich racji. Mają prawo do swojego zdania.
- Z drugiej strony mieliśmy też przypadek pana, który pokazał nam swój medal za zasługi zdobyty na kombinacie, ale wyraźnie zaznaczył, żeby go z nim nie fotografować. Bał się tego, jak takie komunistyczne odznaczenie zostanie dziś odebrane. Nam z kolei zależało na komforcie rozmówców. To oni stawiali granicę tego, co chcą powiedzieć. Niczego nie wyciągaliśmy z nich na siłę. Chcieliśmy wysłuchać, udokumentować i oczywiście docenić, bo ich spuścizna wciąż jest żywa.
Na jakim etapie produkcji jest wasz film?
Część potrzebnych środków już zgromadziliśmy. Wyznaczyliśmy również datę premiery - chcemy, aby "Budowniczowie" ukazali się pod koniec tego roku. Byłoby to fajne "zamknięcie" odchodów 70-lecia Nowej Huty. Marzy nam się uroczysta premiera w nowohuckim kinie "Sfinks", na którą moglibyśmy zaprosić budowniczych wraz z ich bliskimi.
- Przewidujemy, że film będzie trwał godzinę. Jak wspomniałam wcześniej, ma mieć on ośmiu bohaterów, ale absolutnie nie zamykamy się na kontakty, które sami mogliśmy przeoczyć. Bardzo chętnie spotkamy się z budowniczymi, do których nie udało nam się dotrzeć. Zachęcamy do kontaktu z nami! W samym scenariuszu nie postawiliśmy jeszcze ostatniej kropki.
W realizacji waszego filmu pomóc można również finansowo...
- Tak, uruchomiliśmy internetową zbiórkę, która trwa do 15 lipca. Naszym celem jest zebranie 10 tysięcy złotych, które pomogą nam ukończyć film. Dziękujemy każdemu, kto dołoży swoją "cegiełkę"!
- Planujemy publiczne, nieodpłatne pokazy "Budowniczych". Film będzie także dostępny w internecie. Robimy to dla ludzi, nie zamierzamy na tym nim zarobić. Chcemy, żeby zarejestrowane historie docierały do młodszych pokoleń i były ciekawą wizualnie pamiątką tamtych czasów. To naprawdę ostatni dzwonek, aby porozmawiać z ludźmi, którzy jeszcze pamiętają, jak budowało się Nową Hutę...