Burza w Tatrach. Największa tragedia na Giewoncie od 1937 roku
Zanosiło się na deszcz, nad głowami turystów zbierały się czarne chmury, ale tak tragicznej w skutkach burzy nikt się nie spodziewał. Cztery ofiary śmiertelne i ponad 150 poszkodowanych - to dotychczasowy bilans czwartkowej nawałnicy. Ostatni raz Giewont był niemym świadkiem tak wielkiego dramatu w sierpniu 1937 roku.
Giewont to znacznie więcej niż góra, to symbol Zakopanego i wizytówka Tatr.
Tłumy turystów na Giewoncie
Charakterystyczny skalny kolos, przywołujący na myśl swym kształtem śpiącego rycerza, z nieodłącznym od przeszło wieku wysokim na piętnaście metrów krzyżem niczym magnes przyciąga co roku rzesze turystów.
Szlak prowadzący na wznoszącą się na wysokość 1894 m. n.p.m. górę jest jednym z najczęściej uczęszczanych w całych Tatrach, obok tras do Morskiego Oka, na Kasprowy Wierch czy do Doliny Kościeliskiej i Chochołowskiej. Tak też było w feralne czwartkowe popołudnie. Na szlaku było gęsto, sporo osób znajdowało się również w pobliżu kopuły szczytowej, szczególnie narażonej na wyładowania atmosferyczne.
Przy takim natężeniu ruchu turystycznego widok kłębiących się chmur nie mógł wszystkich zniechęcić. Burza, zgodnie z powtarzanym od lat sloganem, że pogoda zmienia się w górach wyjątkowo szybko i gwałtownie, przyszła nagle, ale kto mógł przypuszczać, z jaką uderzy mocą i jak tragiczne zbierze plony swych działań?
Burmistrz Zakopanego ogłosił żałobę
Wstępny bilans nawałnicy po polskiej stronie Tatr mówi o czterech ofiarach śmiertelnych i przeszło 150 poszkodowanych. Burza uderzyła również na Słowacji, zabijając jedną osobę.
Część rannych jest w ciężkim stanie. Dzięki sprawnej akcji służb najszybciej jak to było możliwe trafili do szpitali w Zakopanem, Nowym Targu, Limanowej, Suchej Beskidzkiej i Krakowie.
Rażenia, tłumaczył naczelnik TOPR Jan Krzysztof, nastąpiły w okolicach kopuły szczytowej Giewontu, ale także na Czerwonych Wierchach. Ratownicy wciąż poszukują potencjalnych ofiar zdarzenia, a w Zakopanem do niedzieli trwa żałoba, ogłoszona przez burmistrza Leszka Dorulę.
Tak wymagającego i dramatycznego tygodnia ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego nie doświadczyli od wielu lat.
Pamiętajmy, że od kilku dni trwa również skomplikowana operacja poszukiwawcza w jaskini Wielkiej Śnieżnej. Wczoraj informowano o odnalezieniu ciała jednego z dwójki uwięzionych pod ziemią grotołazów, dzisiaj - założono, że drugi z nich również nie żyje.
Największa tragedia od 1937 roku
Po raz ostatni tak gwałtowna i tragiczna w skutkach burza przeszła nad Tatrami osiemdziesiąt dwa lata temu - 15 sierpnia 1937 roku. W niedzielne południe na Giewoncie znajdowało się kilkanaście osób. W pewnym momencie w żelazny krzyż znajdujący się na szczycie góry zaczęły celować pioruny.
“Uderzenie pioruna nastąpiło tuż po godzinie 12-ej. Burza nadeszła nadzwyczaj szybko i niespodziewanie od strony Czerwonych Wierchów, zaskakując turystów zebranych na szczycie Giewontu. Ciemna chmura przeszła nad Giewontem w stronę Kasprowego. Niebawem od strony Kasprowego przeszła fala powrotna burzy nad Giewont. Runęły gromy i piorun uderzył w krzyż, pod którym znajdowało się 12 osób" - relacjonował trzy dni później “Expres Zagłębia".
Trzy osoby zginęły na miejscu: Jan Mróz, Kazimierz Bania i Leopold Schlonvogt. Dziewięć osób zostało rannych, w tym jedna bardzo ciężko. Eugeniusz Schlonvogt, brat Leopolda, w wyniku poniesionych obrażeń zmarł kilkanaście dni później.
Zabitych i rannych, czytamy w kronice TOPR, znieśli z Giewontu członkowie Pogotowia w składzie: Andrzej Marusarz, Jakub Wawrytko, Wojciech Wawrytko, Władysław Gąsienica, Stanisław Majerczyk i Wawrzyniec Dzielawa. Pomocy udzielali również juhasi znajdujący się w Dolinie Kondratowej, a o opiekę medyczną nad poszkodowanymi zadbali dr Mieczysław Orwicz i Helena Kochanowska z Sanatorium Uniwersytetu Jagiellońskiego nad Bystrem.
Jak postępować w czasie burzy w Tatrach?
Czy czwartkowej tragedii i tej z sierpnia 1937 roku można było uniknąć? Po fakcie zawsze łatwo o sądy. Przed wybraniem się w góry - a także w jej trakcie - należy jednak bezwzględnie pamiętać o monitorowaniu prognozy pogody, a w razie zauważenia jakiegokolwiek niepokojącego sygnału - zawrócić lub ruszyć w stronę najbliższego schronienia.
Warto również wsłuchać się w głos ratowników. Takich jak ten: