Zamek, szpital, las. Najbardziej przerażające miejsca w Polsce
Urbex budzi postrach wielu osób i nic w tym dziwnego. W mrocznych pustostanach można natknąć się na dziwne znaleziska i innych ludzi - niekoniecznie miejskich eksploratorów. Są też jednak opuszczone miejsca, które same w sobie napawają lękiem. To choćby opuszczone szpitale psychiatryczne czy rzekomo nawiedzone zamki, którym towarzyszy aura niesamowitości. Jakie są najstraszniejsze miejsca w Polsce i gdzie warto udać się na jesienny urbex?

Chodzenie po opuszczonych miejscach potrafi zapewnić dreszczyk emocji, ale można to podkręcić, odwiedzając budynki i ruiny, które już same z siebie budzą niepokojące skojarzenia. Nie chodzi tyle o to, czy ktoś może nas złapać na chronionym terenie (tam oczywiście nie polecamy eksplorować), ale o to, czym te budynki są... albo raczej były, kto w nich mieszkał i jaką aurą nasączył ich ściany. Masz już dość przesłodzonych widoczków i na jesień chcesz się poczuć jak w horrorze albo powieści gotyckiej? Sprawdź te najstraszniejsze miejsca w Polsce.
Spis treści:
Szpital psychiatryczny w Owińskach
Zakład Psychiatryczny we wsi Owińska w woj. wielkopolskim położony jest zaledwie ok. 8 km na północ od granicy Poznania. Zbudowali go Niemcy w 1838 r. Pod nazwą "Provinzial-Irren-Heilanstalt zu Owinsk" funkcjonował do 1929 r., kiedy przejęli go Polacy. Był to jeden z najnowocześniejszych publicznych szpitali psychiatrycznych w tamtych czasach, a przed wojną planowano jego rozbudowę i wykorzystanie jako placówkę badawczą dla Polskiego Instytutu Badań Dziedziczności. Tragiczne wydarzenia z 1939 roku pokrzyżowały jednak te plany.
Kiedy do Polski wkroczyli Niemcy, już w listopadzie 1939 roku wymordowali wszystkich 1100 pacjentów zakładu. Niektórych zabili na miejscu, a resztę wywieźli do lasu pod Obornikami oraz Fortu VII w Poznaniu i tam dokonali zbrodni poprzez rozstrzelanie lub zagazowanie. Co ciekawe, to właśnie w KL Posen hitlerowscy zbrodniarze po raz pierwszy użyli gazu do uśmiercania cywilów - pacjenci psychiatryczni z Owińsk było jego pierwszymi ofiarami. Szpital stał się następnie obozem koncentracyjnym. Stacjonowało tam SS oraz oddział Arbeitslager Treskau aż do 1945 roku.
Po wojnie w ocalałych budynkach kompleksu urządzono młodzieżowy zakład wychowawczy (1952-1993). Obecnie jest w rękach prywatnego właściciela, który nie kwapi się do remontu i od ponad 30 lat budynki stoją puste... Ale czy na pewno? Niszczejące zabudowania stały się celem wycieczek fanów urbexu. Według relacji świadków w pobliżu szpitala można dostrzec przemykające cienie przypominające ludzkie postaci, a nocą podobno w niektórych oknach zapalają się światła, słychać kroki, szepty, pojękiwania czy nawet płacz dzieci. Wszystkie te legendy wraz z historią pełną bólu i cierpienia sprawiają, że szpital w Owińskach uważany jest przez niektórych za nawiedzony lub przeklęty.
Miejska legenda głosi, że w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym spotkać można duchy i nawet w jego okolicy dochodzi do zjawisk paranormalnych, takich jak niewytłumaczalne przerwy w dostawie prądu. Ile w tym prawdy? Może warto wybrać się do Owińsk i sprawdzić samemu.
Zamek Ogrodzieniec w Podzamczu
Zamek Ogrodzieniec na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej zasłynął m.in. z nawiedzających go duchów Czarnego Psa i Białej Damy. Budowle na szczycie Górze Zamkowej w XIV-XV w. wzniósł ród Włodków Sulimczyków. Jak przystało na zamek, ma on cechy fortyfikacyjne. Obiekt ten leży na Szlaku Orlich Gniazd i jest oficjalnie dostępny do zwiedzania.
Zamek powstał w miejscu wcześniejszych umocnień pamiętających jeszcze czasy Bolesława Krzywoustego. Włodkowie herbu Sulima władali nim przez prawie 100 lat, a przez kolejne wieki przechodził z rąk do rąk, aż w 1944 roku został znacjonalizowany. Prace konserwatorskie zakończyły się w 1973 roku.

Zamek Ogrodzieniec w Podzamczu (woj. śląskie) stał się słynny jako plener filmowy. Tu kręcono sceny Janosika (1973), Rycerza (1980), Zemsty (2001) i netflixowskiego Wiedźmina (2019), a nawet wstawki do albumu koncertowego Iron Maiden - Live After Death (1984). Budowla jest też interesująca pod kątem strasznego urbexu za sprawą legend o duchach.
Na zamku Ogrodzieniec straszyć ma nocą Czarny Pies, ciągnący za sobą łańcuch. To jakoby duch Stanisława Warszyckiego, okrutnego władcy zamku z XVII w. Tam też pojawiać się ma Biała Dama, duch Olimpii Bonarówny, córki burgrabiego Seweryna Bonera, która rzuciła się z wieży zamkowej, dowiedziawszy się, że jej ukochany także odebrał sobie życie po otrzymaniu fałszywego listu od jej ojca, który sprzeciwiał się ich związkowi. Dziś te scenki z duchami odgrywane są przez animatorów w ramach zorganizowanych przedstawień "Wieczory z Duchami". Warto jednak sprawdzić nocą, czy te legendy są prawdziwe.
Kombinat DAG Alfred Nobel Krzystkowice
Kombinat DAG Alfred Nobel Krzystkowice w Nowogrodzie Bobrzańskim (woj. lubuskie) rozpościera się na terenie 35 km2, jednak część tych terenów należy do jednostki wojskowej oraz zakładu karnego, przez co jest niedostępna dla zwiedzających. Fabrykę amunicji postawili tu Niemcy ok. 1939 roku, jednak z powodu braków w dokumentacji nie są znane wszystkie szczegóły. Wiadomo natomiast, że była to filia koncernu chemicznego IG Farben. Teren ten był ściśle strzeżony. Mieściły się tam bloki mieszkalne, komenda straży pożarnej, kasyna, a nawet sieć kolejowa z rampami przeładunkowymi. W fabryce pracowali głównie więźniowie obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którego filia także mieściła się na terenie kombinatu.
Gdy do Polski wkroczyła Armia Radziecka, Niemcy zdemontowali część urządzeń i ewakuowali ludzi. To, co zostało, rozkradli i wywieźli Rosjanie. Do dziś zachowało się wiele budynków kombinatu - głównie o charakterze industrialnym, ale też biurowym. Ruiny są już dość mocno podniszczone. To m.in. wielkie silosy i betonowe konstrukcje, w tym także schrony. Wiele miejsc zdążyło już zarosnąć drzewami, mchem i poszyciem leśnym.

Obiekt w lasach Nowogrodu Bobrzańskiego nie jest uważany za nawiedzony - nie krążą na jego temat legendy o zjawiskach paranormalnych - niemniej jednak może budzić grozę z powodu swojej rozległości, tragicznej historii i klimatu, który kojarzy się z serią gier S.T.A.L.K.E.R. czy też filmem Stalker z 1979 roku. Wiele widoków jest jak żywcem wyjętych z tych dzieł kultury uwielbianych przez fanów mrocznego urbexu.
Kombinat przypomina swego rodzaju strefę, w której porośnięte mchem, betonowe budowle industrialne z poprzedniej epoki otoczone są lasem, a w trakcie eksploracji nietrudno się zgubić - w końcu to ogromny teren. Towarzyszyć nam może przeczucie, że coś czai się za naszymi plecami albo w ciemnych zakamarkach kompleksu.
Park Leśny Witkowice w Krakowie
Są na świecie lasy, w których atmosfera grozy unosi się w powietrzu. Lasy w czarnobylskiej strefie wykluczenia (zonie), las samobójców Aokigahara w Japonii czy fikcyjny Black Hills Forest z serii horrorów The Blair Witch Project (1999-2016), w rzeczywistości Seneca Creek State Park w stanie Maryland) to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Okazuje się, że również Polacy mają swoją wersję legendy o wiedźmie z Blair. Do niewyjaśnionych, tragicznych wydarzeń miało dojść w Krakowie.
Według miejskiej legendy w 2001 roku dziewięcioro studentów udało się do Parku Leśnego Witkowice w Krakowie, aby tam świętować nowy rok akademicki. Nikt nie wrócił stamtąd żywy. Grupka miała być po raz ostatni widziana ok. godziny 20:30 przez lokalnego mieszkańca, który miał ostrzec grupę przed niebezpieczeństwem. Ci jednak zignorowali ostrzeżenie i imprezowali dalej. Ostatecznie słuch po nich zaginął. Poszukiwania nie przyniosły efektu i dopiero po kilku miesiącach znajomi studentów znaleźli w lesie zagubiony aparat fotograficzny. Po wywołaniu zdjęć twarze zaginionych były zniekształcone - jak w The Ring (2002). Za studentami miały też być widoczne tajemnicze postacie.
Choć prawdopodobnie to tylko zmyślona historia inspirowana popularnym horrorem (The Blair Witch Project miał marketing godny pozazdroszczenia; wiele osób było przekonanych, że to autentyczny zapis z odnalezionej taśmy, tzw. found footage), to rzeczywiście w lesie w Witkowicach może czaić się coś dziwnego. Legendy mówią o żyjących tam w dawnych czasach czarownicach i pogańskim kulcie, a także o duchach, dziwnych światłach i dźwiękach dobiegających z lasu.
W 2019 roku to "najstraszniejsze miejsce w Krakowie" badali z użyciem nowoczesnego sprzętu badacze zjawisk paranormalnych. Już po kilkudziesięciu minutach jeden z detektorów dał wyraźny sygnał. "Łowcy duchów" stwierdzili jednak, że mogło to być promieniowanie żyły wodnej albo linii wysokiego napięcia. Grupa wyraziła przy tym chęć powrotu na miejsce celem dłuższej eksploracji, a także zachęcała do podjęcia takiej próby nocą - to ponoć wtedy duchy zmarłych są najbardziej skore do kontaktu. Może warto to sprawdzić.
Stary Szpital w Starachowicach
Stary Szpital w Starachowicach (woj. świętokrzyskie) to budynek coraz bardziej popadający w ruinę, do którego można się jeszcze udać przed planowanym wyburzeniem. Jest bowiem plan zbudowania tam osiedla mieszkaniowego - najprędzej w 2026 roku. O obiekcie tym wiadomo, że powstał na początku XX wieku i działał aż do 2009 roku, kiedy to wszystkie oddziały zostały przeniesione do nowego szpitala. Szpital - początkowo jeszcze w Wierzbniku - był jednym z najlepiej wyposażonych w woj. kieleckim. Teraz jednak stoi opuszczony... choć może nie do końca.
Według relacji eksploratorów w starym szpitalu dzieją się dziwne rzeczy. Również ten obiekt odwiedzili badacze zjawisk paranormalnych z grupy "Mystery Hunters", którzy rozstawili swój sprzęt detektorystyczny, aby sprawdzić pogłoski. Jeden z ich detektorów wyposażony jest w diody, które mają jakoby reagować na odpowiedzi "tak" lub "nie" w oparciu o zmiany w polu elektromagnetycznym. Gdy łowcy duchów zapytali, czy ktoś tu teraz z nimi jest, zapaliła się dioda sygnalizująca odpowiedź twierdzącą, co miało świadczyć, że miejsce jest nawiedzone.
Rzekoma obecność duchów była też wzmiankowana w relacjach świadków, którzy mieli tam nocą słyszeć skrzypiące drzwi (co bardziej sceptyczni eksploratorzy tłumaczą efektem przeciągów), odgłosy kroków, krzyki i płacz dzieci. Podobno zaobserwować też można samoistnie przesuwające się przedmioty. Doświadczyli też tego łowcy duchów, których kamera spadła z parapetu na oddziale dziecięcym, gdy w ogóle nie było wietrznie.
Według aktualnych relacji fanów urbexu Stary Szpital w Starachowicach pozostaje łatwo dostępny i brak tam czujek, które mogłyby wezwać ochronę lub policję. Niektórzy donoszą o skrzypiących drzwiach i poczuciu bycia obserwowanym - mimo że nikogo nie ma w pobliżu. Jest szansa zetknąć się z innymi eksploratorami, którzy także pielgrzymują do tego opuszczonego obiektu, który wkrótce ma zniknąć z powierzchni ziemi.