Dom strachów i madame LaLaurie, najbrutalniejsza kobieta w historii
Poznajcie historię Madame Delphine LaLaurie - chyba najbrutalniejszej kobiety jaka stąpała po naszej planecie. Sprawa domu strachów przy 1140 Royal Street w XIX wieku wstrząsnęła Nowym Orleanem.
- Cofnijmy się w czasie do Nowego Orleanu z końca XVIII w. Około roku 1775 na świat przychodzi Delphine Macarty, która wkrótce stanie się gwiazdą wysokiego stanem towarzystwa w swoim rodzinnym mieście.
- Młoda dziewczyna, wywodząca się z rodu, do którego należy sam burmistrz Nowego Orleanu, daje się poznać jako osoba niestała w uczuciach. Delphine zawiera aż trzy małżeństwa i rodzi pięcioro dzieci. Nie wszystkie mają tego samego ojca...
- To jednak dopiero początek. Prawdziwa natura Madame LaLaurie, która nazwisko to przejęła po ostatnim mężu, fizyku Leonardzie LaLaurie, wychodzi na jaw dopiero podczas budowy posiadłości przy 1140 Royal Street w 1831 roku.
Trzypiętrowy budynek, stanowiący mieszkanie dla LaLaurie, jej męża i dwóch córek, przykuwa uwagę nie tylko dlatego, że za wszystko odpowiedzialna jest sama Delphine, ale także ze względu na imponującą liczbę czarnoskórych służących zajmujących się domem. Według źródeł, było ich około pięćdziesięciu!
Arystokratka znana jest z rządów twardej ręki. Pracując u niej, trzeba liczyć się z tym, że nie toleruje nieposłuszeństwa i niewywiązywania się z obowiązków.
W Nowym Orleanie głośno było wówczas o przypadku dziecka-niewolnika, które uciekało przed swoją panią aż na dach, z którego ostatecznie spadło i poniosło śmierć. Nie trudno się domyślić, że tą gospodynią, rzadko wypuszczającą z ręki bat, była właśnie Madame LaLaurie...
Sprawa ta okazała się jednak niczym w porównaniu z tym, co stało się po pożarze posiadłości państwa LaLaurie.
10 kwietnia 1834 roku zaprószony w kuchni ogień zaczyna trawić resztę pomieszczeń domu przy 1140 Royal Street. W gaszenie domu włączają się policjanci i strażacy, którzy natychmiast wyprowadzają na zewnątrz budynku siedemdziesięcioletnią kobietę. Okazuje się, że... przypięto ją łańcuchem do pieca, przy którym pracowała. Kucharka, najprawdopodobniej winna całemu zdarzeniu, próbuje później popełnić samobójstwo, tłumacząc, że "nie chce trafić na strych, z którego już się nie wraca"..., co jest najwyższym wymiarem kary w domu LaLaurie.
Na ratunek pozostałej "służbie" uwięzionej w domu Delphine ruszają sąsiedzi. Właścicielka - ku ich zdziwieniu - nie chce przekazać im kluczy do wszystkich pokoi. Pomocni mieszkańcy tłuką okna i wybijają z zawiasów drzwi, aby dostać się do niedostępnych pomieszczeń. Ich oczom ukazuje się widok, którego nie zapomną do końca życia: siedmiu wychudzonych niewolników, z pętami na szyjach i rozciągniętymi do granic możliwości kończynami, siłą upchano w malutkim pokoju. Swoim wybawcom powiedzieli, że LaLauire przetrzymuje ich tak od miesięcy.
Według relacji naocznego świadka, Judge'a Canonge'a, wśród uwolnionych znajduje się dziewczyna z żelazną obrożą na szyi i starsza kobieta z głęboką raną w głowie, która nie była w stanie samodzielnie chodzić. Inni sąsiedzi twierdzą, że część niewolników na tym przerażającym strychu trzymano w klatkach. Pojawiają się też głosy o obrożach z kolcami mającymi na celu powstrzymanie uwięzionych przed wykonywaniem nawet najmniejszych ruchów i śladach pozostawionych przez bat na ich ciałach.
Sprawa domu strachów przy 1140 Royal Street wstrząsa Nowym Orleanem
Część mieszkańców dopuszcza się nawet... zdewastowania budynku. Po przejściu rozwścieczonego tłumu władze nie mają czego dokumentować, stwierdzając w raporcie, że "na ścianach nie pozostało absolutnie nic".
W mieście zaczynają krążyć plotki, że za trzymanie w nieludzkich warunkach czarnoskórych niewolników odpowiedzialna była nie tylko Madame Delphine, ale i jej mąż, Leonard. Ten miał dopuszczać się przeprowadzania na zatrzymanych nieludzkich eksperymentów.
Nie do końca wiadomo, co stało się z właścicielami tej strasznej rezydencji, poza tym, że uciekli z miasta. Ślad po uwielbiającej tortury LaLauire urywa się w Alabamie. Według domysłów, ostatecznie osiadła w Paryżu.
Na jednym z cmentarzy w stolicy Francji znajduje się nagrobek datujący jej śmierć na rok 1842. Według archiwów miejskich, Delphine odeszła z tego świata siedem lat później, w 1849 roku.
Mroczna historia przedstawicielki rodziny LaLaurie już w kilka lat po przerażających wydarzeniach z 1834 roku zaczyna żyć własnym życiem. Kronikarze i pisarze dodają do niej swoje elementy, przez co dzisiaj trudno jest odróżnić fakty od brutalnej fikcji. Nie wiadomo także, ile ofiar pochłonęły bestialskie praktyki Delphine. Nie można mieć jednak wątpliwości, że sama Delphine była diabłem w ludzkiej skórze.
Posiadłość przez długi czas pozostawała ruiną. Dopiero pod koniec lat 80. XIX wieku została wyremontowana i zaczęła służyć jako liceum ogólnokształcące.
Zła sława budynku daje jednak szybko o sobie znać. Szkoła zostaje zamknięta, a w jej miejscu powstają kolejne biznesy - bar, sklep z meblami i wreszcie - apartamentowiec. W 2007 roku dom przy 1140 Royal Street za kwotę prawie 3,5 miliona dolarów kupuje... aktor Nicolas Cage. Niecałe dwa lata później wystawia go jednak na licytację.
Obecnie to "przeklęte" miejsce jest własnością jednego z amerykańskich banków. Pytanie brzmi: na jak długo?