Olimpijski cud na lodzie
Dokładnie 30 lat temu, 22 lutego 1980 r., na olimpijskim lodowisku w Lake Placid młodziutcy amerykańscy hokeiści wygrali 4-3 z "niepokonanym i najlepszym na świecie" zespołem ZSRR. Niespodziewane zwycięstwo dało Amerykanom dokładnie to, czego wówczas najbardziej im brakowało...
Jedną z największych niespodzianek w historii sportu, a już na pewno w trakcie zimowych igrzysk olimpijskich, sprawili amerykańscy hokeiści na igrzyskach XIII Zimowej Olimpiady w Lake Placid, w stanie Nowy Jork, w 1980 r. Drużyna USA, składająca się w większości z zawodników występujących w ligach uczelnianych (średnia wieku hokeistów wynosiła 22 lata), grała zadziwiająco dobrze w rozgrywkach grupowych. Wyszła z nich na drugim miejscu, zaraz za Szwedami, z bilansem: 4 zwycięstwa i jeden remis. Na czele drugiej grupy uplasowała się - co absolutnie nikogo nie zdziwiło - reprezentacja ZSRR. Złoci medaliści z czterech poprzednich igrzysk rozgromili inne drużyny (m.in. Polskę) i z czystym kontem weszli do rundy medalowej.
ZSRR - lodową potęga
Radzieccy hokeiści byli uważani za najlepszych na świecie. Do roku 1980 zdobyli aż 13 tytułów mistrzów świata, a na olimpiadach wywalczyli 6 medali - pięć złotych i jeden brązowy. Słusznie byli wymieniani jako najwięksi pretendenci do kolejnego, najcenniejszego, olimpijskiego krążka. Swoją wysoką formę zaprezentowali już trzy dni przed rozpoczęciem igrzysk w Lake Placid, kiedy pogrążyli w towarzyskim meczu Amerykanów 3-10. Radziecki pokaz siły urządzony w nowojorskiej Madison Square Garden miał uzmysłowić pozostałym drużynom grającym w turnieju, który kraj jest hokejową potęgą...
Nieprawdopodobny mecz
W piątkowe popołudnie 22 lutego 1980 r. na lodowej tafli spotkali się amerykańscy "amatorzy" i radziecki "dream team". Grze, której rezultat decydował o kolorze olimpijskiego krążka, przyglądało się 10 tys. osób. Początek spotkania należał do drużyny ZSRR, która szybko objęła prowadzenie po bramce Walerego Krutowa. W krótkim czasie Amerykanie wyrównali, po tym jak Buzz Schneider - jedyny zawodnik zespołu USA, który już wcześniej grał na igrzyskach - posłał krążek między nogami radzieckiego bramkarza Władisława Trietjaka wprost do bramki ZSRR. Nieustępliwi hokeiści ZSRR szybko odzyskali prowadzenie po akcji zakończonej przez Sergieja Markowa. Amerykanom sprzyjało wtedy szczęście i na sekundę przed zakończeniem tercji zdobyli wyrównującą bramkę.
Radzieckie protesty w jej sprawie zostały odrzucone i po przerwie hokeiści ZSRR wyszli na lód bardzo wzburzeni, co przejawiało się w stylu ich gry. Agresywni, bombardujący amerykańską bramkę Rosjanie dominowali przez całą drugą tercję. Gdyby nie kilkanaście skutecznych interwencji amerykańskiego bramkarza Jima Craiga, 20-minutowa bitwa zakończyłaby się dla drużyny USA zdecydowanie większą przegraną niż ostateczne 2 do 3.
Euforia Amerykanów
Trzecia, ostatnia tercja obfitowała w jeszcze większe emocje niż dwie poprzednie. Dziewięć minut po jej rozpoczęciu wyrównującą bramkę dla USA zdobył David Silk, a niespełna 90 sekund później krążek wbity do siatki ZSRR przez Mike'a Eruzione dał Amerykanom prowadzenie. Trybuny szalały ze szczęścia. Ostatnie dziesięć minut meczu obfitowało w radzieckie ataki i fenomenalne obrony Jima Craiga.
Gdy do zakończenia spotkania została tylko chwila, a Amerykanie w dalszym ciągu utrzymywali przewagę, 10 tys. osób na trybunach nerwowo odliczało upływające sekundy. Kiedy w hali rozbrzmiała oznajmiająca koniec spotkania syrena, euforii kibiców nie było końca. Na lód wybiegli wszyscy zawodnicy amerykańskiej drużyny i cieszyli się tak, jakby już wtedy zdobyli olimpijskie złoto - co zdarzyło się dwa dni później, kiedy USA pokonały 4-2 Finlandię. Smutni Rosjanie czekali natomiast w rządku, by uścisnąć zwycięzcom dłoń.
Lodowe starcie imperiów wyglądało tak:
Naród spragniony sukcesu
Zwycięstwo prawie amatorskiej amerykańskiej drużyny nad utytułowaną reprezentacją ZSRR, czyli tzw. cud na lodzie, to było dużo więcej niż tylko olbrzymia olimpijska niespodzianka. Stało się dokładnie tym, czego potrzebował amerykański naród - sukcesem na skalę światową. Dobici galopującą inflacją, rosnącym bezrobociem, zaogniającym się zimnowojennym konfliktem w Afganistanie czy decyzją wycofania się USA ze startów na letnich igrzyskach w Moskwie Amerykanie spragnieni byli okazji do ogólnokrajowego świętowania.
Do dziś podnoszone są w USA opinie, że wygrana "amerykańskich chłopców" z radzieckimi profesjonalistami była jednym z najważniejszych ideologicznych zwycięstw w okresie zimnej wojny. Porównywalnym ze zorganizowaniem mostu powietrznego do Berlina Zachodniego w 1948 r. i utrzymywaniem go przez 11 miesięcy albo z lądowaniem na Księżycu 16 lipca 1969 r.
Pokonali ZSRR własną bronią
O "cudzie na lodzie" powstał w 2004 r. film "Miracle", który opowiada historię trenera Herba Brooksa i jego zwycięskich zawodników. Amerykańska drużyna hokejowa z 1980 r., pomimo że nie składała się z zawodowców, jest do dziś wymieniana jako przykład zespołu świetnie przygotowanego i zmotywowanego do gry. Ogromna zasługa w tym właśnie trenera Brooksa, który wprowadził nowy system szkolenia i sposób gry, oparty na wykorzystaniu w dużej mierze... radzieckiej myśli szkoleniowej.
Marcin Wójcik