Orka na ugorze. Polskie okręty podwodne odejdą do lamusa?
Resort obrony zapewnia, że nie istnieją plany zlikwidowania Dywizjonu Okrętów Podwodnych. De facto istnieje on już tylko na papierze. Jedyny okręt, jaki w nim pozostał, posiada całkowicie niesprawne systemy uzbrojenia.
W dodatku w ostatnich latach "Orła" prześladuje pech. W 2015 roku podczas wyprowadzania z pływającego doku, zderzył się z nim. Ministerstwo utajniło wyniki śledztwa. W każdym razie znów trafił do remontu.
Opinia publiczna dowiedziała się o wypadku wyłącznie dzięki postępowaniu, jakie rozpoczęła Komenda Portu Wojennego w Gdyni - "Naprawa awaryjna na ORP "Orzeł" (naprawa urządzeń cumowniczych)". Przetarg o wartości 590 tys. zł wygrała Stocznia Marynarki Wojennej S.A. w upadłości likwidacyjnej.
Dzięki temu przetargowi można było się dowiedzieć, że zostały powyginane półkluzy, uszkodzony kadłub lekki i śruba, którą trzeba było wymienić na nową. Dziś już nawet takie informacje nie są zawierane w informacji publicznej. MON pod rządami Antoniego Macierewicza i Mariusza Błaszczaka utajnia każdą możliwą informację. A co gorsze, milczeniem uwiarygodniał nieprawdziwe informacje.
Pożar na pokładzie
27 września 2017 roku na pokładzie wybuchł pożar, który miał wybuchnąć w przedziale akumulatorów. Pojawiły się informacje, że stoczniowa i cywilna straż pożarna zalała okręt dużą ilością piany gaśniczej, co mogło oznaczać, że mogło zostać uszkodzone lub zniszczone wyposażenie elektroniczne. W mediach zaczęto przypuszczać, że naprawa okrętu może okazać się nieopłacalna.
Dopiero ówczesny oficer prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, kmdr por. Czesław Cichy, poinformował, że wezwanie jednostek cywilnej straży pożarnej było spowodowane nie skalą zdarzeń, ale istniejącymi procedurami, a załoga ugasiła pożar własnymi siłami. Dodał także, że "dopiero po wyjaśnieniu przyczyn zdarzenia będzie można określić zakres naprawczych prac do wykonania i szacować, kiedy okręt wróci do eksploatacji".
Ministerstwo nadal nie zabrało głosu w tej sprawie w sposób zadowalający opinię publiczną. Służby prasowe resortu każdy problem starają się przykryć propagandą sukcesu. Dlatego niedługo później min. Macierewicz zaprosił dziennikarzy, których utwierdzał w przekonaniu, że do końca roku zostanie wybrany partner, a winą za opóźnienia obarczył poprzedników.
Według Macierewicza za rządów koalicji PO-PSL zarówno dowództwo Marynarki Wojennej, jak i MON "nie chciały zamówić takiego typu okrętu", który przenosiłby pociski manewrujące.
Wtórował mu ówczesny wiceszef MON, Bartosz Kownacki, który podkreślał, że oferent zostanie wybrany do końca 2017 roku, a potem będą prowadzone rozmowy i umowa zostanie podpisana w 2018 roku. Temat pożaru przycichł.
MON tuszuje nieudolność?
8 czerwca 2018 roku została opuszczona bandera na ORP "Sokół". Podczas uroczystości kontradmirał Mirosław Mordel, ówcześnie jeszcze Inspektor MW powiedział:
- To smutny dzień. Smutny tym bardziej, że oddala się perspektywa pozyskania okrętu podwodnego nowego typu. Jeszcze pół roku temu w czasie poprzedniej uroczystości wydawało się, że to kwestia jeżeli nie tygodni to miesięcy.
Właśnie za te słowa otwartej krytyki wobec polityków PiS kontradmirał Mordel miał zostać odwołany ze stanowiska. Mówi się, że miał to być sygnał dla innych krytyków, aby publicznie nie komentowali działań ministerstwa.
Pierwotnie minister Macierewicz zapowiadał, że oferent, który wybuduje nowe okręty zostanie wybrany do końca 2017 roku. Sprawa jednak ucichła. W końcu 2 maja 2018 roku Ministerstwo Obrony Narodowej, w odpowiedzi na interpelację Adama Andruszkiewicza, poinformowało, że program zakupu nowych okrętów podwodnych został przesunięty na bliżej nieokreślony termin po 2022 roku.
Niedługo później ministerstwo zmieniło zdanie. 11 czerwca 2018 roku w programie "Gość Wiadomości" w TVP1 minister Błaszczak poinformował, że po podpisaniu kontraktu na Patrioty, MON przystąpi do negocjacji kolejnych programów. Priorytetem miała być "Orka". Problem w tym, że takich obietnic było już wiele i marynarze nie wierzyli w te obietnice.
Jaka przyszłość?
Mimo szumnych zapowiedzi ministra Macierewicza, a obecnie Błaszczaka, rząd PiS wykazuje się wolą destrukcji i jeśli nie zostaną wydzierżawione jednostki, na których marynarze mogliby podtrzymywać umiejętności, to za cztery lata problemem będzie brak wyszkolonych załóg. MON utrzymuje, że "załogi okrętów podwodnych będą podtrzymywały swoje nawyki oraz umiejętności podczas szkolenia morskiego na ORP ‘Orzeł’".
Będzie to trudne do zrealizowania, ponieważ okręt nadal nie jest w pełni sprawny. Obecnie jest całkowicie bezbronny. Zauważono zmianę kalibru tub torpedowych. Spowodowane to zostało wybrzuszeniem ślizgów prowadzących i pierścieni uszczelniających wewnątrz wyrzutni. Skutkuje to tym, że nie jest możliwe zaokrętowanie torped. Jakby było mało zepsute jest także urządzenie załadunkowe.
Komenda Portu Wojennego w Gdyni ogłosiła postępowanie przetargowe na remont, jednak nie zgłosił się żaden oferent. W Polsce prawdopodobnie żaden z podmiotów nie dysponuje zdolnościami do tak poważnych napraw.
Nawet jeśli okręt wróci do służby, to jego wartość bojowa będzie dość mizerna. Został zwodowany w 1986 roku. W ciągu ostatnich 30 lat nie przeszedł żadnej poważnej modernizacji wyposażenia.
Obecnie ministerstwo wykonuje ruchy pozorne głośno aktualizując Plan Modernizacji Technicznej. Niestety prócz aktualizacji i zapewnień, że zakupy są priorytetem, nic w tym kierunku się nie dzieje. Rozmowy ze stroną szwedzką w sprawie pozyskania rozwiązania pomostowego utknęły w martwym punkcie.
Brak okrętów podwodnych znacząco odbije się na potencjale obronnym Polski, są one bowiem niezbędne. Bałtyk jest idealnym miejscem do ich działania. Specyfika tego akwenu sprawia, że choć nie jest głęboki, trudno je wykryć. Potrzebne są zakupy nowych okrętów, jednak na to w tej dekadzie raczej liczyć nie możemy...