Więcej niż zabawa w wojnę
Członkowie grup rekonstrukcji historycznej, którzy odtwarzają przebieg bitew, dbają o najdrobniejsze szczegóły i tzw. prawdę historyczną.
Pikniki militarne, zloty, manewry i rekonstrukcje historycznych bitew z roku na rok przyciągają coraz więcej uczestników i widzów. Praktycznie nie ma weekendu, w którym w jakimś zakątku Polski nie odbywałaby się tego typu impreza. Duże zainteresowanie bierze się stąd, że są one bardzo widowiskowe. W maju, podczas rekonstrukcji bitwy wyrskiej z okresu II wojny światowej, grudki ziemi i kępy trawy wyrzucone siłą wybuchów przelatywały niemal nad głowami publiczności...
Dlaczego tak wiele osób decyduje się na odtwarzanie bitew i potyczek? Czy zapanowała moda na takie przybliżanie historii?
Wojna i pokój
Miesiącami kompletują broń, umundurowanie i wyposażenie. Wszystko z dbałością o najdrobniejsze szczegóły i historyczny autentyzm. Potem stają naprzeciwko siebie, żeby walczyć i "ginąć na różnych frontach". A kiedy opadnie kurz, we własnoręcznie wybudowanych ziemiankach i okopach pokazują, jak wyglądała w przeszłości żołnierska codzienność.
W całej Polsce działają dziesiątki tzw. grup rekonstrukcji historycznej. Przekrój epok i konfliktów, które możemy dzięki nim poznać, jest imponujący - od wczesnego średniowiecza, przez czasy napoleońskie, II wojnę światową, wojnę w Wietnamie, aż po radziecką interwencję w Afganistanie. Wśród grup, które rekonstruują historię XX wieku, najliczniejsze są te nawiązujące do tradycji polskiej kawalerii oraz te odtwarzające formacje narodowości biorących udział w II wojnie światowej.
Ich działalność to przede wszystkim rekonstruowanie działań militarnych (ang. combat reenacting) i życia codziennego (ang. living history). Oprócz udziału w bitwach rekonstruktorzy często zapraszani są do udziału w filmach o tematyce historycznej i w wydarzeniach kulturalnych.
Kim są żołnierze?
- Z pierwszej swojej inscenizacji niewiele pamiętam, bo już na samym początku spektakularnie "zginąłem" - wspomina Szymon Hrebenda z Grupy Operacyjnej "Śląsk", która działa w ramach Stowarzyszenia na Rzecz Zabytków Fortyfikacji "Pro Fortalicium" z Piekar Śląskich.
- Jesteśmy przede wszystkim miłośnikami historii. Wielu z nas zaczęło przygodę z rekonstrukcjami od zbierania pamiątek po minionych czasach. Niejeden ma kolekcję, której nie powstydziłoby się muzeum. Często nawet wypożyczamy eksponaty na potrzeby różnych wystaw - wyjaśnia.
Kim są na co dzień? W GO "Śląsk" można spotkać np. nauczycieli, w tym również historii, ale oczywiście nie tylko. Dolna granica wieku to w większości grup 18 lat. Choć górna granica nie istnieje, dominują raczej ludzie młodzi.
- "Siedemnasty" skupia osoby, które już od dawna rekonstruują sylwetki żołnierzy przedwojennego Wojska Polskiego. Naturalne dla nas było, że powinniśmy założyć grupę, w której będziemy mogli realizować swoją pasję - mówi Przemysław Wójcicki z Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Siedemnasty", założonej przez Stowarzyszenie Pasjonatów Munduru i Pamięci z Rzeszowa.
- Jeden kolega studiuje historię, natomiast reszta ma wykształcenie całkowicie nie związane z tą dziedziną. Ja na przykład jestem inżynierem budownictwa - dodaje Wójcicki.
Na stronach grup można znaleźć informacje o tym, co trzeba zrobić, aby zostać rekonstruktorem w ramach danej formacji.
Po pierwsze - mundur...
Każdy kandydat na rekonstruktora musi zaopatrzyć się w odpowiednie umundurowanie. Nie jest to sprawą łatwą. Po pierwsze, musi posiadać gruntowną wiedzę na ten temat, po drugie, powinien dysponować gotówką, za którą będzie w stanie skompletować sprzęt. Dlatego w grupach rekonstrukcji historycznej istnieje status rekruta. Czas, w którym jest się rekrutem, służy właśnie zebraniu wymaganego wyposażenia.
A lista jest długa: karabiny, bagnety, buty, chlebaki, pasy, ładownice, hełmy, menażki, puszki na maski przeciwgazowe, a nawet... onuce.
- Sprzęt kupujemy na targach staroci i w serwisach aukcyjnych, choć nie wszystko da się tam dostać. Poza tym ceny w ciągu ostatnich kilku lat niebotycznie podskoczyły w związku ze wzrostem zainteresowania rekonstrukcją historyczną - mówi Przemysław Wójcicki. I podaje przykład: - Dzwon swojego hełmu wz 31 kupiłem w 2004 roku za 26 zł. Obecnie ceny wyposażenia na serwisach aukcyjnych dochodzą do 200 - 300 zł, a nawet do 5 tys. zł za bardzo dobrze zachowane egzemplarze.
Są jeszcze firmy, które produkują specjalnie na potrzeby hobbystów. No i oczywiście rzeczy z demobilu.
- To nie jest tania zabawa - potwierdza Szymon Hrebenda.
- W przypadku rekonstrukcji konieczne są repliki, zwłaszcza broni, gdyż tej nie wolno posiadać bez specjalnego pozwolenia, nie mówiąc o użyciu. W pozostałych przypadkach po prostu szkoda nam biegać z oryginałami. Ale koszt replik też bywa niebagatelny. Największy problem jest z mundurem - musi pasować, więc zawsze powinien być szyty indywidualnie. W przypadku polskich mundurów z II RP zaczyna dominować standard jednego producenta. Oczywiście nie podam nazwy firmy - żartuje Hrebenda. - Są naprawdę dobre, ale właśnie to powoduje utrudnienia w składaniu zamówień i kolejki - dodaje.
Niektóre elementy wyposażenia - te możliwe do samodzielnego odtworzenia (np. parciane) - robią rekonstruktorzy i rękodzielnicy.
- Najtrudniej jest skompletować polskie umundurowanie i wyposażenie. Z zachodnim - brytyjskim, amerykańskim, niemieckim - jest dużo łatwiej i nieraz znacznie taniej - przyznaje Szymon Hrebenda.
Na forach internetowych poświęconych rekonstrukcjom nie brakuje porad na ten temat. "Udało mi się zdobyć oryginalny mundur oficerski z 1939 r. Jest on w dość dobrym stanie, ale w związku z tym, iż był trzymany w stodole, jest dość brudny. Nie wiem, jak mam go wyczyścić, aby go nie zniszczyć" - pisze użytkownik o nicku mateo m23.
"Jeżeli jest to mundur sukienny, to po praniu może się skurczyć. Kiedyś wyprałem spodnie wełniane i już do nich nie wszedłem. Radziłbym dobrą pralnię chemiczną. Wcześniej trzeba przeprowadzić o niej wywiad" - odpowiada mu Solon.
Polacy z kimś muszą walczyć
Obok grup rekonstruujących polskie wojsko istnieją oczywiście grupy prezentujące formacje niemieckie, amerykańskie czy rosyjskie... Zdarza się, że w zależności od zapotrzebowania walczą raz po jednej, raz po drugiej stronie.
- W skład naszego stowarzyszenia wchodzi m.in. grupa KG Edelweiss, odtwarzająca formację niemieckich strzelców górskich, KG Adler - odtwarzająca jednostki polowe Luftwaffe oraz GRH Rota - odtwarzająca jednostki radzieckie z lat 1939-1945. Część z nas należy do kilku grup jednocześnie, np. ja jestem członkiem "Siedemnastego", Adlera i Roty - wyjaśnia Przemysław Wójcicki.
Walka z "nieprzyjacielem" w postaci kolegów to doskonała zabawa. Jak twierdzi Szymon Hrebenda, rekonstrukcje to rozbudowana forma zabawy żołnierzykami wyniesiona z dzieciństwa.
"Szyj sobie ruski mundur, szyj, będzie do kogo strzelać po 17 września" - odgraża się na jednym z forów Bryan.
Jest jednak i druga strona medalu... Chodzi o pojawiające się od czasu do czasu zarzuty propagowania symboli i ideologii totalitarnych. Grupy rekonstrukcji historycznej mają na to odpowiedź.
"Podczas inscenizacji zauważamy przeróżne reakcje widzów, od zachmurzonego, złowrogiego spojrzenia spode łba, częściej zaciekawienia, po zdziwienie, a momentami nawet szacunek. Szacunek nie do formacji, jaką odtwarzamy, ale do tego, co jest istotą chwili, zdarzenia, momentu historii, w którym to właśnie się znaleźliśmy" - czytamy na stronie Stowarzyszenia Grupa Rekonstrukcji Historycznej 3 Bastion Grolman z Poznania.
- Jakoś umyka fakt, że jeśli trzeba rekonstruować walki wrześniowe czy bitwę pod Monte Cassino, to Polacy muszą z kimś walczyć. A zgodnie z prawdą historyczną, byli to Niemcy. Logiczne jest więc, że muszą istnieć grupy niemieckie - mówi Szymon Hrebenda.
Podkreśla, że sam fakt ich istnienia nie jest naganny. Problem pojawia się, gdy dochodzi do ideologicznej identyfikacji.
- Grupy odtwarzające Armię Polską, Wehrmacht czy Armię Czerwoną nie dopuszczają do tego, by jakakolwiek polityczna ideologia wkradła się w ich działalność. Osoby aprobujące np. nazizm są po prostu usuwane albo nie są przyjmowane - wyjaśnia Hrebenda.
Na stronach grup znajdują się zresztą informacje dla rekrutów, że nie zostaną przyjęci, jeśli należą do jakichkolwiek ugrupowań o skrajnym charakterze. Dodatkowo wymaga się niekiedy od nich dodatkowych deklaracji. Np. aby dołączyć do poznańskiej grupy "Grolman", należy podpisać specjalne oświadczenie. Jeżeli ktoś należał w przeszłości do takich ugrupowań, zobowiązany jest podać, do jakich i w jakim okresie.
A jak jest z prawdą historyczną? Zwykle zwycięstwo tej a nie innej strony jest z góry przesądzone, chociaż istnieją oczywiście odstępstwa od tej reguły...
- Podczas jednej z bitew wyrskich niemieccy rekonstruktorzy mieli tak bardzo dosyć odgrywania umarlaków, że w ostatniej chwili zmienili scenariusz i wygrali z Amerykanami w Ardenach - śmieje się Szymon Hrebenda.
Żeby nie zapominieć...
- Staramy się, aby nasze hobby miało pozytywny wpływ na innych ludzi. Dlatego bierzemy udział w różnych inicjatywach promujących wiedzę historyczną - podkreśla Przemysław Wójcicki. Podczas krakowskiej premiery filmu "Katyń" z udziałem Andrzeja Wajdy GRH "Siedemnasty" zaprezentowała m.in. dioramę żołnierzy WP idących do radzieckiej niewoli.
- Podczas spotkań w szkołach dowiedzieliśmy się, że młodzież wcale nie jest odporna na wiedzę, tylko trzeba wiedzieć, jak do niej dotrzeć. Wysłuchanie paru facetów w pełnym umundurowaniu i ekwipunku może dać młodym ludziom więcej niż uczestniczenie w nudnym wykładzie - mówi Szymon Hrebenda.
Grupę Operacyjną "Śląsk" można spotkać przede wszystkim na terenie fortyfikacji z II wojny światowej, jakich nie brakuje w regionie.
- Chcemy je "ożywić", pokazać, że nie jest to tylko beton, ale również ludzie, którzy budowali schrony i stanowili ich załogę. Dlatego też rekonstruujemy przede wszystkim jednostki forteczne wchodzące w skład śląskich pułków - tłumaczy Hrebenda.
Dlaczego warto odtwarzać wydarzenia historyczne sprzed lat? Rekonstruktorzy odpowiadają bez wahania: - Przekonało mnie do tego pewne zdarzenie sprzed inscenizacji bitwy pod Kockiem w Serokomli, w 2006 roku. Szedłem właśnie na pole bitwy. Spieszyłem się bardzo, bo byłem trochę spóźniony na próbę. Wychodząc zza muru, natknąłem się na starszego pana, weterana w mundurze porucznika WP. Obaj byliśmy bardzo zaskoczeni tym spotkaniem. Nie wiem do końca, dlaczego, bo przecież nigdy nie byłem w armii, ale chyba podświadomie zrobiłem to, co w tej chwili było najodpowiedniejsze - wyprężyłem się na baczność i zasalutowałem. On mi odsalutował - wspomina Przemysław Wójcicki.
- Jednak najwspanialsze było jego spojrzenie. Popatrzył na mnie tak, jakbym przypomniał mu siebie lub któregoś z jego kolegów sprzed przeszło 60 laty. Właśnie dla takich momentów warto to robić. Dzięki temu ci ludzie wiedzą, że doceniamy to, co dla nas zrobili i nie zapomnieliśmy o tym - dodaje.
Tak samo jak "wtedy" rekonstruktorów obowiązuje musztra i wojskowe regulaminy.
- W PRL-u nie na miejscu było rekonstruowanie Wojska Polskiego z II RP, nie wspominając już o formacjach niemieckich. Dlatego też można zaobserwować pewien boom, bo teraz już można mówić o heroicznej walce w 1939 roku. Można z dumą założyć mundur żołnierza z II RP - mówi Szymon Hrebenda.
- Nagrodą dla nas są łzy wzruszenia kombatantów, ich rodzin oraz tłumy przychodzące na imprezy rekonstrukcyjne - dodaje.
Joanna Dolna