Ukraińcy zbudowali pierwszy pocisk manewrujący. Jest potężny

Siły Zbrojne Ukrainy od początku wojny prosiły kraje NATO o dostawę pocisków dalekiego zasięgu. Doczekały się tylko pocisków Storm Shadow/SCALP, ale teraz będą mogły używać swoich, które dadzą się mocno we znaki Rosjanom.

Siły Zbrojne Ukrainy od początku wojny prosiły kraje NATO o dostawę pocisków dalekiego zasięgu. Doczekały się tylko pocisków Storm Shadow/SCALP, ale teraz będą mogły używać swoich, które dadzą się mocno we znaki Rosjanom.
Ukraińcy zbudowali pierwszy pocisk manewrujący o nazwie Trembita /NEXTA/Google Maps /Twitter

Prezydent Ukrainy i przedstawiciele rządu zapowiedzieli, że nastąpił długo oczekiwany przełom w ukraińskiej armii. Teraz dysponuje ona nową bronią własnej produkcji, która niebawem diametralnie odmieni oblicze wojny na korzyść Ukrainy i rzuci na kolana agresora. Oprócz wielkiej armii 30 różnej maści latających i pływających dronów kamikadze, właśnie doszedł najważniejszy element, czyli pierwszy ukraiński pocisk manewrujący.  

Nazywa się Trembita i powstał w przemysłowej placówce pod Kijowem. Tam grupa inżynierów-ochotników w pocie czoła przez ostatni rok pracowała nad pociskiem rakietowym domowej roboty, wykorzystując do tego celu improwizowaną linię produkcyjną, wadliwe ukraińskie pociski Grad i egzemplarze przechwycone od armii rosyjskiej. Efekt zachwyca. Udało się zbudować niesamowicie świetną broń.

Reklama

Trembita, czyli potężny pocisk domowej roboty

Twórcy przyznają, że Trembita jest "pociskiem ludowym", latającą bombą służącą do atakowania rosyjskich składów amunicji i stanowisk dowodzenia. Pocisk jest konstrukcyjnie zbliżony do niemieckiej bomby latającej V-1. Co ciekawe, nazwa Trembita została nadana na cześć ludowego instrumentu dętego w kształcie prostej rury, na którym grali ukraińscy pasterze. Twórcy podają, że pocisk ma zasięg 140 kilometrów, rozwija prędkość do 400 km/h i ma masę 100 kilogramów, w tym sama głowica o masie 25 kilogramów (termobaryczna lub odłamkowa). Jeśli chodzi o napęd, to jest to odrzutowy silnik pulsacyjny zasilany olejem napędowym lub benzyną, które można kupić na lokalnej stacji paliw.

Ogromnym atrybutem pocisku są niskie koszty jego produkcji. Budowa rakiety kosztuje ok. 3000 dolarów, a wyposażenie jej w nowoczesny system nawigacji to kolejne ok. 7000 dolarów. Zatem mówimy tutaj o pocisku, który kosztuje ułamek tego (10 tysięcy dolarów), co pociski systemu HIMARS (150 tysięcy dolarów), a do tego ma od nich o wiele lepsze parametry.

Ukraiński pocisk manewrujący do uderzeń na Krym

Pierwsze Trembity są już na wyposażeniu Sił Zbrojnych Ukrainy, które niebawem zrobią z nich użytek. Oprócz pojedynczych ataków na rosyjskie cele wojskowe, pociski można wysyłać w technologii roju, po dziesiątki czy setki sztuk, by uzyskać "negatywny wpływ psycho-emocjonalny" na rosyjskich żołnierzy, narażając ich na ogłuszający hałas o sile ponad 100 dB. Można też rojem atakować cele i uzyskać efekty jak uderzeniem pociskami Storm Shadow, Kindżał czy Iskander.

SZU nie ukrywają, że pociski najczęściej będą używane do niszczenia infrastruktury militarnej na Krymie. 140 kilometrów zasięgu w zupełności wystarczy do neutralizacji obiektów, które są i będą wykorzystywane do obrony półwyspu, gdy niebawem działania wojenne przeniosą się bliżej niego. Władze Ukrainy zapowiedziały bowiem, że Krym ma być wyzwolony do końca bieżącego roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama