Szyc w roli Piłsudskiego. "To nie miało prawa się stać!"
Choć Borys Szyc prezentuje zupełnie inny typ urody niż Józef Piłsudski, dzięki staraniom "filmowych czarodziejów" bardzo upodobnił się do Marszałka. Dla roli w produkcji "Piłsudski", schudł 10 kilogramów i spędzał wiele godzin w charakteryzatorni.
"To nie miało prawa się stać" - takim hasłem reklamowany jest film "Piłsudski", który skupia się na "rewolucyjnym" okresie życia Józefa Piłsudskiego, gdy walczył o niepodległą Polskę. Nie cofał się wtedy przed niczym - zamachami na carskich urzędników i najwyższych oficerów, szmuglowaniem bomb i zuchwałymi napadami na pociąg. Piłsudski z tego okresu to też ktoś poddający się namiętnościom, rozdarty między dwie kobiety - żonę Marię i kochankę Aleksandrę Szczerbińską, z którą później wziął ślub. Film wejdzie do kin 13 września.
"To nie miało prawa się stać" - mogli żachnąć się ci, którzy nie dowierzali, że to Borys Szyc został wybrany do roli Piłsudskiego. Wszak trudno jest dopatrzeć się fizycznych podobieństw między nim a Marszałkiem. Zanim zapadła decyzja o zaangażowaniu Szyca, kluczową kwestią była próba charakteryzacji. Najpierw metamorfozą aktora zajął się światowej sławy charakteryzator Waldemar Pokromski, który pracował przy trzech oscarowych filmach - "Liście Schindlera", "Pianiście" i "Fałszerzach". "Waldek przyjechał z planu chyba od Terrence'a Malika, miał dla nas parę godzin. Skorzystał z tego, co miał pod ręką. Dokleił mi jakiś tupecik i wąsy. +Wiesz czyj to jest tupecik?+ - zapytał mnie. +Bruno Ganza. Grał w nim Hitlera w +Upadku+. Także występowałem w tupeciku Hitlera (śmiech). Niezbadane są losy zarostów wielkich przywódców" - taką anegdotą Szyc podzielił się na konferencji prasowej filmu.
Później powstały trzy nowe peruki, robione na miarę. W tym celu wykonano odlew głowy i twarzy Szyca. Stworzono dla niego trzy rodzaje charakteryzacji, pasujące do różnych okresów życia Piłsudskiego. Szyc zauważył, że przez większość filmu Marszałek "wyglądał jak typowy przedstawiciel hipsterskiego świata, siedzący na Placu Zbawiciela". "To było dla nas idealne, bo nagle stał się bliską mi postacią" - przyznał aktor. "Codziennie spędzałem na charakteryzacji mniej więcej od półtorej do dwóch i pół godzin, w zależności od tego, którą wersję robiliśmy. Zjawialiśmy się na planie pierwsi i wychodziliśmy jako ostatni" - wspomina Szyc. Ponieważ Pokromski musiał pracować nad innymi filmami, pałeczkę od niego przejęła Mira Wojtczak. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, czepiałem się każdego szczegółu i mieliśmy kryzys w połowie filmu. Ale przejście przez kryzys bardzo nas do siebie zbliżyło" - relacjonuje Szyc.
Co więcej, do roli aktor musiał schudnąć 10 kilogramów, gdyż film rozpoczyna się od scen, w których Piłsudski przebywa w szpitalu psychiatrycznym ("Ziuk" udawał szaleństwo, by uniknąć więzienia).
Szyc musiał też obdarować swojego bohatera odpowiednim głosem. "Prawdziwy Piłsudski mówił z bardzo mocnym wileńskim akcentem, który z dzisiejszej perspektywy ocierałby się o komedię" - stwierdził Szyc. Sposób jego mówienia trzeba było nieco wycieniować, uwspółcześnić.