HAKERZY KONTRA POLACY

Polak potrafi! Hakowaliśmy elektronikę, zanim to było modne

Ataki ransomware wymuszające miliony dolarów zakupu, wyłączanie stron rządowych, paraliż całych sieci informatycznych... imponujące, ale w dzisiejszych czasach to każdy potrafi. A Polak potrafił, zanim to było łatwe i modne!

Ataki ransomware wymuszające miliony dolarów zakupu, wyłączanie stron rządowych, paraliż całych sieci informatycznych... imponujące, ale w dzisiejszych czasach to każdy potrafi. A Polak potrafił, zanim to było łatwe i modne!
Hakerzy w Polsce? Większość z nas ma na koncie jakieś włamy! /123RF/PICSEL

Kiedy myślimy o hakerach, przed oczami mamy najczęściej wizerunki serwowane nam przez popularne filmy, gry czy książki, czyli komputerowych geniuszy w swoich samotniach, otoczonych ścianami sprzętu i specjalizujących się w jak najszybszym naciskaniu jak największej liczby przycisków klawiatury. Wyobraźnia działa, prawda? A co jeśli powiem wam, że hakowaniem zajmowała się duża część przeciętnych Polaków, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych? Serio!

Podrabianie kart do budek telefonicznych

Dziś smartfonem często dysponują już dzieci, które jeszcze nie chodzą do szkoły, a połączenia telefoniczne, SMS-y i dostęp do internetu są tak przystępne cenowo, że większość użytkowników nie musi się ograniczać. Wielu z nas pamięta jednak czasy, kiedy w domu nie było nawet telefonu stacjonarnego i jeśli chciało się z kimś pogadać na odległość, to trzeba było szukać najbliższej budki telefonicznej.

Reklama

Tak, budki telefonicznej, na zewnątrz, często w deszczu, wietrze i śniegu, bo w latach 90. większość z nich nie wyglądała już jak na amerykańskich filmach i daszek nad głową to było wszystko, na co można było liczyć. A, no i najpierw trzeba było zaopatrzyć się w kartę telefoniczną - kartę z paskiem magnetycznym, na którym zapisywane były informacje o impulsach, które po zakończeniu rozmowy były ściągane z karty. 

I Polacy szybko wpadli na pomysł, jak te paski magnetyczne oszukać. O sprawach tego typu głośno było jeszcze w 2002 roku, kiedy to policja zatrzymała kilka grup specjalizujących się w fałszowaniu kart magnetycznych. Ich członkowie kupowali zużyte karty na giełdach, a następnie za pomocą komputera, "specjalnie przygotowanego urządzenia" kosztującego kilkaset złotych i oprogramowania nanosili na karty nowe impulsy, a następnie sprzedawali je odpowiednio taniej. Hakowanie jak nic, prawda?

Rozmowy telefoniczne za friko

Wygląda jednak na to, że Polacy tak bardzo kochali rozmowy telefoniczne z budek, że sięgali po więcej niż jedną metodę, by robić to taniej, a najlepiej za darmo. Mowa o rozwoju phreakingu, czyli łamania zabezpieczeń sieci telefonicznych celem uzyskania bezpłatnego połączenia. Jak wyglądało to w polskich warunkach?

Wymagało telefonu komórkowego, co może wydawać się mało logiczne, ale warto pamiętać, że korzystanie z nich było na początku drogie oraz pewnych umiejętności. Trzeba było zadzwonić z komórki na numer budki telefonicznej, a po usłyszeniu sygnału rozłączyć na komórce i podnieść słuchawkę w budce.

Jeśli zrobiło się to wystarczająco sprawnie, na wyświetlaczu pojawiała się informacja "rozmowa przychodząca" - był to znak, że do słuchawki można przyłożyć komórkę z tonowym wybieraniem numeru i czekać aż centrala - "zdezorientowana" przez błąd w oprogramowaniu - z nim połączy.

Drukowanie biletów i kasy

Tańsze lub wręcz darmowe połączenia domowym polskim hakerom jednak nie wystarczyły i szybko zaczęli kombinować, jak zapewnić sobie też darmowe przejazdy komunikacją miejską albo więcej kasy! Przy tej ostatniej robi się już naprawdę poważnie, bo kombinowanie z kartami telefonicznymi czy biletami to jedno, ale fałszowanie pieniędzy to już inny kaliber.

O co chodzi z biletami? Osobiście pamiętam jeszcze czasy, kiedy bilety miesięczne na komunikację miejską kupowało się w jednym punkcie w mieście, przed którym ustawiały się kilometrowe kolejki. Rezolutni Polacy szybko wpadli więc na pomysł, by na domowym sprzęcie komputerowym podrabiać, drukować i wycinać znaczki, które się na takie bilety naklejało, a następnie szukać klientów wśród zniecierpliwionych pasażerów.

Ich proceder szybko zakończyły hologramy, a odpowiednie służby mogły zająć się zdecydowanie poważniejszym problemem, czyli fałszowaniem na domowych drukarkach banknotów! Bo jeśli wydawało się wam, że potrzeba do tego nowoczesnego sprzętu i specjalnego papieru, to naoglądaliście się za dużo filmów - w polskiej rzeczywistości tych czasów wszystko było możliwe.

Bo może i banknoty o wyższych nominałach prześwietlano w sklepach czy urzędach pod specjalnymi lampami, to dyszek i dwudziestek nie sprawdzał nikt. A jeśli odpowiednio się je wygniotło i podniszczyło, to sprawiały wrażenie oryginałów (wtedy nikt nie płacił kartą, więc mocno zniszczone banknoty to był standard). I tak oto z domowych drukarek zjeżdżały kolejne banknoty, sprzedawany później za pół darmo kumplom z klasy.

Zdejmowanie simlocka

I wracamy do tematu telefonów, ale z czasów, kiedy już zaczęliśmy masowo przerzucać się na komórki. A konkretniej te oferowane przy umowach abonamentowych przez operatorów, które najczęściej miały założone simlocki, czyli zabezpieczenia powodujące brak autoryzacji kart SIM pochodzących od innych dostawców usług telefonicznych.

Genialne, prawda? Po zakończeniu umowy klient mógłby przecież chcieć zmienić operatora i zaoszczędzić, wciąż korzystając ze sprawnego wciąż telefonu albo sprzedać go innej osobie, a tu problem. Owszem można było szukać chętnych na telefon działający w konkretnej sieci, ale zdecydowanie wygodniej pozbyć się takiej blokady, prawda

A że rynek nie znosi próżni, wraz z simlockami na rynku pojawiły się też osoby oferujące ich zdejmowanie za opłatą, a osoby, które nie chciały płacić... no cóż, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie przeszukiwał zasobów internetu w poszukiwaniu sposobów samodzielnego pozbycia się simlocka i nie ma na koncie choćby jednego sukcesu hakerskiego tego typu :)

Crackowanie konsol i obchodzenie dekoderów

Lata dziewięćdziesiąte i dwutysięczne to w ogóle były czasy, kiedy nasze podejście do łamania i obchodzenia zabezpieczeń wszelakich było trochę inne niż obecnie. Przez to duża część z nas była trochę hakerami spod ciemnej gwiazdy, a mówiąc konkretniej piratami, którzy szukali sposobów na choćby tańsze granie w gry.

A najlepszym przykładem są chyba konsole, jak Xbox 360, które były masowo przerabiane przez różnej maści informatyków do obsługi pobieranych z sieci i wypalanych na domowych nagrywarkach płyt. Nie wspominając nawet o tym, że niektóre sprzęty gracze crackowali w domu samodzielnie - szczególnie podatne były na to konsole przenośne Sony PSP, gdzie wystarczyło pobrane z sieci oprogramowanie i trochę podstawowych umiejętności obsługi podobnego sprzętu.

Wiele osób nie widziało w tym większego problemu i tłumaczyło się faktem, że "gdyby było taniej, to byśmy nie kombinowali", co pozwalało nieco uspokoić sumienie. W podobny sposób mieliśmy zresztą w zwyczaju kombinować, żeby oglądać za darmo kanały premium na dekoderach, nawet jeśli wymagało to naprawdę dużo czasu i zaangażowania. No cóż, serwisy streamingowe powoli rozwiązują ten problem, chociaż... czy instalowanie VPN, żeby obejść nowe zasady Netflixa dotyczące dzielenia kont, to nie ten sam przypadek?

Gumisie cały świat już zna

No dobra, żeby jednak nie było, że nie mieliśmy profesjonalistów. Pierwszy w Polsce atak hakerski miał miejsce 31 grudnia 1995 roku. Grupa hakerów działających pod nazwą Gumisie, włamała się do serwera Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, zmieniając nazwę organizacji na "Niezwykle Aktywna Siatka Kretynów".

Atak był formą protestu przeciwko podnoszeniu cen za dostęp do internetu w naszym kraju, który dopiero co raczkował na terenie Polski. W 1994 roku w internecie umieszczono stronę internetową rządu i w tym samym roku internet stał się dostępny dla każdego z nas, tyle że Polacy niechętnie do tego podchodzili, a jego ceny pozostawały też poza zasięgiem większości rodzin.

Gumisie zaatakowały ponownie w nocy z 25 na 26 października 1997 roku, potem jeszcze kilka razy, a o ich umiejętnościach hakerskich wyprzedzających swoje czasy niech świadczy fakt, że do tej pory nie udało się ustalić ich tożsamości. Polak potrafi!

Polecamy na Antyweb: mObywatel z trzema nowościami dla kierowców

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: haker | Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy