"Latająca Ryba" z rekordem świata. Niesamowity lot z 40 metrów
40 metrów to tyle, ile ma około 13-piętrowy blok mieszkalny. Z takiej właśnie wysokości skoczył John Bream, były spadochroniarz w służbie Jej Królewskiej Mości z miasta Havant w hrabstwie Hampshire. To rekord w kategorii skoków bez zabezpieczenia do wody z jednostki latającej. Nie obyło się bez uszkodzeń: Beam przy uderzeniu w taflę wody stracił przytomność i chwilę później trafił do szpitala.
Ludzie z lękiem wysokości nie powinni tego oglądać ani nawet czytać. W ramach akcji charytatywnej 34-letni John Bream z Anglii, nazywany przez kolegów Flying Fish, czyli Latająca Ryba, postanowił pobić rekord w skoku z najwyższej wysokości bez spadochronu do wody z pokładu samolotu lub śmigłowca (tak, w Księdze Rekordów Guinnessa jest dokładnie taka kategoria).
Celem akcji miała być promocja działalności dwóch organizacji zbierających środki na pomoc psychologiczną dla weteranów wojennych: All Call Signs i Support Our Paras.
Powód był szczytny, więc Bream nie zwlekał, kiedy tylko nadarzyła się okazja do wykonania szaleńczego skoku. W październikowy poranek wyruszył wraz z ekipą lekarzy i operatorów nad Solent - cieśninę znajdującą się pomiędzy południowym wybrzeżem Anglii a wyspą Wight.
Śmigłowiec wyniósł Latającą Rybę na wysokość 40 metrów, a ten po krótkiej konsultacji z pilotem, wyskoczył z pokładu. Śmiałek leciał krótką chwilę, po czym z impetem uderzył w wodę.
Wtedy właśnie, jak sam przyznaje, stracił przytomność na kilka sekund, co było szczególnie niebezpieczne, gdyż tkwił ciągle w wodzie. Specjalny kombinezon wyniósł go jednak na powierzchnię, a sam Bream obudził się i dał radę pomachać do kolegów siedzących w pontonie.
Na lądzie ratownicy obejrzeli go ze wszystkich stron. Poza utratą przytomności Bream przypłacił skok sporą ilością siniaków i ogromną raną na plecach, którą nazwał "zadrapaniem". Na wszelki wypadek został przetransportowany do szpitala na obserwację.