Alpine A110 pure: Mistrz wagi lekkiej

Alpine A110 w wersji Pure. Mniejsza masa, jeszcze więcej frajdy /Rafał Pilch /INTERIA.PL
Reklama

Szczęście, radość, adrenalina. Uczucia od zawsze napędzają nas do działania. Często, aby ich doświadczyć potrzeba ogromnej ilości pracy, czasu, pieniędzy, a i to nie gwarantuje sukcesu. Czy istnieje jednak coś, co takie emocje daje na wyciągnięcie ręki? Każdemu, za każdym razem? Czy tym czymś może być malutki, niepozorny francuski samochód?

Po ponad 20 latach nieobecności marka alpine powraca do gry na rynku samochodów sportowych. Model A110 stworzony jest w hołdzie swojemu legendarnemu protoplaście o tej samej nazwie, który w latach 70. siał postrach na rajdowych trasach w całej Europie. W 1973 roku zdobył tytuł rajdowego mistrza świata, zyskując sławę i wieczny szacunek. Nic dziwnego, że jako pomysł na odrodzenie marki, Francuzi zdecydowali się wskrzesić dawną legendę. Z takich idei rodzą się genialne rzeczy.

Filozofia pozostała bez zmian - jak najlżejsza konstrukcja. Trudno sobie to wyobrazić, ale klasyczna alpine ważyła zaledwie 706 kg i była niewiarygodnie małym samochodem. W dobie współczesnych samochodów sportowych ciężko znaleźć odpowiednio lekkie konstrukcje, a jednak francuskim inżynierom udało się wykręcić świetny wynik i nowa alpine w testowanej wersji Pure waży tylko 1080 kg. Dla porównania, główny rywal w postaci porsche caymana to już okolice 1400 kg.

Reklama

Tak niska masa to zasługa nadwozia wykonanego prawie w całości z aluminium. We wnętrzu również znajdziemy wiele zabiegów pozwalających oszczędzić masę. W standardzie nie ma prawie żadnych schowków, fotele firmy sabelt ważą jedynie 13,1 kg każdy, a część elementów wykonana jest z włókna węglowego i aluminium.

Wybierając się po odbiór samochodu prasowego miałem w pamięci swoje jedyne wspomnienie z klasyczną alpine A110. Kiedyś podczas jednej z imprez motoryzacyjnych przekonałem się jak filigranowy jest to samochód - po prostu się do niej nie zmieściłem. Zastanawiałem się, czy to samo czeka mnie w nowym wcieleniu i czy do domu będę musiał wracać pociągiem. Na szczęście wnętrze nowej alpine jest wystarczająco przestronne i mając 193 cm wzrostu czułem się bardzo dobrze. Nie przeszkodził temu fakt, że fotele w wersji pure regulowane są jedynie w pozycji przód-tył, a do regulacji góra-dół konieczne jest... odkręcenie śrub. 

Wnętrze wydaje się dość spartańskie, lecz jest świetnie zaprojektowane. Fotele i boczki drzwi wykończone są pikowaną skórą, przeszywaną niebieską nicią. Kierownica jest optymalnych rozmiarów i bardzo dobrze leży w dłoniach. Uwielbiam też minimalistyczny tunel środkowy, gdzie skóra i aluminium łączą się z włóknem węglowym, a także znakomicie wkomponowane przyciski skrzyni biegów. Smaczku dodają detale w postaci francuskich flag na drzwiach, przycisków na konsoli środkowej czy aluminiowego podnóżka dla pasażera, nawiązującego do rajdowej legendy. Całość robi ogromne wrażenie i tutaj wielkie brawa dla projektantów za uzyskany efekt.

Jak alpine prezentuje się z zewnątrz? Spoglądając na zdjęcia, sceptycznie podchodziłem do designu tego samochodu. Wydawało mi się, że ma dość dziwne proporcje, a przód przypomina żabę. Konfrontacja na żywo całkowicie rozmyła jednak niekorzystne wrażenie i z miejsca pokochałem tę sylwetkę. Świetnie oddaje styl swojego protoplasty. Osoby, które choć raz widziały klasyczną alpine, już na pierwszy rzut oka zauważą ducha pierwowzoru. Samochód jest bardzo niski i aerodynamiczny. Dzięki zastosowaniu płaskiej podłogi i dyfuzora alpine przysysa się do ziemi bez konieczności stosowania spojlera. Dzięki temu linia tyłu nie jest niczym zakłócona i stylistycznie jest moim zdaniem najmocniejszą stroną pojazdu.

Samochód wzbudza ogromne zainteresowanie wśród ludzi, niczym o wiele droższe samochody z ligi supersamochodów. Poruszając się nim musimy być przygotowani na niezliczone spojrzenia, kciuki w górę, długie rozmowy na stacjach, wyzwania do wyścigów spod świateł i pytania “co to jest?". Przez swój sympatyczny look, a zarazem unikalność i tajemniczość samochód jest odbierany bardzo pozytywnie i dostarcza wiele radosnych reakcji. Nie sposób być smutnym za kierownicą.

Jednak to wszystko to tylko otoczka dla prawdziwej siły alpine A110. Ekstremalnie niska masa w połączeniu z silnikiem umieszczonym centralnie i napędem na tył to przepis na wielkie emocje za kierownicą. Środek ciężkości samochodu znajduje się dokładnie pod naszym tyłkiem, dzięki czemu czujemy niesamowitą jedność z maszyną, a każdą zmianę przyczepności wychwytujemy błyskawicznie. Sercem alpine jest czterocylindrowy silnik o pojemności 1.8 litra z turbodoładowaniem, generujący 252 KM mocy i 320 Nm momentu obrotowego. W połączeniu z dwusprzęgłową 7-biegową skrzynią firmy getrag pozwala to na sprint do setki w 4,5 sekundy. Zawieszenie jest świetnie zestrojone. Gdy szalejemy na górskich serpentynach jest wystarczająco sztywne, dzięki czemu samochód nie przechyla się i prowadzi się jak po sznurku. Jednocześnie umożliwia komfortowe podróżowanie na co dzień i bezstresowe pokonywanie progów zwalniających. Tu przyznaję, że jestem pozytywnie zaskoczony.

Alpine nie jest samochodem ekstremalnym i naprawdę dobrze spisuje się w jeździe na co dzień. Jest ciche przy spokojnej jeździe, ma klimatyzację, dwa bagażniki, co prawda niewielkie, ale jednak użyteczne, a dzięki niskiej masie spalanie jest zaskakująco małe. Nawet przy dynamicznej jeździe ciężko przekroczyć wartość 11l na 100 km, a jadąc spokojnie jesteśmy w stanie osiągać wyniki rzędu 7-8l na 100 km.

Testowany egzemplarz był wyposażony w najlepszy system audio Focal Premium, który w przerwach od ryku silnika, skutecznie umilał pokonywane kilometry. Oczywiście nie jest to samochód bez wad. System multimedialny nie jest zbyt intuicyjny, a skręcając w drogę podporządkowaną nie zauważysz nadjeżdżających rowerzystów. Jednak to typowe uroki samochodów sportowych, z których wartość czerpie się gdzie indziej. Samochód jest też dość drogi. Ceny testowanej wersji pure zaczynają się od niecałych 240 tys. zł. Nasz egzemplarz z wyposażeniem dodatkowym kosztował ponad 280 tys. zł, a to już terytorium silnego na rynku wspomnianego już porsche caymana. Czy ludzie docenią lekkość i unikalność w porównaniu z silną pozycją niemieckiego konkurenta? To okaże się dopiero za jakiś czas.

Pokonuję kolejne kilometry w naturalnym środowisku alpine - na górskich drogach. Zakręt za zakrętem. Ryk silnika i strzały z wydechów wypełniają otaczającą mnie zieleń. Czuję radość, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Jestem świadomy, że daleko mi do zawodowego kierowcy, ale samochód daje mi namiastkę czegoś wyjątkowego. Sprawia, że czuję się jakbym to ja prowadził klasyczne A110 po trasach rajdu Monte Carlo. A mimo to nie rozbijam się na pierwszym drzewie. Samochód pomaga tam gdzie poniesie zbyt wielka fantazja. Cała reszta to czyste sportowe emocje i genialne przeżycie. Dostępne dla każdego kto zasiądzie za sterami nowej alpine. Maszyny bez cienia wątpliwości wyjątkowej.

Rafał Pilch

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy