Przepłyną ocean z narażeniem życia

Trzy kobiety mają zamiar pokonać Atlantyk... na deskach ratunkowych.

Od lewej: Alexandra Lux, Flora Manciet i Stephanie Geyer-Barneix nieopodal Capbreton, 5 czerwca
Od lewej: Alexandra Lux, Flora Manciet i Stephanie Geyer-Barneix nieopodal Capbreton, 5 czerwcaAFP

Wszystkie trzy Francuzki są mistrzyniami w akcjach ratunkowych z użyciem deski surfingowej na morzu. Za swój wyczyn nie dostaną pieniędzy ani pucharu, a na morze pcha je tylko i wyłącznie chęć zrobienia czegoś, czego nikt jeszcze nie odważył się nawet spróbować.

Stephanie Geyer-Barneix, Alexandra Lux i Flora Manciet przepłyną 5 tys. kilometrów dzielących Wyspę Cape Breton w Nowej Szkocji z Capbreton we Francji. Będą wiosłowac w systemie zmianowym przez dwa miesiące, po dwie godziny każda, dzień i noc.

Najtrudniej będzie ich nie zgubić

Ich deski są długie, jasne i wąskie. Dokładnie takie same, jakich używa się przy ratowaniu ludzi na oceanicznych plażach Australii. Wiosłujący może w nich siedzieć na kolanach lub leżeć. Wiosłuje się rękami osiągając prędkość do 100 kilometrów na dobę.

Na tych deskach nie ma miejsca, żeby przechowywać cokolwiek poza latarkami, kostiumami na zmianę i racami sygnalizującymi.

Niebezpieczeństw jest dużo - przepływające statki, sztormy, mgła, kontuzje, rekiny. Ryzyko, że pochłonie je fala lub zgubią się w ciemnościach, jeszcze większe.

- Najtrudniej będzie ich nie zgubić - mówi Yves Parlier, którego zadaniem będzie wspomagać wiosłując kobiety z pokładu 18-metrowego katamaranu.

Parlier, który trzy razy startował w słynnym samotnym rejsie dookoła świata Vendee Globe, stanie przed wyjątkowym wyzwaniem. - Na mojej łodzi nie ma hamulców. Będę musiał dostosować się do ich prędkości wiosłowania, a to nie jest łatwe - tłumaczy.

Jego umiejętności w nawigacji będą kluczowe dla przetrwania trzech śmiałków. - Musimy być czujni. Jeśli stracę je z pola widzenia, wszystko stanie się bardzo niebezpieczne i skomplikowane - opowiada.

Planowanie wyprawy zajęło dwa lata od chwili, gdy Geyer-Barneix wpadła na ten pomysł i zadzwoniła do Parliera, czy jest zainteresowany.

Wspierał ją mąż, trener francuskiej reprezentacji narodowej w ratowaniu ludzi na morzu. Jej koleżanki - Lux i Mancient - zareagowały bardzo entuzjastycznie.

Trzy kobiety skompletowały zespół złożony z lekarzy, logistyków i ekspertów w sprawie przetrwania na morzu. Pięciu z nich popłynie na katamaranie, wśród nich masażysta.

Wszystkie przyznają, że największym problemem będzie psychika. - Ważne, żeby nie załamać się i mieć siły mentalne - mówi Parlier. Przez długi czas pracowały z psychologiem nad tym, by w chwili zagrożenia, która na pewno nadejdzie, sprostać wyzwaniom.

Już wcześniej sprostały wyzwaniom

Dwie już wcześniej przezwyciężyły w swym życiu przeciwności losu.

Manciet ma pewność siebie profesjonalnego sportowca, który umie dokonywać poświęceń. W wieku 18 lat wbrew woli ojca lekarza opuściła Francję, żeby pływać na desce w Australii. Teraz, po siedmiu latach, pół każdego roku spedza w Australii, gdzie startuje w zawodach w ratowniczym pływaniu na desce. W Australii jest to profesjonalny sport.

U Geyer-Barneix parę lat temu zdiagnozowano złośliwego raka piersi. Zaczęła chemioterapię w towarzystwie pięciu innych kobiet. - Pochowałam pierwszą, potem następną. Dziś już wszystkie nie żyją - opowiada. Jak mówi, spotkanie ze śmiercią upewniło ją w przekonaniu, że sami jesteśmy odpowiedzialni za spełnienie swych życiowych marzeń.

Ich marzenie zacznie stawać się rzeczywistością 22 czerwca, gdy wyruszą na morze.

Suzanne Mustacich, tłum i opr. ML

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas