Protestujący w Hongkongu mają dość inwigilacji i niszczą oczy Wielkiego Brata

Hongkong stał się pierwszym tak charakterystycznym miejscem na Ziemi, w którym toczy się mordercza walka społeczeństwa z władzą o naszą przyszłość życia w świecie permanentnej inwigilacji i bezwarunkowego posłuszeństwa.

W Chinach do końca roku ma funkcjonować 60 milionów kamer monitoringu miejskiego, które będą obserwowały każdy krok obywateli, a sztuczna inteligencja odnotuje to w kontrowersyjnym Systemie Oceny Obywateli, a następnie oceni, czy obniżyć danej osobie pozycję w rankingu wiarygodności i ograniczyć związane z tym przywileje.

Ideą powstania Systemu Kredytu Społecznego jest jak najgłębsza kontrola obywateli. Na co dzień są oni punktowani w oparciu o status społeczny, dokonania, wkład w społeczności, przestrzeganie prawa, swoje finanse, wyznawanie idei głoszonych przez władzę i donosy innych Chińczyków. Ranking pomaga władzom segregować obywateli i wynagradzać tych bardziej zasłużonych dla kraju. Mogą oni liczyć na dużo lepszą jakość codziennego życia.

Reklama

Protestujący nie chcą się zgodzić na wprowadzenie w życie w Hongkongu identycznego prawa i związanych z nim ograniczeń, jakie obowiązują w kontynentalnych Chinach. Przede wszystkim chodzi właśnie o systemy monitoringu i szybką ekstradycję do Chin. Będzie to dla nich oznaczało brak wolności i całkowite posłuszeństwo wobec komunistycznej władzy oraz jej wszystkich kontrowersyjnych pomysłów. Wszelakie sprzeciwy będą skutkowały ekstradycją na kontynent i sądzeniem wobec tamtejszego surowego prawa.

Mieszkańcy Hongkongu mają wiele do stracenia, ponieważ osoby znajdujące się na niższych pozycjach w rankingu, nie mogą brać dogodnych kredytów, wysyłać dzieci do lepszych szkół, liczyć na lepszą pracę czy pomoc społeczną. Po ponad 12 miesiącach funkcjonowania, system ukarał już ponad 23 miliony obywateli. Trzeba tutaj podkreślić, że system na razie obejmuje małą część społeczeństwa. Ta liczba przeraża, bo to więcej, niż połowa Polski, nawet pomimo faktu, że w Chinach mieszka blisko 1,5 miliarda ludzi.

Demonstranci zaczęli masowo używać laserów do oślepiania kamer Wielkiego Brata, a teraz zdecydowali się również na niszczenie latarnii ulicznych, na których władza montuje podsłuchy, czujniki i kamery. Niestety, wszystko wskazuje na to, że mieszkańcy Hongkongu skazani są na porażkę, gdyż organizacje międzynarodowe i rządy krajów świata nie chcą wnikać w wewnętrzne sprawy Państwa Środka.

Źródło: GeekWeek.pl/CNN / Fot. NHK

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy