Czy noszenie dwóch maseczek bardziej chroni przed koronawirusem?
W związku z rosnącą liczbą przypadków COVID-19 na świecie i pojawianiem się nowych, wysoce zakaźnych wariantów wirusa, niektórzy ludzie zaczęli nosić po dwie maski jednocześnie. Może wydawać się to zbędnym środkiem ostrożności, ale eksperci twierdzą, że takie działanie ma sens.
Idea, która stoi za noszeniem dwóch maseczek ochronnych jednocześnie ma jasne podstawy naukowe. COVID-19 to choroba wywoływana przez wirusa SARS-CoV-2, który przenosi się drogą kropelkową. Zakładając maseczkę ochronną na nos i usta, wiele z kropli oddechowych zostaje odfiltrowanych i zablokowanych przed dostaniem się do naszego organizmu - to zmniejsza ryzyko transmisji wirusa.
Żadna maseczka ochronna nie jest idealna, bo żadna nie chroni w 100 proc. przed koronawirusem. Nawet maska N95, która ściśle przylega do twarzy, jest w 95 proc. skuteczna w blokowaniu cząsteczek o wielkości od 0,1 do 0,3 mikrona. Dobrą alternatywą jest noszenie dwóch maseczek jednocześnie - czy to jednorazowych chirurgicznych, czy wielorazowych materiałowych.
- Maseczka jest jak tor przeszkód, przez który cząsteczki mogą się przedostać. Dodanie drugiej maski dodaje kolejny tor przeszkód, zwiększając szansę, że cząsteczka zostanie uwięziona, zanim przedostanie się na drugą stronę - powiedziała prof. Linsey Marr, ekspert w dziedzinie przenoszenia wirusów drogą powietrzną z Virginia Tech.
Zdaniem Marr noszenie co najmniej dwóch warstw maseczek ochronnych może zablokować do 90 proc. cząstek zakaźnych, czyniąc je prawie tak samo skutecznymi jak w masce N95.
Dr Anthony Fauci, główny epidemiolog USA i dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych, również jest zwolennikiem tego pomysłu.