Z łomem na warszawski Pałac Kultury? Poszukiwacze zaginionego "atomowego schronu"

Atomowy schron miał przypominać podziemne miasto. Pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie sieć podziemnych korytarzy rzekomo prowadziła do tajnych apartamentów, a ukryta kolejka miała służyć do szybkiej ewakuacji komunistycznych kacyków. Ujawniamy prawdę o największej legendzie PRL-u, która rozpalała wyobraźnię milionów Polaków.

Niby wszyscy go znają, ale stanąć u jego stóp i spojrzeć w górę nawet dzisiaj robi wstrząsające wrażenie. Pałac Kultury i Nauki w Warszawie ma imponującą wysokość (237 metrów ze szpicą) i mimo powstania nowoczesnych wieżowców w śródmieściu stolicy wciąż jest drugim pod względem wysokości całkowitej budynkiem w Polsce. Dzieło rosyjskiego architekta Lwa Rudniewa miało być darem sowietów dla wstępującej do komunistycznej rodziny Polski. Tymczasem PKiN (Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina do 1956) stał się symbolem epoki PRL-u pełnej ponurych tajemnic, które przez długie dekady rozpalały wyobraźnię milionów mieszkańców Polski Ludowej. Czas zmierzyć się z jedną z największych legend tamtych mrocznych czasów, która nierozerwalnie była związana z tym gmachem, czyli opowieści o "podziemnym mieście i atomowym bunkrze" pod najbardziej znanym drapaczem chmur Polski Ludowej. Najpierw jednak warto przypomnieć niezwykłe losy jego budowy.

Reklama

To będzie dowód potęgi komunizmu

Nikt do końca nie wie, jakie były okoliczności pojawienia się pomysłu wybudowania pośrodku Warszawy kamiennej wieży wyglądem przypominającej prawie identyczne budowle w Moskwie. Podobno jego autorem był sam Józef Stalin. Związek Radziecki miał zaproponować ówczesnym władzom, że jako "dar od bratniego narodu" polska stolica miała do wyboru: budowę metra lub postawienie w centrum miasta gigantycznego wieżowca. Wybrano to drugie i 2 maja 1952 roku ruszyła budowa.

Rosyjski architekt Lew Władimirowicz Rudniew tworząc projekt  miał zainspirować się moskiewskimi drapaczami chmur, które są znane jako "siedem sióstr Stalina". To bliźniaczo podobne budynki do naszego Pałacu Kultury, które w stolicy ZSRR powstały w latach 1947-1953. 

Pałac Kultury i Nauki powstawał wbrew wszelkim zasadom architektonicznym w samym centrum zrujnowanej stolicy i miał ją całkowicie zdominować. W ramach przygotowania placu budowy wyburzono ok. 170 kamienic, które przetrwały wojnę. Podobno trzej właściciele kamienic, którzy nie wyrazili zgody na eksmisję, popełniło samobójstwo. Nie liczono się z kosztami. Przy budowie PKiN pracowało od 3500 do 5000 robotników ze Związku Radzieckiego i około 4 tysiące Polaków. Podczas prac budowlanych zginęło 16 osób, które zostały pochowane na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli. 

Jeszcze w 1953 roku oficjalnie wspólną uchwałą Rady Państwa i Rady Ministrów PRL nadano budynkowi nazwę Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina. Budowę zakończono 21 lipca 1955 i w tamtym momencie Warszawa stała się miastem, w którym stanął drugi najwyższy budynek w Europie (po budynku Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego). Nowy wysokościowiec z miejsca stał się najbardziej znanym budynkiem w Polsce, podziwianym przez mieszkańców i jednocześnie znienawidzonym przez przedwojennych urbanistów.

Narodziny legendy o "czerwonym bunkrze"

Praktycznie natychmiast pojawił się mit o wielkim, atomowym bunkrze pod gmachem PKiN. Mieszkańcy Warszawy byli przekonani, że tak niezwykły budynek musi kryć podziemny schron, w którym - gdy tylko rozpocznie się atomowa wojna z zachodem - ukryją się komunistyczni dygnitarze. Legendy mówiły, że pod Pałacem Kultury kryje się całe podziemne miasto z siecią tuneli, ukrytych apartamentów i magazynów, w którym można miesiącami czekać na zakończenie atomowej wojny. Bardzo ważnym elementem legendy o "schronie pod PKiN" miała być sekretna linia kolejki podziemnej, która miała prowadzić wprost z gmachu komitetu centralnego partii do schronu pod pałacem (odległość ok. kilkaset metrów). To właśnie ona miała pomóc w błyskawicznej ewakuacji partyjnych kacyków, kiedy tylko w kierunku Warszawy zostaną wystrzelone rakiety z ładunkami nuklearnymi. 

Z łomem na Pałac Kultury

Był 1986 rok, kiedy dwójka warszawskich studentów pierwszego roku UW postanowiła sprawdzić, czy legenda o ukrytym schronie pod Pałacem Kultury i Nauki jest prawdziwa. Byli przekonani, że uda im się włamać do schronu, wykonać zdjęcia podziemnych kompleksów i przekazać je ówczesnej opozycji tym samym przechodząc do historii. GeekWeek dotarł do jednego z nich, który poprosił o zachowanie anonimowości. Miejscem, które wybrali jako miejsce wejścia do schronu była tzw. trybuna honorowa na Placu Defilad. Zgodnie z legendą to właśnie z podziemnego saloniku pod trybuną jeden z korytarzy miał prowadzić wprost do atomowego bunkra.

Dwójka dzielnych studentów wyposażona w łomy i latarki w pewną listopadową noc 1986 roku włamała się do podziemnego saloniku pod trybuną honorową, która znajduje się na placu przed gmachem PKiN. Spodziewali się aresztowania, więc wcześniej w domu w widocznym miejscu każdy z nich zostawił list do rodziny. Początkowo wszystko szło dobrze. 



Odsunęli betonową płytę i schodami prowadzącymi w dół doszli do metalowej kraty i drzwi, które sforsowali przy użyciu łomu. Po chwili byli wewnątrz  pomieszczenia, które pełniło rolę luksusowego saloniku VIP. To tam mieli odpoczywać partyjni dygnitarze podczas pochodów pierwszomajowych, kiedy godzinami pozdrawiali maszerujące tłumy.

Jak to? Nie ma bunkra? Na pewno coś ukrywają..

Po latach mit o "atomowym bunkrze" został boleśnie zweryfikowany przez życie. Pod Pałacem Kultury i Nauki są rzeczywiście korytarze, ale prowadzą one jedynie do pomieszczeń technicznych. Schron atomowy okazał się jedynie legendą, w którą święcie wierzyli mieszkańcy Warszawy.

Dzisiaj podziemia pod Pałacem Kultury są udostępniane dla ciekawskich przy okazji takich wydarzeń jak np. "Noc Muzeów".

Czy Pałac Kultury i Nauki kryje w podziemiach mroczne tajemnice? Miłośnicy teorii spiskowych nadal wierzą, że atomowy schron istnieje, a polskie władze uparcie w tej sprawie milczą. Wystarczy poczytać komentarze pod artykułami o "tajnym bunkrze pod Pałacem Kultury", które ukazały się w sieci. Wyjaśnienia przedstawiane przez zarząd PKiN uważają za mydlenie oczu, a istnienie podziemnego kompleksu pod wieżowcem Stalina jest dla nich oczywiste. Mit o podziemnym, atomowym bunkrze dla władz w samym centrum Warszawy żyje dalej i... niech tak zostanie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: schrony | bomba atomowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy