Bitwa nad Berezyną. Bratobójcza krwawa łaźnia
Kiedy polskie wojska urządziły się w Kijowie, na północ i południe od miasta bolszewicy przygotowywali się do kontrataku. Na północnym froncie doszło do bratobójczych walk – żołnierze Wojska Polskiego starli się z polskimi bolszewikami.
Wśród walczących z rodzącą się Rzeczpospolitą o robotniczo-chłopską sprawiedliwość znaleźli się przedstawiciele wielu narodowości. Obok Chińczyków, Niemców, Łotyszy, Finów i Ukraińców byli tam również Polacy. Wbrew pozorom szeregowi polscy żołnierze bolszewickich oddziałów nie walczyli o internacjonalistyczną sowiecką republikę, a wierzyli, że walczą o wolną komunistyczną Polskę. Stąd w warunkach wojennych bratobójczych walk nie dało się uniknąć.
W 1919 roku dochodziło do nich dość często. Pułki Zachodniej Dywizji Strzelców Polskich starły się z polskimi kawalerzystami i piechurami pod Lidą, Baranowiczami i o Wilno. Kiedy 9 czerwca 1919 roku jednostka została przemianowana na 52 Dywizję Strzelców i straciła nieco swój narodowy charakter, spotkania polsko-polskie stały się rzadsze. Jednak nadal się zdarzały. Najbardziej brutalne i krwawe z nich miało miejsce 23 maja 1920 roku nad Berezyną.
Kontrofensywa
Jeszcze kiedy Wojsko Polskie zbliżało się do Kijowa, Włodzimierz Lenin zwrócił się do czerwonoarmistów ruszających na front przeciw Polsce. Mobilizował ich do zdecydowanej walki z "obszarnikami i kapitalistami polskimi":
"Teraz mówimy: towarzysze, potrafiliśmy dać odprawę straszniejszemu wrogowi, potrafiliśmy pokonać własnych obszarników i kapitalistów - pokonamy również obszarników i kapitalistów polskich! Powinniśmy wszyscy złożyć tu dzisiaj przysięgę, złożyć uroczyste przyrzeczenie, że wszyscy, jak jeden mąż, staniemy murem, żeby nie dopuścić do zwycięstwa polskich jaśnie panów i kapitalistów.
Niech żyją chłopi i robotnicy wolnej, niepodległej republiki polskiej! Precz z polskimi jaśnie panami, obszarnikami i kapitalistami! Niech żyje nasza robotniczo-chłopska Armia Czerwona!"
Celem nadchodzących posiłków było odrzucenie Polaków z Ukrainy i otwarcie drogi na zachód, do Warszawy, a potem Berlina. 14 maja 1920 roku jako pierwsze ruszyły na Białorusi wojska Tuchaczewskiego. Dowódca szybką i nie do końca przygotowaną kontrofensywą chciał odciążyć własne armie walczące na południu i równocześnie "rozbić i odrzucić polską armię w pińskie błota".
Po dwóch tygodniach ofensywy radzieckie wojska posunęły się o 150 kilometrów w głąb polskich pozycji, tworząc szeroki łuk skierowany na południowy zachód. Na drugim skrzydle "smoleńskich wrót", nad Berezyną, 16 Armia otrzymała rozkaz sforsowania rzeki i natarcia w kierunku miast Berezyna i Dokszyce. W razie powodzenia ruch ten spowodowałby odcięcie polskich armii na Froncie Litewsko-Białoruskim od południowego skrzydła, które walczyło na linii Dniepru i u ujścia Soży.
W pierwszej fazie operacji czerwonogwardziści zamierzali zająć strategiczne miejscowości nad Berezyną. Tam chcieli przygotować bazy tyłowe dla Oddziału Berezyńskiego Dnieprzańskiej Flotylli Wojennej. Jego okręty nie tylko dostarczały zaopatrzenie, ale także wspierały atakujących ogniem dział. Pułki radzieckich strzelców wspomagał również oddział desantowy, składający się z polskich bolszewików.
Pełne zaskakujących zwrotów akcji wojenne zmagania na rzekach Kresów Wschodnich w książce Sławomira Zagórskiego "Białe kontra czerwone". Do nabycia tylko w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym jak brytyjski premier próbował sprzedać bolszewikom Polskę w 1920 roku.
Po drugiej stronie rzeki
Naprzeciw radzieckiej armii stał 64 grudziądzki pułk piechoty. Był to stosunkowo młody oddział, który zaczęto formować 16 sierpnia 1919 roku w Inowrocławiu z pomorskich ochotników. Od początku 1919 roku przechodzili oni granicę niemiecką, by wstępować w szeregi Wojska Polskiego na terenie Wielkopolski. Początkowo pułk składał się z jednego batalionu piechoty, samodzielnej kompanii i sztabu. W styczniu 1920 dołączył do niego Batalion Murmańczyków, wsławiony walkami z bolszewikami na dalekiej północy Rosji.
W tym okresie żołnierze nosili jeszcze niemieckie mundury, na kołnierzach których przypięty był dawny herb województwa malborskiego - czerwony orzeł na złotej tarczy. Gdy jednostkę rozwinięto do pełnego trzybatalionowego składu, ze wszystkimi służbami, wysłano ją na Kaszuby, nad granicę z Niemcami. Nudna służba graniczna trwała trzy miesiące.
Wreszcie 30 kwietnia 1920 roku pułk wyruszył wraz z 63 toruńskim pułkiem piechoty do Łunińca. Pierwszy bój pomorscy żołnierze stoczyli 8 maja pod Jełaniem. Potem, podążając za wycofującym się wrogiem, dotarli nad Berezynę. Zdobyli Horwal, w którym pułkowi saperzy utworzyli przyczółek mostowy. Następnie, współpracując z inżynierami Flotylli Pińskiej, rozpoczęli remonty zdobytych parowców.
Żeby utrzymać przeciwnika w niepewności i zasięgnąć języka, piechurzy każdej nocy wysyłali patrole za linię frontu. Kierowali je głównie w okolice wsi Wielka Olba, gdzie Sowieci gromadzili zapasy, przygotowując się do kolejnej fazy ofensywy. 24 maja po raz pierwszy mogli się przekonać, jak brutalnego przeciwnika mają przed sobą. Jak zapisał w kronice działań 64 grudziądzkiego pułku pułkownik Konrad Rogaczewski:
"Dnia 24 maja 1920 roku patrol tej samej kompanji w sile 12 szeregowych, wysłany do Wielkiej Olby, nie zastał tam nieprzyjaciela. W powrotnej drodze patrol wpadł w zasadzkę i został rozbity. Ocalał tylko jeden szeregowiec, któremu udało się zbiec z niewoli. Okazało się, że patrol obrał do powrotu tę samą drogę, co w marszu naprzód, wskutek czego udało się nieprzyjacielowi wciągnąć go w zasadzkę. Wysłana pogoń już nie zdołała doścignąć nieprzyjaciela, by odbić jeńców."
Wówczas jeszcze dowództwo nie wiedziało, że przyszło im walczyć z czerwonymi Polakami.
Inny patrol wysłany tej samej nocy na radzieckie tyły miał więcej szczęścia i nawet pojmał jeńców. Ci nad ranem zeznali, że przygotowywany jest atak na polskie pozycje, rozmieszczone pod Szyrchówką, Wielką Olbą i Wittówką. Strzelcy otrzymali rozkaz zdobycia Horwala i mostu, który na początku maja wybudował pluton techniczny.
Rzeczywiście, wczesnym rankiem okręty radzieckiej flotylli wysadziły zapowiadany desant naprzeciw pozycji 4 kompanii 64 pułku. Następnie dwa uzbrojone statki podeszły pod miejscowość, otwierając ogień. Cztery pozostałe zaczęły ostrzeliwać pozycje piechoty, przygotowując pole do szturmu strzelców.
"Chodź psiakrew na bagnety"
Pociski radzieckich okrętów rozrywały się w bagnistych, podmokłych okopach, zasypując naszych piechurów kępami trawy, kamieniami i błotem. Pomorzanie pierwszy raz spotkali się z tak silnym ostrzałem artyleryjskim. Ogień prowadzony z kanonierek "Gromowoj", "Goriaczyj", "Gromkij" i dozorowca dosłownie przydusił ich do ziemi. W tym czasie kompania desantowa powoli podchodziła pod polskie pozycje. Jak referował później Rogaczewski:
Po raz pierwszy spotkał się tu bataljon z natarciem przeciwnika na bagnety. Jak się później okazało, był to pułk komunistów polskich. "Ja Antek, Ty Antek - chodź psiakrew na bagnety" - z takim i tem podobnemi okrzykami zwarły się oddziały z sobą. Już zaczął nieprzyjaciel ustępować, kiedy poprzez bagnisty las na flankę kompanji 4-ej wpadł na silny oddział sowiecki, który przechylił szalę zwycięstwa na korzyść nieprzyjaciela. Kompanja, otoczona olbrzymią przewagą z trzech stron, broniła się do upadłego.
Obie strony walczyły bez pardonu. Toczoną na śmierć i życie batalię opisałem w wydanej właśnie książce "Białe kontra Czerwone. Polscy marynarze w wojnie z bolszewikami":
"Mimo silnego ognia artylerii, będąc otoczonymi, piechurzy nie poddali się. Zginął dowódca kompanii, ppor. Prabucki; dowódca plutonu, sierż. Marian Butkiewicz i prawie cały skład kompanii. Piechurzy bronili się w okręgu, odpierając zażarte ataki "desantników" i dźgając bagnetami na oślep.
Komuniści nie pozostawali im dłużni. Kotłowały się ciała, lała się krew, słychać było przekleństwa i złorzeczenia. Bił się Polak przeciwko Polakowi. Najbrutalniej, jak się tylko dało. Dopiero odwód brygady, wspierany ogniem artylerii, odrzucił oddział desantowy flotylli."
Pole bitwy przedstawiało zatrważający widok. "Na trupie podporucznika Prabuckiego leżały zwłoki sierżanta, na nich kaprala, na tych znowu trupy całej drużyny. Tak poległ żołnierz pomorski w obronie wspólnej macierzy, chociaż może jeszcze nie władał dobrze językiem polskim" - opisywał ze smutkiem Rogaczewski. "U wszystkich poległych były orzełki czerwone (odznaka pułkowa) kilka razy przebite i przygwożdżone bagnetami do szyi".
Kolejne uderzenia odwodowych pododdziałów spowodowały odrzucenie desantu do rzeki, skąd strzelców odebrały okręty flotylli rzecznej. W kolejnych dniach pomorskie pułki nadal walczyły w obronie pozycji nad brzegiem Berezyny.
Dopiero ogólna sytuacja na froncie spowodowała, że 31 maja polskie placówki zostały zwinięte i piechota wycofała się na zachód. Tymczasem polska kompania desantowa Oddziału Berezyńskiego została rozwiązana, a strzelcy trafili do innych oddziałów czerwonej gwardii.
Pełne zaskakujących zwrotów akcji wojenne zmagania na rzekach Kresów Wschodnich w książce Sławomira Zagórskiego "Białe kontra czerwone". Do nabycia tylko w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym jak brytyjski premier próbował sprzedać bolszewikom Polskę w 1920 roku.