Wylądował samolotem bez skrzydła. Jak to możliwe?

F-15D po wylądowaniu w bazie Ramon stał się sensacją w izraelskiej armii /IAF /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

W historii lotnictwa są przypadki niewiarygodne, kiedy na lotnisko wracały samoloty z urwaną połową skrzydła. Inne w takiej sytuacji by spadły. Jednak historia Ziviego Nedivi zdaje się być na pograniczu fantazji – pilot wylądował z urwanym skrzydłem! Jak tego dokonał?

Pogoda 1 maja 1983 roku była wręcz znakomita. Piloci Sił Powietrznych Izraela przygotowywali się do kolejnej sesji szkoleniowej. Tym razem nowa załoga 133 Dywizjonu - pilot Zivi Nedivi i nawigator/operator systemów uzbrojenia Yehoar Gal mieli stoczyć pozorowaną walkę powietrzną z czterema szturmowcami A-4N Skyhawk. Para samolotów McDonnell Douglas F-15D Eagle miała wyjść w powietrze jako pierwsza. Prowadził Nedivi na F-15D-28-MC o numerze bocznym 957 i nazwie własnej "Markia Shchakim". Samolot był nowy, wyprodukowany przed trzema laty, ale na kadłubie nosił już cztery symbole wygranych pojedynków z samolotami przeciwnika - załogi nim latające zestrzeliły dwa MiGi-21 i dwa MiGi-23.

Reklama

Samoloty po starcie rozeszły się natychmiast nad pustynią Negev. Po kilkudziesięciu sekundach zawróciły, by przejść do ćwiczenia. F-15D rzuciły się na lecące niżej Skyhawki. Samoloty mijały się z bardzo dużymi prędkościami. Nagle na niebie rozległ się huk.

"W pewnym momencie zderzyłem się z jednym z Skyhawków - wspominał później Nedivi. Na początku nie zdawałem sobie z tego sprawy. Poczułem silne uderzenie i pomyślałem, że przeszliśmy przez strumień gazów wylotowych jednego z pozostałych samolotów. Zanim zdałem sobie sprawę, co się stało i zdążyłem zareagować, zobaczyłem wielką ognistą kulę ognia stworzoną przez eksplodującego Skyhawka."

W eterze zapanował tumult. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Z nawału dźwięków Nedivi usłyszał informację, że pilot Skyhawka wyskoczył. "Wówczas zrozumiałem, że kulą ognia był Skyhawk, a pilot się katapultował" - wspominał pilot.

Bezskrzydły samolot

"Z mojego skrzydła wydobywał się potężny strumień paliwa i zrozumiałem, że samolot został poważnie uszkodzony. Leciał bez żadnej kontroli w dziwnej spirali. Przełączyłem sterowanie elektroniczne i powoli zacząłem odzyskiwać kontrolę nad samolotem. Udało mi się wyrównać, ale było dla mnie jasne, że muszę się katapultować" - pisał w książce Johna Easley’a "Pressure suit".

Nedivi postanowił włączyć dopalacze. Większa prędkość ustabilizowała lot. Załoga F-15D nie zdawała sobie sprawę, że całkowicie utraciła skrzydło. Widok zasłaniały opary ulatującego paliwa. Najdłuższe pozostałości miały niespełna 60 cm długości! Samolot jednak trzymał się powietrzu i nic nie zapowiadało, że może spaść. Mimo to, lecący jako prowadzony, instruktor namawiał załogę do opuszczenia maszyny. Nedivi nie zdecydował się na katapultowanie.

"Skrzydło jest właściwie zbiornikiem paliwa, a wskaźnik paliwa pokazywał 0.000, założyłem więc, że strumień powietrza odessał całe paliwo. Przypomniałem sobie jednak, że zawory działają tylko w jednym kierunku, więc mogłem mieć wystarczającą ilość paliwa, żeby wrócić.

Lądowanie

Nedivi zaczął powoli skręcać w stronę bazy Ramon, leżącej na południowy wschód od Beer Szeby. Chwilę później znów pojawiły się problemy - "Zacząłem zmniejszać prędkość, ale w tym momencie jedno skrzydło nie wystarczało. Poszedłem w dół i na prawo. Na sekundę, zanim zdecydowałem się wyrzucić, pchnąłem gaz i znów zapaliłem dopalacz. Uzyskałem prędkość, a tym samym odzyskałem kontrolę nad samolotem."

Poważnie uszkodzony samolot zbliżał się do pasa startowego w Ramon. Wciąż ze zbyt dużą prędkością. Jednak każda próba zmniejszenia jej, powodowała opadanie maszyny. Nedivi utrzymywał więc nadmierną prędkość. Powiadomił o tym służby ratunkowe na ziemi. Poprosił o rozciągnięcie sieci hamującej. Nadal nikt mu nie powiedział, o tym że leci bez skrzydła. Samolot jak po sznurku schodził do lądowania.

"Następną rzeczą, którą zrobiłem, było opuszczenia haka do lądowania. Kilka sekund później dotknąłem pasa startowego z prędkością 260 węzłów (ok. 480 km/h). Około dwukrotnie większą, niż jest zalecana podczas przyziemienia. Hak, z powodu dużej prędkości, oderwał się od kadłuba, ale udało się zatrzymać samolot około 10 metrów przed siecią."

Chwilę później załoga samodzielnie opuściła samolot. Nadal nie zauważyli niczego dziwnego. "Odwróciłem się, żeby uścisnąć dłoń mojego instruktora, który namawiał mnie do katapultowania i wówczas to zobaczyłem! Był bez skrzydła!" W jednym z wywiadów Nedivi stwierdził, że gdyby w powietrzu wiedział, że stracił całe skrzydło, to natychmiast opuściłby samolot.

Fizyka czy cud?

Po wypadku producent samolotu, koncern McDonnell Douglas, otrzymał pytanie od dowództwa Sił Powietrznych Izraela, czy F-15 jest w stanie lecieć bez jednego skrzydła. Amerykańscy inżynierowie zgodnie stwierdzili, że jest to niemożliwe, gdyż każda symulacja przeprowadzana przez nich kończyła się katastrofą. Wówczas została im wysłana sekwencja zdjęć pokazująca lądującego bezskrzydłego F-15D.

Amerykanie byli w szoku. Jednak, kiedy poznali raport ze zdarzenia wszystko się wyjaśniło. Duża prędkość, jaką rozwijał samolot i bardzo szeroki kadłub generowały wystarczającą siłę nośną, aby myśliwiec mógł się utrzymać w powietrzu. Każde zmniejszenie prędkości powodowało przepadnięcie na skrzydło. Jak podkreślono w raporcie, gdyby nie umiejętności pilota i specyficzna budowa F-15D, takie lądowanie nie byłoby możliwe.

"Markia Shchakim"

Samolot o nazwie własnej "Markia Shchakim" trafił do remontu, w którym spędził dwa miesiące. Otrzymał nowe skrzydło i wrócił do służby, przechodząc do kolejnych dywizjonów. Po czterech zwycięstwach odniesionych podczas wojny z Libanem w 1982 roku, na tej maszynie odniesiono kolejny sukces - 19 listopada 1985 roku, podczas osłaniania nalotów na siedziby Organizacji Wyzwolenia Palestyny zestrzelono syryjskiego MiGa-23.

Zivi Nedivi odszedł do rezerwy w stopniu majora. Obecnie pracuje jako dyrektor wykonawczy w jednej ze spółek produkujących wyposażenie dla wojska. Krążyły plotki, że po wypadku został zdegradowany za nieposłuszeństwo wobec swojego instruktora, a następnie awansowany za uratowanie samolotu. Jednak prawdopodobnie jest to tylko legenda.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy