Hakerzy LulzSec promowali sieciowe bezpieczeństwo
Gdy kilka dni temu informowano o zatrzymaniu czołowych hakerów LulzSec, jedyną niespodzianką wydawał się fakt, że szef grupy był policyjnym donosicielem. Pojawiło się jednak kilka nowych, ciekawych informacji.
Pojawiły się również nowe fakty na temat przywódcy LulzSec. Hector Xavier Monsegur, znany jako Sabu, był nie tylko konfidentem donoszącym na swoich przyjaciół. Współpracę z władzami rozpoczął, chcąc uniknąć rozłąki z dziećmi i kary za włamania w internecie, ale również za bardziej przyziemne przewinienia.
Jak się okazało, Sabu, bezrobotny nowojorczyk, ma na koncie zatargi z prawem wywołane alkoholem i narkotykami. Próbował m.in. dorabiać jako diler, ale nie zrobił kariery w narkobiznesie - zatrzymano go za handel marihuaną. Wśród postawionych mu zarzutów znalazło się również nielegalne posiadanie broni.
Co więcej, w 2010 roku Monsegur okradł swojego współpracownika, robiąc za pomocą jego karty kredytowej zakupy na 15 tys. dolarów. Z informacji tych wyłania się obraz nie tyle genialnego hakera mającego zatargi z prawem, jak np. Kevin Mitnick, ale pospolitego, niezbyt skutecznego opryszka, który chcąc zdobyć dostęp do maili członków grupy, zaproponował pewnemu hakerowi pieniądze za włamanie na ich konta pocztowe.
Z drugiej strony Sabu musiał być przekonujący, jeśli udało mu się zdobyć zaufanie utalentowanych ludzi, którzy potrafili w praktyce wykorzystać swoją wiedzę do celów grupy.
Łukasz Michalik