W.T.F. - agencje wywiadowcze kontra WikiLeaks
Centralna Agencja Wywiadowcza (odpowiedzialna za wywiad zagraniczny) założyła zespół WikiLeaks Task Force, mający się zajmować przypadkami ewentualnego ujawnienia agentów. Grupa jest znana w centrali CIA pod zabawnym, znanym internautom, skrótem W.T.F.
Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Agency, NSA), odpowiadająca za prowadzenie nasłuchu elektronicznego, wyciąga wnioski z publikacji depesz dyplomatycznych w portalu WikiLeaks. - Zakładamy, że również nam może się to [wyciek danych - przyp. red.] przytrafić - powiedziała Deborah Plunkett, szefowa działu ochrony NSA, podczas konferencji Cybersecurity Forum zorganizowanej w Waszyngtonie przez magazyn "The Atlantic". Agencja Bezpieczeństwa Narodowego uważa, że już została zdyskredytowana, a ujawnienie materiałów wywiadu nastąpi prędzej czy później.
NSA przygotowuje się już na nadejście przyszłego roku, a prognostycy i analitycy przynajmniej co do jednego są zgodni: to będzie rok cyberwojen prowadzonych na całym świecie. Po wyczynach robaka Stuxnet, atakach Irańskiej Cyberarmii na Chiny albo Chin na amerykańskie firmy takie prognozy raczej nikogo nie zaskakują. Z kolei eksperci od bezpieczeństwa ostrzegają przed nadużywaniem wojennej retoryki. Zalicza się do nich np. Bruce Schneier, który przemawiając na zjeździe Instytutu Spraw Międzynarodowych i Europejskich (Institute of International and European Affairs), proponował, aby nie sięgać zbyt pochopnie po pojęcia z dziedziny wojskowości.
W Waszyngtonie Deborah Plunkett powiedziała z kolei, że NSA nie koncentruje się już tylko na obronie własnej i państwowej struktury teleinformatycznej IT: "Musimy założyć, że naprawdę wyrafinowane ataki pozostają niezauważone". Szefowa działu bezpieczeństwa mówiła o uruchomieniu lepszych czujników, które w wielu punktach amerykańskiego systemu informatycznego wykryją luki zagrażające sieciom, i napomknęła o drastycznym ograniczeniu uprawnień dostępu do wrażliwych systemów. W sieci SIPRNet (wykorzystywanej przez amerykańskie służby dyplomatyczne i ministerstwo obrony) jest 2,5 miliona kont użytkowników. Taka struktura nie może być uznana za bezpieczną - uważa Plunkett.
Najprawdopodobniej to właśnie ze SIPRNetu wyciekły depesze, dzięki którym witryna WikiLeaks trafiła na pierwsze strony gazet. Plunkett odmówiła odpowiedzi na pytanie o to, czy NSA ucierpiała w wyniku publikacji tajnych dokumentów. Nie wiadomo także, w jakim stopniu poszkodowane zostały inne agencje. Według dziennika "The Washington Post".